Opinia prof. Joanny Tyrowicz powstała w ramach projektu #RingEkonomiczny money.pl. To format debaty na ważne, ale sporne tematy gospodarcze i społeczne. Tematem przewodnim tej edycji Ringu jest minimalny wiek emerytalny kobiet, którego podwyższenie rekomenduje Polsce MFW. Prof. Joanna Tyrowicz z think-tanku GRAPE i Uniwersytetu Warszawskiego polemizuje z prof. Markiem Górą z SGH, współautorem dzisiejszego polskiego systemu emerytalnego. Jest to jej drugi głos w tej dyskusji. Równolegle publikujemy drugą opinię prof. Góry oraz artykuł dr. Macieja Grodzickiego z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Wcześniej w naszym "pojedynku na argumenty" udział wzięli również Maciej Lis z OECD oraz Piotr Soroczyński z KIG.
***
Ustalmy kilka punktów startowych dyskusji o minimalnym wieku emerytalnym. Po pierwsze: nie umiemy cofać się w czasie i naprawiać spraw popsutych zawżdy. Ma to swoje zalety, bo oznacza, że nie możemy się cofnąć po to, by coś jeszcze dodatkowo popsuć. Po drugie: żyjemy w demokracji a w niej decyduje większość głosujących obywateli. I po trzecie: jesteśmy społeczeństwem względnie bogatym i dość solidarnym. To również ma poważne zalety, a pośród nich taką, że nie bardzo tolerujemy pozostawianie w cierpieniu i ubóstwie osób bezradnych, a gdy źródło ubóstwa jest systemowe – oczekujemy rozwiązań systemowych.
W artykule opublikowanym w money.pl w ramach "Ringu ekonomicznego" prof. Marek Góra argumentował, że należy zrównać minimalny wiek emerytalny kobiet i mężczyzn. Przedstawił argumenty dla poparcia tej tezy. W równolegle opublikowanym tekście wskazywałam, że zgodnie z obliczeniami zespołu GRAPE jest to trochę dyskusja w stylu "myślał indyk o niedzieli, a w sobotę łeb ucięli".
Niemal wszystkie kobiety oraz większość mężczyzn z roczników 1978 r. i młodszych będą otrzymywali świadczenie minimalne. Jedyna niepewność dotyczy tego, ile do tych świadczeń trzeba będzie dopłacić z podatków powszechnych. Ewentualne stopniowe podnoszenie wieku emerytalnego będzie miało wpływ na wielkość tych dopłat, ale dla dzisiejszych czterdziestoparolatków niewiele się zmieni. Nie miałabym czelności przekonywać obywateli naszego kraju do poparcia takiej reformy.
Pokonaliśmy dwie trzecie drogi do ściany
Bardzo niskie emerytury rocznika 1978 i młodszych są faktem. Nie są szczególnym zaskoczeniem: obniżenie stopy zastąpienia z około 80 proc. do około 30 proc. na skutek reformy z 1997 r. to dokładnie to samo stwierdzenie, tyle że 30 proc. daje mniej do myślenia, bo nie jest wyrażone w kategoriach intuicyjnie zrozumiałych. Reforma z 1997 r. nie zakładała podniesienia wieku emerytalnego (choć bazowała na z grubsza podobnych prognozach demograficznych do tych, z których korzystamy i dziś). Nikt też wówczas nie pokazywał, jak niskie w kategoriach namacalnych będą świadczenia emerytalne.
Już w okresie pracy nad reformą obowiązywała gwarancja emerytury minimalnej, bo wynika ona z konwencji Międzynarodowej Organizacji Pracy z 1952 r., którą Polska ratyfikowała w 2003 r. A konieczność ustalenia w ustawie wieku emerytalnego wynika wprost z art. 67 Konstytucji RP z 1997 r. Jedyne, co wnoszą do stanu wiedzy badania GRAPE, które opisywałam w moim pierwszym tekście, to nazwanie spraw po imieniu.
Nasz model zaczyna z wymiaru ludzkiego (bo modelujemy explicite zachowania i sytuację osób o różnej sytuacji dochodowej i różnych preferencjach), więc i na wymiarze o bardzo ludzkiej twarzy kończy: wszystkie kobiety i ponad połowa mężczyzn urodzonych po 1978 r. otrzymają po przepracowaniu życia zawodowego co najwyżej emeryturę minimalną, do której trzeba będzie dopłacić z podatków powszechnych. Kalkulacja ta jest jeszcze bardziej dramatyczna dla osób korzystających z preferencji przy odprowadzaniu składek (np. osoby samozatrudnione).
Ściana polegająca na narastającym ubóstwie emerytów przybliża się do nas od 1997 r. w tempie jednostajnym: jednego roku co roku. Na razie minęło 28 lat tego przybliżania, zostało nam jeszcze 13 lat. Czyli na razie pokonaliśmy dwie trzecie odległości do ściany, a przed nami jeszcze jedna trzecia. W ciągu minionych niemal 30 lat nie poczyniliśmy żadnych trwałych kroków w celu złagodzenia tego czołowego zderzenia ze ścianą masowego ubóstwa kolejnych roczników emerytów.
Usunięcie z systemu emerytury minimalnej niewiele zmieni
Profesor Marek Góra w dwugłosie ringowym proponuje, byśmy zapomnieli o gwarancji emerytury minimalnej oraz o innych kłopotliwych parametrach naszego systemu emerytalnego i zamiast tego skupili się na dyskusji o podnoszeniu wieku emerytalnego kobiet. Nie pociąga mnie ta wizja właśnie dlatego, że działają trzy zaproponowane na początku punkty startowe.
Z obserwacji, że nie umiemy się cofać w czasie wynika jednoznacznie, że jeśli podnoszenie wieku emerytalnego kobiet miałoby mieć charakter stopniowy a nie gwałtowny, to nie zdążymy go podnieść w wystarczającym stopniu nim nie będzie "za późno" (czyli wiek emerytalny osiągną roczniki 1978 i młodsze). Jeśli w ciągu pozostałych nam do dyspozycji 13 lat mielibyśmy osiągnąć wiek emerytalny dla kobiet wyższy o np. 5 lat (a jeszcze nawet nie zaczęliśmy) to podnosić go trzeba jednak dość gwałtownie.
Z obserwacji, że żyjemy w demokracji, wynika, że dla takiego rozwiązania musiałaby się znaleźć większość. Nie jest zatem możliwe wprowadzenie takiej legislacji bez częściowego przynajmniej poparcia tego rozwiązania przez kobiety. A z ich indywidualnego punktu widzenia wybór jest pomiędzy dwiema opcjami: 60 lat i emerytura minimalna lub 65 lat i również emerytura minimalna, lub prawie minimalna. Nie trzeba wielkiej biegłości w ekonomii politycznej, żeby sceptycznie oceniać szanse polityka, który postawi swój autorytet za proponowaniem takiej zmiany.
Wreszcie, z oceny że jesteśmy społeczeństwem względnie bogatym i solidarnym wynika wprost, że niskie emerytury pociągną za sobą poparcie społeczne dla "prostych" pomysłów, takich jak dodatkowe świadczenia raz czy kilka razy w roku dla niektórych emerytów, emerytura wdowia, dodatkowe świadczenie za urodzenie i wychowanie wystarczającej liczby dzieci i inne sposoby wspierania osób o niskich świadczeniach. Szczególnie, że czasem te osoby faktycznie będą zbyt schorowane by pracować i zbyt ubogie, by ogrzać dom albo wykupić leki. Co więcej, w miarę upływu lat udział osób z tymi problemami będzie w naszym społeczeństwie tylko rósł.
Nie ma więc znaczenia, czy jakieś minimalne zabezpieczenie przed ubóstwem będzie wynikać z emerytury minimalnej czy ze świadczeń z pomocy społecznej – ostatecznie tak czy owak będą to środki z podatków powszechnych na finansowanie absolutnego minimum egzystencji osób starszych.
Dzisiejsze parametry systemu emerytalnego nie są optymalne
W jednej sprawie będziemy z profesorem Górą zgodni - istnieje jakieś optimum wynikające z nauki zwanej ekonomią. Nie trzeba czekać następnych 27 lat, by odkryć ponownie to, co było wiadomo w 1997 r. (obecny system emerytalny istnieje od 1999 r., ale reformę zapoczątkowały trzy ustawy z 1997 r. - red.). Czyli na przykład nie trzeba czekać 27 lat, by obliczyć, że wczesny wiek opuszczania rynku pracy obniża potencjał rozwojowy naszej gospodarki, zubażając na stałe obecne i przyszłe pokolenia. Tyle tylko, że decydują obywatele.
I jako naukowcy mamy w mojej ocenie wobec nich dwa główne obowiązki: przedstawić wszystkie fakty (bez udawania, że jakieś elementy systemu emerytalnego można dla wygody argumentacji pominąć, bo przecież może kiedyś się zmienią) oraz odpowiadać na wszystkie pytania (w tym na ograniczenia interpretacyjne stawianych tez i wykorzystywanych metod). Nie jest naszym zadaniem namawiać obywateli na cokolwiek, albo oceniać z wyżyn naszych katedr bohaterstwo i charyzmę klasy politycznej.
Ludzie mają prawo chodzić zimą bez czapki, a nawet (o zgrozo!) palić papierosy, jeść niezdrowo i chodzić późno spać – choć przecież cała masa nauk medycznych i biologicznych wie dokładnie, czemu im to szkodzi. Tym bardziej wolno im wybierać system emerytalny, o którym nasza nauka – ekonomia – mówi, że jest dalece nieoptymalny. Oby tylko rozumieli, co dokładnie dla siebie i przyszłych pokoleń wybierają. Dzisiejszy system emerytalny z dzisiejszymi parametrami oferuje nam w bardzo krótkim okresie czasu demokrację z przeważającą większością bardzo ubogich emerytów.
Autorem tekstu jest prof. Joanna Tyrowicz, nauczycielka akademicka, współzałożycielka i zarządzająca think-tanku GRAPE, członkini Rady Polityki Pieniężnej.