Wypraszam sobie, robienia ze mnie głupka, który nie wie, że cena walut się zmienia. Dlaczego osoby, które działają w interesie paru dużych banków i lobbują na rzecz kredytów złotówkowych, nie mówią o tym, że jest druga strona medalu. Osoby, które parę lat temu wzięły kredyt w dolarach, teraz mają do spłacenia kilka, a nawet parędziesiąt procent mniej, a rata spadła im do śmiesznej wysokości. A gdy euro zdrożało do 4,9, to klienci nie zaprzestali spłacania kredytów, banki nie straciły płynności. Dlaczego, gdyby teraz zdrożał najpopularniejszy frank, klienci mieliby zaprzestać spłaty? Gdzieś widziałem symulację, że nawet, gdyby frank zdrożała o 30 procent, to i tak kredyt w tej walucie byłby tańszy od złotówkowego, ewentualnie zrównałyby się ceną. Jaka więc logika w tym, że KLIENTA STAĆ NA SPŁATĘ TYSIĄCA ZŁOTYCH MIESIĘCZNEJ RATY KREDYTU ZŁOTÓWKOWEGO, a NIE BĘDZIE STAĆ, GDY STANIEJE ZŁOTÓWKA, NA SPŁATĘ TYSIĄCA ZŁOTYCH RATY KREDYTU DENOMINOWANEGO WE FRANKACH????????????
Zamiast tworzyć bariery, niech niezadowolone banki przygotują fajną ofertę kredytów walutowych i powalczą o rynek uczciwie. Ale prościej jest mówić, że klienci to głupki i trzeba im, jak w PRL-u, mówić, co jest dla nich dobre, a co złe.