Mam 54 lata, orzeczony pierwszy stopień niepełnosprawności, mieszkam w niewielkim mieście. Prowadzenie jednoosobowej działalności pozwala mi przeżyć kolejny miesiąc, gdzie po opłaceniu wszystkich kosztów, w których przeważającą większość stanowi aktualna składka ZUS, zostaje mi na rękę przeciętnie najniższa krajowa netto. Nie pobieram od państwa żadnych plusów. Musi mi wystarczyć wszystko to, co sam zarobię, pomimo galopującej drożyzny. Nie wyobrażam sobie, abym musiał co miesiąć płacić jeszcze większe składki ZUS, choć i te które są, są nie do zniesienia. To po prostu pogrąża moją rację bytu, jest nie do udźwignięcia. Co ze sobą zrobię, jeśli muszę zamknąć działalność ? Jaką pracę znajdę ze swoim stanem zdrowia w niewielkiej miejscowości w wieku 54 lat? Kto da mi utrzymanie aby stać mnie było na dach nad głową i jedzenie? Dodatkowo mam na utrzymaniu jeszcze niepełnosprawną osobę, której nie należą się żadne świadczenia, bo się do nich " nie kwalifikuje". Komu w Polsce przeszkadza, aby tysiące takich jak ja mogło bez brania czegokolwiek od państwa, przeżyć jak człowiek? Komu przeszkadzają tacy ludzie szumnie nazywani przedsiębiorcami? Jestem za obowiązkowym ZUSem, ale proporcjonalnym do uzyskanych dochodów, nie żadne ryczałty. Akceptowalnym comiesięcznyn ZUSem, pozwalającym przeżycie, dla podmiotów osiągających dochód do 5000 PLN, byłoby maks. 20% od faktycznie osiągniętego dochodu w danym miesiącu. Mam dochód np. 2500 PLN, to płacę ZUS 500 PLN. Jeśli ktoś chce płacić więcej, proszę bardzo, jak go na to stać. NIE ZARZYNAJCIE, NIE DYSKRYMINUJCIE TEJ CZĘŚCI SPOŁECZEŃSTWA, BO I ONI SĄ WAŻNYM SUWERENEM. My jednoosobowi przedsiebiorcy DAJEMY, NICZEGO NIE ZABIERAMY