Po powrocie z urlopu rozpocznę komentarz od małego podsumowania, a nie od opisywania tego, co działo się w piątek. O tym ostatnim tylko wspomnę. Generalnie można powiedzieć, że moje prognozy zawarte w _ Dodatku _ z 13. stycznia jak na razie się sprawdzają.
Styczeń był na większości rynków miesiącem zdecydowanego sukcesu byków. Szczególnie na rynku akcji, a przede wszystkim na rynku akcji amerykańskich. Tam NASDAQ pokonując szczyty z 2007 roku wydaje się rozpoczynać nową falę hossy, a DJIA testuje linię szyi formacji RGR z 2007 roku. Powtórzę w skrócie, co według mnie było powodem takiego zachowania rynków.
Bykom pomagał sezon raportów kwartalnych amerykańskich spółek (mimo że nie były doskonałe). Pomagało też czekanie na szczyt unijny (o tym niżej). Najważniejsze było jednak to, że akcja ECB z dostarczeniem bankom nieograniczonej płynności na 3 lata na z niewielkim oprocentowaniem dała efekty. Rentowności zanurkowały (w przypadku Włoch poniżej 6 proc.), a to dało prawdziwy napęd bykom. Graczom zaczęło się wydawać, że kryzys się skończył (to nie jest niestety prawda).
Wydawało się, że rynki przypomną sobie o kryzysie widząc, co dzieje się z negocjacjami w sprawie umorzenia części długu Grecji. Miało to być 50 procent, ale Grecy zaczęli domagać się 70 procent. Nikt się tym nie przejmował. Nie specjalnie przejęto się też znowu widocznym problemem Portugalii. Dlaczego? Dlatego, że banki (pod wpływem rządów) kupując dług krajów PIIGS mocno poprawiły nastroje. Gracze machnęli więc ręką na Grecję i Portugalię. Niesłusznie machnęli, bo negocjacje pokazują, co stanie się (niekoniecznie jednak wkrótce) z Włochami i Hiszpanią.
Dodatkowym elementem pomagającym bykom było coś, czego nie zapowiadałem. Otóż po posiedzeniu FOMC Ben Bernanke, szef Fed, zapowiedział, że po pierwsze Fed może dodatkowo pomóc gospodarce, a po drugie, że stopy pozostaną niskie przynajmniej do 2014 roku (wcześniej mówiono o 2013 roku). Jak widać Bernanke bardzo chce hossy, czym zapewne pomoże Barackowi Obamie w powtórnym wyborze na prezydenta USA. Tak to polityka sprzęga się z gospodarką.
Teoretycznie pomagały też dane makro, bo w wielu przypadkach były lepsze od oczekiwań. Warto jednak odnotować, że dla USA styczniowe dane były już bardzo niejednoznaczne (piątkowe dane z rynku pracy były jednak bardzo dobre), a w Europie poprawa była śladowa. Pokazują to na przykład publikowane w piątek styczniowe dane o sprzedaży detalicznej (spadek). Gracze złe dane jednak totalnie lekceważyli.
W styczniu pisałem, że zagrożenie może się otworzyć po szczycie UE, bo na rynkach panuje optymizm, co zachęca polityków do nicnierobienia, a to może się skończyć przynajmniej korektą. Nic z tego. Mimo że szczyt przyniósł żałosne rezultaty gracze nadal się cieszyli. Proszę nie wierzyć w opowieści o sukcesach szczytu. Pakt fiskalny tak naprawdę nie wiadomo, czym jest (podobno będzie wiadomo w marcu) i nie wiadomo, po co został przyjęty. Krytyki jest mnóstwo i nie wiadomo czy zostanie przyjęty przez parlamenty/referenda w poszczególnych krajach. To, że stały fundusz ratunkowy zostanie przyjęty nie w 2013 roku, a może w lipcu 2012 zostało już dawno zdyskontowane.
Głównym powodem znacznej poprawy sytuacji na giełdach było zachowanie rynku długu wynikające z zakupów banków, na które nacisnęli politycy. Pisałem i nadal podtrzymuję, że trend może być kontynuowany (z korektą w części lutego). 29. lutego czeka nas bowiem jeszcze jeden przetarg LTRO (zasilenia rynku w tanie pożyczki przez ECB). To może trend utrwalić. Może, ale nie musi. Jeśli banki wezmą małą ilość kredytów to nastroje szybko się popsują. Może się tak stać, bo naciski polityczne znikną (wszak jest tak _ dobrze _), a banki przecież w nieskończoność nie mogą zwiększać zadłużenia, które powinny zmniejszać skoro mają podnieść swój współczynnik wypłacalności.
Nadal podtrzymuję też, że jeśli wzrosty nadal będą kontynuowane to zobaczymy powtórne uderzenie niedźwiedzi za kilka miesięcy, kiedy sytuacja gospodarcza w Europie będzie zdecydowanie słabsza, a banki dodatkowo obciążone kupowanymi na kredyt obligacjami krajów PIIGS. Można podsumować w ten powyższy komentarz podobnie jak zrobił to znany inwestor Marc Faber, mówiąc, że co prawda akcje wyglądają nieźle, ale i tak wszyscy przecież wiedzą, że za trzy, może pięć, może dziesięć lat czeka nas reset. Ja się z nim zgadzam, ale kilka lat to dużo czasu – warto się do tego resetu przygotować i trochę zarobić.