Od lat panuje przekonanie, że bogata północ i zachód Europy dźwigają ciężar utrzymania całej Unii Europejskiej. W związku z tym opowiadają się za cięciami i mniejszymi wpłatami, z kolei biedniejsze wschód i południe wolałyby wyższe składki i potencjalnie większe transfery. Eksperci KE przekonują jednak, że takie uproszczenie jest coraz mniej aktualne. Cały czas spada bowiem udział w unijnym budżecie prostych transferów, jak choćby wydatków na wspólną politykę rolną, w przypadku których łatwo wskazać, ile zostało skierowane do którego państwa członkowskiego – informuje serwis TVN 24 BiS.
Jak więc wyglądać ma najbardziej aktualny podział unijnego tortu?
W dalszym ciągu Niemcy są największym płatnikiem do unijnej kasy. Tak będzie też w kolejnym budżecie. W 2020 r. ich składka narodowa ma wynieść 26,5 mld euro, a w 2027 r. (m.in. ze względu na inflację) ma wzrosnąć do 34,98 mld euro - średnia roczna to 32,76 mld euro.
W przypadku Polski będzie to odpowiednio 4,5 mld euro oraz 6,18 mld euro, przy średniej rocznej - 5,68 mld euro. Najmniej do wspólnej kasy wpłacać będzie Malta - 0,15 mld euro rocznie.
Powiążmy teraz wpłaty z zyskami wynikającymi z istnienia jednolitego rynku. Dane KE nie pozostawiają złudzeń, że to najbogatsze państwa są największymi wygranymi funkcjonowania UE.
Zaprezentowane w opracowaniu szacunki dotyczące Niemiec pokazują, że ten kraj ma zyskiwać średnio rocznie 208 miliardów euro na funkcjonowaniu jednolitego rynku, co odpowiada 5,22 proc. DNB. Państwa z jeszcze bardziej otwartymi gospodarkami, mocno nastawione na eksport, takie jak np. Holandia, zyskują relatywnie więcej (9,46 proc. DNB, czyli 84 mld euro). W przypadku Polski zyski z funkcjonowania jednolitego rynku są szacowane na 43,83 mld euro rocznie, co odpowiada 7,1 proc. DNB.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl