Strajk kobiet nie zatrzymuje się. Do akcji dołączają kolejne miasta i ludzie. Głosy sprzeciwu wobec kontrowersyjnego wyroku Trybunału Konstytucyjnego, który zdelegalizował aborcję ze względu na ciężkie wady płodu, słychać także w innych państwach. Ale w tym buncie chodzi o coś więcej.
Liderki Ogólnopolskiego Strajku Kobiet przygotowały listę postulatów. Czwarty punkt tej listy dotyczy potrzeb ekonomicznych. Wymieniono w nim: zabezpieczenie emerytalne nieodpłatnej pracy kobiet, zabezpieczenie społeczne rodzin osób z niepełnosprawnościami, skuteczne ściąganie dłużników alimentacyjnych (w tym podniesienie progu uprawniającego do świadczenia z Funduszu Alimentacyjnego do średniego wynagrodzenia) oraz równość płac bez względu na płeć.
Choć wspomniana równość w kwestii zatrudnienia, awansów, a także wynagrodzenia, jest wprost zapisana w konstytucji (dokładnie w artykule 33.), to w rzeczywistości rzadko jest ona stosowana. W marcu tego roku portal pracuj.pl zapytał Polki o ich sytuację zawodową. Sześć na 10 pań oceniło ją jako lepszą niż 10 lat temu. Jednocześnie aż 7 na 10 z nich zauważyło, że wciąż nie ma równych szans na rynku pracy w porównaniu z mężczyznami.
Jedną z głównych różnic widać w wynagrodzeniach. Luka płacowa w Polsce pomiędzy kobietami a mężczyznami wynosi 20 proc. (dane GUS). Chodzi tu rzecz jasna o osoby o podobnych doświadczeniach, które wykonują tę samą pracę. Eksperci wskazują, że te feralne 20 proc. może przesądzać o tym, czy kobieta w ogóle wejdzie na rynek pracy, bo może się okazać, że praca za takie wynagrodzenie po prostu nie będzie jej się opłacać.
Co ciekawe, w Sejmie pojawiła się inicjatywa, która miała ten problem zlikwidować. W lipcu tego roku posłowie skierowali do komisji ds. zmian w kodyfikacjach projekt uznający lukę płacową za formę mobbingu. Od tego czasu projekt komisji nie opuścił. Pierwszą osobą, która złożyła podpis pod wnioskiem był prezes PiS Jarosław Kaczyński.
- Nikt tego oficjalnie nie poruszył, ale w tym strajku kumuluje się cały problem dyskryminacji ekonomicznej kobiet. Inaczej byłaby rozpatrywana kwestia opieki na dziećmi, gdyby kobiety były wreszcie docenione, gdyby osoba, która się opiekuje, dostawała co najmniej wysokość średniej pensji i gdyby to było doliczane do emerytury. Kobiety są cały czas stawiane pod murem. Bunt jest jak najbardziej zrozumiały - komentuje Anna Maria Dukat, ekspertka BCC ds. niepełnosprawności i polityki senioralnej.
Nie jest tajemnicą, że emerytura przeciętnej kobiety w Polsce jest niższa niż mężczyzny. Według ZUS przeciętne świadczenie emerytalno-rentowe w pierwszej połowie 2019 roku wyniosło 2236,84 złotych. W przypadku mężczyzn było to 2177,80 zł brutto, a kobiet 1065,38 zł brutto. Różnica – 1000 zł brutto – dosłownie zwala z nóg.
- Biorąc pod uwagę statystki i wszelkie badania, to w Polsce kobiety są dyskryminowane ekonomicznie. Jest to spowodowane kilkoma czynnikami. W przypadku świadczeń emerytalnych kobiety statystycznie otrzymują dużo niższe emerytury przede wszystkim z powodu niższego wieku emerytalnego i przerw w pracy spowodowanych ciążą i urlopami macierzyńskimi. Należy przeprowadzić poważną debatę, czego konsekwencją będzie między innymi zrównanie i podniesienie wieku emerytalnego – komentuje ekspert Instytutu Emerytalnego Oskar Sobolewski.
Kolejną kwestią, którą również wymienia strajk kobiet, jest forma wynagrodzenia, a może nawet zadośćuczynienia za pracę wykonywaną nieodpłatnie. Kobiety bowiem przejmują na siebie gros opieki nad dziećmi, chorymi, osobami starszymi i niedołężnymi. Łącznie, jak policzyła organizacja Oxfam, chodzi o 12 mld godzin pracy rocznie, za które kobiety na całym świecie nie dostają ani grosza. Pokłosiem tego jest brak emerytury lub bardzo niskie świadczenie.
Od 2019 roku w Polsce działa świadczenie Mama 4+, które jest niejako odpowiedzią na część tego problemu. To świadczenie uzupełniające jest zaadresowane do kobiet, które ukończyły 60 lat. Maksymalna wysokość świadczenia wynosi tyle, ile minimalna emerytura w danym roku (od 1 marca 2020 r. jest to 1200 zł brutto). Warunek? Trzeba rzucić karierę i odchować nie jedno, nie dwoje, lecz co najmniej czworo dzieci.