Dochód gwarantowany – dla wszystkich, bezwarunkowo i regularnie. Czy to jest recepta na nierówności społeczne? A może niepotrzebne rozdawnictwo pieniędzy?
Ostatnie badania wskazują, że gwarantowany dochód mógłby zwiększyć wartość amerykańskiej gospodarki o 2,5 tryliona dolarów. Coraz więcej przedsiębiorców, głównie z Doliny Krzemowej, głośno popiera pomysł wprowadzenia tego rodzaju wsparcia. Tymczasem Europa eksperymentuje. Dwa lata temu Szwajcaria odrzuciła w referendum pomysł dochodu gwarantowanego. Finlandia przeciwnie – wdrożyła pilotażowy program, w którym 2 tys. bezrobotnych dostaje co miesiąc 560 euro za nic.
Dochód gwarantowany ma być realną pomocą dla prekarian, czyli wciąż rosnącej grupy społecznej zatrudnionej na umowach śmieciowych, pozbawionej podstawowego poczucia bezpieczeństwa i niezdolnej do długoterminowego planowania. To także – zdaniem prof. Guya Standinga z University of London – skuteczna ochrona przed czekającym nas „cyfrowym tsunami”. Do 2050 roku, w wyniku automatyzacji pracy, robotyzacji i rozwoju sztucznej inteligencji, pracę może stracić 250 mln ludzi.
Praca, która uszczęśliwia
Krytycy pomysłu zarzucają mu m.in. to, że zniechęci ludzi do pracy. Ktoś, kto będzie dostawał regularną pensję nie będzie już myślał o samorozwoju.
– Mam wystarczająco dużo pieniędzy, by zaspokoić swoje podstawowe potrzeby i już dziś przejść na emeryturę. Czy zamierzam to zrobić? Nie! Nadal będę ciężko pracował – odpowiada sceptykom Steward Butterfield, rocznik 1973, współzałożyciel serwisu do udostępniania zdjęć Flickr.
Postawa Butterfielda wpisuje się w teorię, która mówi, że praca jest podstawową potrzebą człowieka. Co więcej poza dobrymi relacjami z bliskimi i dobrym zdrowiem jest trzecim czynnikiem, który – jeśli czujemy się doceniani – nas uszczęśliwia.
Groźne – zdaniem ekspertów – jest właśnie rosnące poczucie zagubienia i braku pewności siebie u milionów ludzi na całym świecie.
– Jeśli nie rozwiążemy tego problemu doprowadzimy do czegoś, co nazywam „politycznym potworem” – rosnącego populizmu i rozwoju neofaszyzmu. Istniejący system dystrybucji dochodów nie jest w stanie sobie z tym poradzić – przekonuje Guy Standing.
W USA i Kanadzie jest mnóstwo pracowników np. fast foodów, którzy są źle opłacani. Ci ludzie już żyją na bardzo niskim poziomie, a chcąc zaspokoić swoje potrzeby zmuszeni są korzystać z wysokooprocentowanych kart kredytowych.
– Mając minimalne wsparcie będą w stanie dokonywać lepszych życiowych wyborów. Będą też mieli lepszą pozycję negocjacyjną w rozmowach z pracodawcą – zwraca uwagę Steward Butterfield. – Wiemy też z badań socjologicznych, że u ludzie niepewnych, pozbawionych poczucia bezpieczeństwa obniża się poziom IQ. Te osoby są także mniej altruistyczne, tolerancyjne i nastawione na współpracę – dodaje Standing.
Małe kwoty, duża różnica
Czy gwarantowany dochód ma szansę sprawdzić się wszędzie? Zdaniem Minouche Shafik, dyrektor London School of Economics jest to bardzo interesująca propozycja, ale dla krajów rozwijających się, małych i średnich, które są w stanie sfinansować tego rodzaju pomoc.
– Istnieje cały szereg dowodów, że zapewnienie gwarantowanego dochodu dla najbiedniejszych rodzin naprawdę poprawiło ich warunki życiowe. Ci ludzie zaczęli się lepiej odżywiać, byli w stanie posłać dzieci do szkół, a nawet zaczęli rozwijać małe biznesy – wylicza Minouche Shafik.
Dla krajów zaawansowanych gospodarczo i dobrze prosperujących, które są w stanie świadczyć pomoc na rzecz najbiedniejszych, gwarantowany dochód jest zbyt kosztowną propozycją.
– Nawet niewielki, powiedzmy na poziomie 25 proc. średniej krajowej będzie kosztował państwo 6,5 proc. PKB, a to bardzo dużo. Nie znam zbyt wielu krajów, które na to stać. Dla rozwiniętych gospodarek są lepsze rozwiązania – mówi Shafik. I wymienia m.in. zmiany w systemie podatkowym.
Minouche Shafik mówi też wprost, że dla niej wypłacanie gwarantowanego dochodu bogatym byłoby marnowaniem pieniędzy. Podobnego zdania jest Yasuhiro Sato, dyrektor generalny i prezes japońskiego Mizuho Financial Group. – Myślę, że lepiej byłoby doinwestować edukację, niż rozdawać pieniądze wszystkim.
Pomysłu broni Standing. – To nie jest kwestia ubóstwa. Z biedą można walczyć w każdy inny sposób. Tu chodzi o zapewnienie podstawowej potrzeby poczucia bezpieczeństwa. W każdym kraju. Bo możemy mówić o wzroście gospodarczym i równoczesnym wzroście liczby bezdomnych czy wykluczonych. Mamy dziś do czynienia z kryzysem związanym z poczuciem niepewności, zagubienia – ripostuje. I zachęca do wprowadzania gwarantowanego dochodu na początek na dość niskim poziomie. – Nawet stosunkowo niewielkie kwoty, mogą zrobić dużą różnicę – nie ma wątpliwości.