Frankowicze lubią przypominać, że po tym, jak 15 stycznia 2015 roku Bank Szwajcarii przestał bronić swojej waluty i kurs franka szwajcarskiego wystrzelił z 3,54 zł do 4,31 zł, raty ich kredytów wzrosły o kilkaset złotych. Do dziś tamten dzień nazywany jest w mediach "czarnym czwartkiem", ale choć anomalia była bolesna, to jednak krótkotrwała.
Po mniej więcej dwóch tygodniach kurs spadł poniżej 4 zł. Jednocześnie mocno obniżono stopy procentowe w Szwajcarii.
Na zadłużenie frankowiczów wpływa w głównej mierze co innego: pandemia – przekonuje "Gazeta Wyborcza".
- Kurs powyżej 4 zł utrzymuje się już od połowy lutego 2020 r. Gdy płatność raty odbywa się dokładnie w połowie miesiąca, to najwyższe raty w trakcie pandemii zostały zapłacone w kwietniu (1950 zł) i maju (1965 zł) ubiegłego roku. Nie ma pewności, kiedy wrócą do poziomu poniżej 1800 zł. Dodatkowo część frankowiczów straciła w tym czasie dochody lub ich poziom drastycznie spadł – powiedział w rozmowie z "GW" Jarosław Sadowski, główny analityk Expander Advisors.
Przywołał przykład kredytu frankowego na 300 tys. zł, który wzięty został 13 lat temu. Obecne zadłużenie wynosi 360 820 zł. Jednocześnie spadł dług liczony w walucie - z 140 078 do 86 320 franków.
To jednak tylko teoretycznie dobra wiadomość dla frankowiczów. Zarówno ich dochody, jak i kwoty uzyskane z potencjalnej sprzedaży mieszkania są wyrażone w złotych.