Tranzyt gazu ziemnego przez Ukrainę jest obecnie jedyną drogą dostaw rurociągowych rosyjskiego surowca. Przepustowość magistrali to około 40 mln m sześc. gazu dziennie. Wraz z końcem 2024 roku wygasa jednak kontrakt z Gazpromem, a władze w Kijowie zapowiedziały, że nie będą negocjowały nowych umów z najeźdźcą.
To oznacza, że rosyjski gaz będzie płyną tylko do końca roku. Gazprom już teraz kalkuluje, jakie podjąć dalsze kroki, bowiem wciąż ma zobowiązania wobec klientów na Węgrzech, Słowacji i w Austrii.
Rosja rozważa dostawy poprzez kierunek turecki i zapewnia, że dostarczy gaz. Jeszcze pod koniec 2023 r. Moskwa zapewniła Budapeszt, że umowy na gaz i ropę pozostaną w mocy. W ubiegłym roku dostarczyła na Węgry 3,3 mln ton ropy naftowej oraz 4,2 mld m sześc. gazu ziemnego. Oba surowce dostarczane na Węgry wyłączone są spod sankcji. Oba kraje wiąże 15-letnia umowa na dostawy 4,5 mld m sześć. gazu ziemnego rocznie.
Ale Gazprom ma świadomość, że utrata tranzytu przez Ukrainę nie jest korzystna. Dlatego też bada inne możliwości.
- Gazpromowi bardziej opłaca się nie utrzymywać ukraińskiego tranzytu w ramach długoterminowego kontraktu, lecz przejść na krótkoterminowe rezerwacje przepustowości – przekonywał w rozmowie z agencją Prime Aleksiej Biełogoriew, dyrektor ds. badań w Instytucie Energii i Finansów.
Optymalny scenariusz dla Rosji zakłada, że Gazprom sam lub poprzez swoją spółkę zależną będzie brał udział w ukraińskich aukcjach dystrybuujących bezpłatne możliwości przesyłu gazu. Oznacza to, że w relacjach Gazpromu z konsumentami nic się nie zmieni - wyjaśnił.
Jak zaznacza rosyjskie dziennik RIA Nowisti, wcale nie jest powiedziane, że rosyjska spółka zostanie dopuszczona do aukcji, w których moce rezerwowane są na krótki okres. Jeżeli nie, trzeba będzie szukać pośrednika, który będzie musiał negocjować z Gazpromem.
Aleksiej Biełogoriew przyznał, że nie można wykluczyć całkowitego wstrzymania tranzytu.