Nie inwestują, bo w sumie nie mają ani za co, ani w co. Nie biorą kredytów na firmę, bo nie są im potrzebne. Nie będą nikogo zatrudniać. Nie są pracownikami, a pracują jak oni. To przedsiębiorcy z przymusu. Tacy na niby. Armia ludzi zmuszonych do "nietypowej formy zatrudnienia" liczy już pół miliona Polaków.
- Jestem stewardesą. I oczywiście jestem firmą - śmieje się Ola. - Pracuję u jednego z większych narodowych operatorów lotniczych w Europie. Latamy w każdy zakątek świata, kupujemy co rusz nowe samoloty. Byłam trochę w szoku, gdy firma zażyczyła sobie, żebym została przedsiębiorcą. Liczyłam na umowę o pracę. I się przeliczyłam - opowiada money.pl.
Firmę założyła, bo zależało jej na zatrudnieniu. I teraz wystawia linii lotniczej faktury za godziny spędzone na pokładzie samolotu.
Ola nie ma wątpliwości, że pracuje na cały etat. Etatu jednak nie ma ani ona, ani większość stewardes w firmie. Etatów oczywiście nie mają też piloci. - Taka branża. Zawsze sobie tak tłumaczę, gdy zajmuje się po godzinach księgowością i czytam powiadomienie o terminie opłacenia składek na ubezpieczenie - śmieje się Ola.
"Taka branża" to niestety częste wytłumaczenie w wielu miejscach. Pielęgniarka na samozatrudnieniu (kontrakcie) to również nic nowego. Szpitale często przedstawiały personelowi takie oferty "nie do odrzucenia" przez cięcia kosztów. Kontraktowy pracownik jest nie tylko tańszy, ale... nie ma ograniczonego czasu pracy.
W Warszawie kilka lat temu propozycję przejścia na własną działalność usłyszało prawie 40 pielęgniarek z oddziału intensywnej terapii jednego z większych szpitali. Zajmowały się poszkodowanymi z wypadków, pacjentami po skomplikowanych pacjentach, często po przewlekłych chorobach. Praca nie była łatwa.
Część ofertę przyjęła od razu. Część udała się do mediów. Dyrekcja tłumaczyła dziennikarzom, że to nie oszczędności, a właśnie problemy z pracownikami popchnęły ją do takiej decyzji. I nie miała sobie nic do zarzucenia.
To wcale nie są jednostkowe sytuacje.
Z pozoru zyskują wszyscy
Na koniec listopada w rejestrze REGON zarejestrowanych było okrągłe 3 miliony jednoosobowych działalności gospodarczych - wynika z danych Głównego Urzędu Statystycznego. Informację wyciągnęła firma TaxCare, rozesłała do mediów.
To rekord. W ciągu ostatniego roku co miesiąc przybywało średnio aż 24,5 tys. nowych firm. I co ważniejsze - więcej przedsiębiorców się otwierało, niż zamykało.
- Przeprowadziliśmy niemalże 200 warsztatów z cyklu "Przedsiębiorcą być!" na terenie całego kraju. Względem 2016 roku liczba tych spotkań potroiła się, a w stosunku do 2015 roku zorganizowaliśmy ich aż cztery razy więcej - mówi Anna Flaga-Błaszczyk, prezes Fundacji Tax Care. Zainteresowanie jest zatem spore. I ciągle rośnie.
Wtedy zadałem sobie pytanie: to eksplozja przedsiębiorczości, czy może mocniejsze wypychanie na samozatrudnienie?
Taka forma współpracy przedsiębiorcom opłaca się bardziej. Korzyści wiążą się z obniżeniem firmowych kosztów utrzymania zatrudnionego (jak składki ZUS, podatki i deklaracje o dochodach pracownika). A do tego z obcięciem wydatków wynikających z przywilejów pracowniczych. Nie trzeba dłużej opłacać urlopu wypoczynkowego, a zakończenie współpracy w razie niepowodzeń jest i szybsze, i tańsze.
Oczywiście, część firm dzieli się takim "zyskiem" i proponuje wyższa pensję. Ale nie wszyscy tak robią.
Jak już pisaliśmy w money.pl,plusem dla pracownika też są niższe składki ubezpieczenia społecznego i zdrowotnego (w porównaniu z opłacanymi na etacie). Samozatrudniony może też oszczędzić na podatkach i liczyć na wyższe koszty uzyskania przychodu.
Jednoosobowa działalność gospodarcza gwarantuje dodatkowo możliwość rozliczenia wydatków, które przedsiębiorca ponosi dla uzyskania przychodu. To wydatki m.in. na elektronikę, opłaty związane z samochodem, wyposażenie biura, czynsz i internet, kursy i szkolenia związane tematycznie z profilem prowadzonej firmy.
Na początku zyski są łatwe do zmierzenia. Ale pracownik rezygnuje z przywilejów, gdy zostaje przedsiębiorcą na niby. Głównie nie obowiązuje go już kodeks pracy. Za kilkadziesiąt lat dostanie mniejszą emeryturę. Dlaczego? Bo płaci mniejsze składki.
Taki przedsiębiorca zrzeka się często też jeszcze jednej ważnej "swobody gospodarczej" - niezależności w wyborze kontrahentów. Z reguły świadczy usługi dla tylko jednego podmiotu. I jest w całości uzależniony od jego wyników finansowych. Gdy w firmie nastaną "gorsze czasy", może się okazać, że na pensję trzeba dłużej czekać. Gdy pracodawca przestanie płacić, kontrahent będzie musiał dochodzić swoich praw w sądzie.
Sprawdzenie, ilu przedsiębiorców tylko udaje przedsiębiorców, jest praktycznie niemożliwe. Brakuje oficjalnych danych. Zdają sobie sprawę z tego analitycy Głównego Urzędu Statystycznego i dlatego w ubiegłym roku zajęli się tematem. Wnioski? Przykre. Z szacunków money.pl na podstawie ich badań wynika dramatyczny obraz polskiego małego przedsięborcy.
1,5 mln osób, czyli ponad połowa, nie zakładała firmy z własnej inicjatywy. To nie był efekt ambicji, próby stanięcia na nogi. Tylko przymus.
1,4 mln osób podjęło decyzję o takiej formie pracy zupełnie samodzielnie. W tej grupie znalazły się osoby, które nigdy nie usłyszały takiego żądania lub którym samozatrudnienie opłacało się bardziej niż inne formy zarobkowe.
Pod uwage wzięliśmy liczbę zarejestrowanych firm w systemie REGON (a więc również przedsiębiorców, którzy zawiesili czasowo działalność). To tylko szacunki i to bardzo ostrożne. Sprawdzenie, ile osób zostało wepchniętych w rolę przedsiębiorcy, koniec końców zawsze wymagać będzie jasnej deklaracji takiego człowieka. A przecież może kłamać.
Warto nadmienić, że GUS w 2016 roku opublikował badania na podstawie danych z... 2014 roku. Realna ocena rynku pracy z dziś będzie możliwa najwcześniej w 2020 roku.
Z bezrobocia na firmę
Z tematem mierzyli się też inni naukowcy. Dr hab. Joanna Tyrowicz z Uniwersytetu Warszawskiego w jednej z analiz pisała tak: "Co zrobić? Zapytać? Droga pani, drogi panie, czy przypadkiem nie prowadzicie działalności gospodarczej, bo rynek pracy robił wam wbrew?”. Jednocześnie dr hab. Tyrowicz nie ma wątpliwości, że "wymuszone samozatrudnienie nie przyczynia się do wzrostu gospodarczego i raczej nie podnosi dobrobytu". Sprawdzała, ile kobiet zakłada firmę ze względu na ambicję.
Bożena Lubińska-Kasprzak, była prezes Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości, w rozmowie z money.pl zastrzega, że oddzielenie przedsiębiorców z przymusu od tych, którzy wolą być na swoim jest po prostu niemożliwe. - Światową tendencją jest przechodzenie na freelancerskie układy. Więc wzrost jednoosobowych działalności gospodarczych w ogóle nie powinien dziwić. W Polsce również tak się dzieje - tłumaczy. Zaznacza też, że od liczby zawsze ważniejsza jest jakość przedsiębiorstw. W skrócie: dla gospodarki sam fakt posiadania dużej liczby przedsiębiorców niewiele oznacza. Ważniejsza jest ich jakość.
Lubińska-Kasprzak dodaje, że wiele osób wybrało własną działalność zamiast bezrobocia. Od założenia firmy uzależnione były dotacje i dlatego chętnie po nie sięgali.
- Jednocześnie warto pamiętać o jeszcze jednej kwestii. Wypchnięci na samozatrudnienie uczą się prowadzenia biznesu. Wiedzą, jak i kiedy opłacać składki, zaczynają poruszać się po przepisach prawnych. Dla wielu osób to impuls, żeby faktycznie coś zmienić, żeby znaleźć innych kontrahentów, rozwijać się. Często ta negatywna na początku sytuacja przeradza się w coś lepszego - dodaje.
Omijanie kodeksu pracy jest łatwe
Instytucje są też bezradne, gdy "wypychanie" zaczyna się już na etapie rozmowy rekrutacyjnej. Wszak nie sposób wtedy udowodnić, że etatowa praca została zamieniona na inną formę zatrudnienia. I nawet, gdy jej forma - wyznaczony czas i miejsce - przybiera wymiar etatu.
Zakład Ubezpieczeń Społecznych od dawna zapowiada, że będzie walczyć z firmami, które wyrzucają pracownika z umowy o pracę na samozatrudnienie. Ale od lat taką walkę prowadzi Państwowa Inspekcja Pracy. Najczęściej problemy pojawiają się w sądach, gdzie ważniejsza jest wola pracodawcy i jego kontrahenta. Dodatkowo, część żądań pojawia się na etapie rekrutacji. I sprawa się kończy.