O godz. 9.00 na warszawskiej giełdzie powinien ruszyć handel akcjami OncoArendi. Jednak chętnych na ich zakup było wielokrotnie więcej niż inwestorów gotowych sprzedać papiery. To skutkowało zawieszeniem notowań. W ten sposób władze giełdy chciały ustabilizować sytuację.
Po godz. 9.00 teoretyczny kurs otwarcia (TKO) sygnalizował wzrost notowań akcji o ponad 200 proc. Handel ruszył dopiero przed godziną 11:00 i do tego czasu zainteresowanie inwestorów wiele się nie zmieniło. Inwestorzy kupowali akcje OncoArendi nawet po 57,80 zł za sztukę.
Tymczasem w czwartek na zamknięciu sesji cena akcji OncoArendi wynosiła 18,25 zł. To oznacza skok o blisko 217 proc. W czwartek spółka wyceniana była przez warszawską giełdę na około 250 mln zł. Przy cenie akcji na poziomie 57,80 zł to już blisko 790 mln zł.
Dosyć szybko kurs spadł ze szczytu i punktualnie o godzinie 11:00 notowania były już na poziomie około 47 zł.
Skąd taka euforyczna reakcja inwestorów? To efekt niespodziewanej informacji o podpisaniu ważnej umowy.
Teoretycznie umowa z Galapagos NV opiewać może nawet na 320 mln euro, czyli około 1 mld 443 mln zł. Na początek polska spółka ma dostać 25 mln euro, czyli ok. 113 mln zł.
Co jest tyle warte? Technologia inhibitorów chitynaz. To cząsteczki, które mają pomóc w walce z włóknieniem płuc czy astmą. Galapagos NV kupuje całą technologię tego leku i zdobywa licencję na jego globalną sprzedaż.
OncoArendi należy w większości do miliardera Michała Sołowowa, ale udziały w niej ma też Marcin Szumowski.
- Jesteśmy megadumni z tego kontraktu. Na polskim rynku biotechnologicznym nie było nigdy takiej umowy. A czy w historii Polski? Możliwe, że nigdy nasz kraj nie sprzedał tak drogo swojej technologii, ale pewności tu nie mamy. Znamy tylko rynek biotechnologiczny - mówi w rozmowie z money.pl Sławomir Broniarek, członek zarządu OncoArendi.