Seniorzy z przyszłości według statystyk będą mieli dwa razy lepiej niż seniorzy z teraźniejszości. Dziś średnia emerytura to niewiele ponad 2 tys. zł. W 2040 roku przeciętna wysokość będzie wynosić 2,8 tys. zł (wyrażona w dzisiejszych cenach). W 2055 roku ponad 3 tys. zł (również w dzisiejszych cenach). Za blisko 60 lat dobije do 4,5 tys. zł (w dzisiejszych cenach), czyli… ponad 20 tys. zł. Tak wynika z prognoz opracowanych przez ZUS.
Żyć, nie umierać? Eksperci ostrzegają, by zapomnieć o bajońskich sumach. W takie kwoty nie wierzą. I przypominają, że z roku na rok coraz więcej osób nie dostaje nawet minimalnego świadczenia.
- Jaki jest sens w podawaniu prognoz na 50, 60 lub 70 lat do przodu? Nie ma żadnego - śmieje się prof. Robert Gwiazdowski, ekonomista i były członek rady nadzorczej Zakładu Ubezpieczeń Społecznych.
- 2080 rok? A nie możemy porozmawiać o czymś bliższym? - dodaje z kolei Jeremi Mordasewicz, ekspert Konfederacji Lewiatan oraz były członek rady nadzorczej ZUS.
- To oczywiście czysta statystyka i to na pewno dobrze policzona statystyka, ale… przy całym szeregu założeń, które są nie do spełnienia - komentuje w rozmowie z money.pl prof. Robert Gwiazdowski. Tak wielka emerytura może i wygląda imponująco, ale wciąż będzie ułamkiem otrzymywanego w tym momencie wynagrodzenia.
Emerycie, dostaniesz i tak mało
Co to oznacza? Że kończąc pracę i przechodząc na emeryturę, seniorzy będą po prostu wyraźnie biedniejsi. - Jeżeli sami o siebie nie zadbają, to z dnia na dzień stracą sporą część domowego budżetu. Jeżeli nie chcą być zależni od ZUS, to muszą dbać o siebie już dziś – mówi.
Dlaczego prognozy tak odległe mijają się z celem?
- W takim czasie zmieni się wszystko, absolutnie wszystko. Długość życia Polaków, wiek emerytalny, zarobki, sytuacja gospodarcza, poziom cen w sklepach. Wszystko, co jest potrzebne, żeby liczyć przyszłą emeryturę. A jednocześnie zmienić się może cały system emerytalny. Ten ma ledwie 20 lat, więc Polacy zamiast myśleć o 20 tys. zł w portfelu na starość, powinni czuć w kościach, że ten system tego nie wytrzyma. Muszą zadbać o siebie sami - dodaje prof. Gwiazdowski.
I przypomina sytuację, gdy wiele lat temu w gronie ekspertów rządowych pytał o to, co się będzie działo z emeryturami za dekadę. Wskazywał wówczas, że problemy przyjdą już w 2020 roku.
Prof. Gwiazdowski usłyszał wtedy od jednego z doradców ówczesnego premiera Kazimierza Marcinkiewicza, że w takiej perspektywie nie uprawia się polityki. A zatem politycy nie będą rozmawiać o żadnych dekadach.
Podobne odczucia w kwestii gigantycznych świadczeń mają inni eksperci.
- Prognozowanie na 5, może 10 lat daje nam realną perspektywę, jakie świadczenia otrzymają seniorzy, którzy są tuż przed emeryturą. Z kolei prognoza na kilkadziesiąt lat do przodu jest bliższa zgadywance lub prognozie pogody na zimę. W 20 tys. zł emerytury bym po prostu nie wierzył. I to nie jest kwestia zaufania do państwa, a dbania o własny interes - mówi money.pl dr Antoni Kolek, prezes Instytutu Emerytalnego.
- W ciągu tygodnia Polacy dostali na tacy dwie wizje. Jedna pokazująca skrajnie niskie świadczenia, druga wręcz bajońska. I żadna nie jest pewna, obie mieszają za to w głowie - przekonuje. - Czy tego chcemy, czy nie o świadczenie na przyszłość trzeba będzie zadbać samemu - dodaje.
- Polacy muszą zdać sobie sprawę, że ich emerytury są wynikiem bardzo prostego działania. To suma odłożonych składek i przewidywany czas życia. Wielkimi liczbami można tylko namieszać w głowie. Jeżeli przez 40 lat odprowadzamy co miesiąc tysiąc złotych, to przez 20 lat będziemy pobierać ledwie dwa tysiące złotych. Nie da się oszukać tej zasady, bo to matematyka - komentuje Jeremi Mordasewicz. Eksperci zgodnie podkreślają, że o emeryturze lepiej myśleć w kategoriach "mała", a nie "ogromna".
Tym bardziej że wyliczenie świadczenia dla dzisiejszych pracujących Polaków wcale nie jest takie proste. Sam Zakład Ubezpieczeń Społecznych przedstawia prognozy dotyczące świadczeń tylko części ubezpieczonym. Młodzi najczęściej tego pola w corocznym liście z ZUS nie mają wyliczonego. Powód jest banalny: takie wyliczenia są niezwykle trudne.
Czy ZUS kłamie? Wręcz przeciwnie. Opiera się jednak na założeniach z dziś, które do 2080 roku zmienią się wielokrotnie. Zdają sobie sprawę z tego analitycy Zakładu Ubezpieczeń Społecznych.
Wyliczenia dziś, wypłaty za wiele lat
- Pamiętajmy, że prognoza naszej emerytalnej przyszłości zależy od wielu zmiennych, przede wszystkim rozwoju gospodarki, a więc w dalszej kolejności stopy zatrudnienia, poziomu wynagrodzeń, inflacji, ale także bieżącej legislacji - komentuje w rozmowie z money.pl Wojciech Andrusiewicz, rzecznik ZUS.
- My prognozujemy w oparciu o bieżący stan prawny i bieżącą projekcję wskaźników gospodarczych. Patrzmy więc na prognozy wysokości świadczeń jako na pewną wizję, do której powinniśmy przygotowywać scenariusze działań i na którą powinniśmy reagować na bieżąco już dziś. I to jest kwestia kluczowa, byśmy mogli się przygotować na te możliwe scenariusze naszej przyszłości, bo dziś budujemy nasze emerytalne jutro - dodaje.
Zwraca jednak uwagę, że choć faktycznie roczna stopa zastąpienia (czyli stosunek średniej emerytury do średniej pensji) spada, to seniorzy będą mieli wyższą siłę nabywczą. Kupią po prostu nieco więcej. - W rzeczywistości dla emeryta to właśnie siła nabywcza jego świadczenia jest ważniejsza - tłumaczy.
Ale i sama prezes ZUS prof. Gertruda Uścińska nie ukrywa, że przyszłość emerytów nie wygląda różowo. Sama podkreśla wielokrotnie, że jedyną szansą na godne świadczenie jest legalna praca, odprowadzanie składek i jednocześnie budowa własnych oszczędności. Tylko w ten sposób można uchronić się przed emerytalnym szokiem. Tym bardziej istotna jest długa praca. Widać to, gdy porówna się świadczenia mężczyzn i kobiet. Jedni pracują do 65. roku życia, drugie do 60. roku życia. Efekt? Przeciętna emerytura mężczyzny to 2699 zł i 52 grosze. Przeciętna emerytura kobiety? 1614 zł i 39 groszy. To tysiąc złotych różnicy.