Projekt ustawy frankowej miał wejść w życie 1 lipca 2019 roku. Szanse na realizację takiego scenariusza są jednak iluzoryczne. Rząd stracił zainteresowanie forsowaniem rozwiązania, gdy okazało się, że nie tylko dokument nie podoba się bankom i frankowiczom, ale może także pogorszyć relacje dyplomatyczne z czterema unijnymi państwami oraz Komisją Europejską.
W lutym "Dziennik Gazeta Prawna" ujawnił, że ambasadorowie Niemiec, Austrii, Hiszpanii i Portugalii wystosowali do przewodniczącego sejmowej Komisji finansów publicznych list, w którym ostrzegli przed przyjmowaniem ustawy o pomocy frankowiczom. Zasugerowali, że ewentualne straty właścicieli banków spowodowane utworzeniem tzw. funduszu konwersji mogą doprowadzić do szeregu pozwów przeciwko Polsce.
Rząd nie zamierza przed wyborami otwierać zatem nowego frontu, ale nie może także oficjalnie ogłosić wycofania swojego poparcia dla pomocy zadłużonym Polakom. Przyjęty w lutym przez podkomisję projekt ustawy ma zatem "umrzeć" w ciszy parlamentarnych gabinetów.
Tadeusz Cymański, któremu powierzono misję kierowania pracami podkomisji, był zaskoczony naszymi ustaleniami. Przyznał jednak, że jego rola się skończyła w chwili przyjęcia sprawozdania z prac podkomisji, a o losie dokumentu zdecyduje marszałek Sejmu. Dodał, że będzie monitorował sprawę.
Zapytany o sprawę przedstawiciel Kancelarii Prezydenta zapewnia z kolei, że nie ma się czym martwić i zapowiada więcej informacji w drugiej połowie tygodnia.
Wybory do parlamentu muszą odbyć się pomiędzy 12 października a 12 listopada. Z tego względu do końca kadencji zaplanowano, poza tym w obecnym tygodniu, tylko sześć posiedzeń.
Choć posłowie niejednokrotnie pokazywali, że potrafią w kilkadziesiąt godzin uchwalić ustawę od podstaw, to przy braku wyraźnego poparcia politycznego na niewiele się to zda. W końcu termin wejścia w życie ustawy wyznaczono na 1 lipca 2019 r. Nawet jej przesunięcie daje przy braku poparcia politycznego małe szanse na przyjęcie jej przed końcem kadencji. Wystarczy bowiem, że posłowie "przypomną" sobie o zasadach prawidłowej legislacji. To bowiem będzie wymagać drugiego czytania, ewentualnych poprawek, prac komisji, głosowania, prac Senatu, poprawek i kolejnego głosowania w Sejmie. Do tego czas na opinie prawne i szanse na przyjęcie ustawy maleją niemal do zera.
Do tego przed posłami bardzo intensywny czas - w końcu w trybie ekspresowym muszą przyjąć ustawy realizujące obietnice tzw. piątki Kaczyńskiego. Czasu jest niewiele, trzynaste emerytury mają być wypłacane w maju, a 500 plus na pierwsze dziecko od lipca. Do tego zapowiedziane na ten rok obniżenie kosztów pracy i zwolnienie najmłodszych z płacenia PIT. Przynajmniej dwie ostatnie ustawy będą z kategorii pracochłonnych.
Jeśli rząd Zjednoczonej Prawicy faktycznie zastosuje taktykę na "przeczekanie", o której money.pl poinformowały źródła zbliżone do Alej Ujazdowskich, to dzień po jesiennych wyborach ustawa zostanie "zmielona". Zadziała tzw. zasada dyskontynuacji - nieuchwalone przed końcem kadencji ustawy trafiają do kosza. Choć zasada nie jest jednoznacznie zawarta w żadnym dokumencie, to jest już zwyczajem polskiego parlamentu. Na tyle zakorzenionym, że w ustawie o inicjatywie obywatelskiej czy regulaminie Sejmu zapisano, które projekty nie mogą być w ten sposób traktowane - mowa o ustawach dostosowujących nasze prawo do wymogów UE oraz właśnie inicjatywie obywatelskiej.
W ten sposób, rząd będzie miał "czyste ręce" i problem frankowiczów odłoży na kolejną kadencję. A każdy kolejny rok to "chłodzenie" kwestii - według BIK na koniec 2018 r. do spłaty było ponad 450 tys. takich kredytów wartych 107,1 mld zł. Dwa lata wcześniej było to 519 tys. kredytów na kwotę 136,81 mld zł.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl