Jest ograniczona kwota wytworzonych dóbr, które obywatel może oddać państwu. Powyżej pewnego pułapu albo się wchodzi w szarą strefę, albo wytwarza dobra gdzie indziej, albo przełącza na tryb bezrobocia i zamiast wytwarzać zaczyna się brać.
Dlatego (nie?) rozumiem, dlaczego opodatkowane jest dosłownie wszystko na każdym etapie: już za sam pomysł prowadzenia jakiegoś biznesu trzeba zapłacić, potem za prowadzenie działalności, za wytwarzanie, za sprzedaż i w końcu od zysku oraz od dywidendy z zysku. Przecież jak podniesiemy podatek dochodowy, to niższy będzie
VAT. I każdy o tym wie - ale wtedy jak wyjaśnisz normalnym i uczciwym ludziom, że muszą utrzymywać armię urzędników oraz ponosić n dodatkowych kosztów na księgowych, doradców podatkowych itp? Przez to w polsce tylko rośnie i rośnie armia urzędników, synekur, kombinatorstwa i tak dalej - politykom w to graj, ale nie rozumiem zwykłych ludzi którzy coś takiego popierają. Przecież nawet murzyni nie popierali niewolnictwa, gdzie jeden pracuje by inny nie musiał nic robić.
Opodatkowana powinna być tylko i wyłącznie konsumpcja. Państwa wtedy nie obchodzi co i jak wytwarzam - prędzej czy później będę chciał wymienić dobra (wydać pieniądze) więc podatku tak czy siak nie uniknę.
W porównaniu do moich kolegów, znajomych i rodziny którzy pracują na czarno lub w innych krajach ja oddając prawie 50% wypłaty politykom na dzień dobry czułem się zwykły frajer. I jak tu w polsce być uczciwym jak polskie rządy robią wszystko (włącznie ze świeceniem przykładem), żeby uczciwość nie popłacała?