Do końca roku zostały zaledwie dwa tygodnie i ciągle nie wiadomo, czy od stycznia wzrosną ceny prądu, a jeśli tak, to o ile. Przypomnijmy, że jeszcze miesiąc temu Urząd Regulacji Energetyki (URE) przyznawał, że największe polskie spółki energetyczne złożyły wnioski o podniesienie taryf średnio o 30 proc.
Następnie obserwowaliśmy chaotyczne działania rządu z ministrem energii na czele. Najpierw zapowiedziano rekompensatę podwyżek dla gospodarstw domowych. Później okazało się, że do rekompensat dorzucą się kwotą około miliarda złotych same koncerny energetyczne. Po fali krytyki ze strony ekspertów, minister Tchórzewski stwierdził, że jednak wnioski o podwyżki będą wycofane, a później próbował się od tego odcinać, podkreślając, że to decyzja samych spółek, które są niezależne.
Premier Mateusz Morawiecki zapewnia Polaków, że od stycznia nie zapłacą więcej. W takim samym tonie wypowiedziała się Jadwiga Emilewicz, minister przedsiębiorczości i technologii. W wywiadzie dla TVN24 zapewniła, że "ceny energii nie podniosą się od stycznia przyszłego roku. Mamy kilka elastyczności, które może zastosować administracja bez ingerencji w spółki giełdowe w taki sposób, aby te spółki mogły nie wnioskować o tak duże podwyżki".
Niebezpieczne ręczne sterowanie
Jednoznacznie krytycznie całe zamieszanie ocenia Janusz Steinhoff, były minister gospodarki. Nie ma wątpliwości, że ceny energii w przyszłym roku powinny pójść w górę.
- Cena jest efektem uwarunkowań rynkowych i kosztów wytworzenia. Nie można zaklinać rzeczywistości. Ceny węgla wzrosły o kilkanaście procent, a koszty emisji CO2 blisko 4-krotnie - tłumaczy Janusz Steinhoff.
Były wicepremier nie ma wątpliwości, że naciskanie na zarządy państwowych spółek energetycznych, aby nie podnosiły cen, to działanie na ich szkodę. A to już naruszanie prawa. Wskazuje, że takie polityczne decyzje oznaczają powrót do gospodarki ręcznie sterowanej i będą mieć swoje ekonomiczne konsekwencje.
- Za działanie na szkodę spółki do odpowiedzialności mógłby być pociągnięty zarząd. Z takim wnioskiem mogliby wystąpić do prokuratury np. akcjonariusze - sugeruje Janusz Steinhoff.
Zauważa jednocześnie, że głównym właścicielem w przypadku największych koncernów takich jak PGE, Tauron, Enea i Energa jest skarb państwa, a więc politycy. De facto ci sami, którzy naciskają teraz, by podwyżek cen prądu nie było.
- Populizm nie może dominować nad odpowiedzialnością za państwo. Ktoś za to wszystko będzie musiał zapłacić - ostrzega Steinhoff.
Sprzeciw chaotycznej polityce ministra energii wyrazili ostatnio pozostali inwestorzy. Notowania energetycznych spółek notowanych na giełdzie w Warszawie poleciały w dół. W ubiegłym tygodniu były dwa dni z rzędu, gdy wartość rynkowa akcji PGE, Tauronu, Enei i Energi spadła o ponad 2 mld zł. Mniej więcej tyle pieniędzy wyparowało z kont wszystkich posiadaczy akcji.
Notowania spółek energetycznych w dniach 5-12 grudnia
Odpowiedzialność na zarządzie
- W przypadku, gdy zarząd spółki podejmuje decyzję o odstąpieniu od podwyższenia cen, może to zostać potraktowane jako działanie na szkodę spółki w rozumieniu art. 483 kodeksu spółek handlowych (KSH). Decyzje takie mogą w szczególności zostać uznane za działanie sprzeczne podstawowym założeniem spółki, jakim jest prowadzenie działalności w celu osiągnięcia zysku - wskazuje Marcin Zarzycki, partner zarządzający w kancelarii LTCA.
Tomasz Kowolik, adwokat z kancelarii Duraj Reck i Partnerzy dodaje, że przy faktycznym wyrządzeniu szkody, polegającym na świadomym zmniejszaniu dochodów firmy, może oznaczać to odpowiedzialność odszkodowawczą członków zarządów tych spółek.
- Stanie się tak, jeśli odstąpienie od podwyżki cen prądu, mimo rosnących kosztów wytwarzania energii elektrycznej, nie będzie uzasadnione innymi korzyściami, albo też korzyści te wiązać się będą z dużym ryzykiem. Oczywiście dla zaistnienia roszczenia odszkodowawczego konieczne jest wystąpienie wymiernej szkody np. spadek dochodów, który nie nastąpiłby, gdyby spółki podwyższyły ceny prądu - tłumaczy Tomasz Kowolik.
Marcin Zarzycki z kancelarii LTCA podpowiada, że gdy spółka nie zdecyduje się na dochodzenie roszczeń w ciągu roku od ujawnienia czynu, powództwo mogą wytoczyć poszczególni akcjonariusze. Zastrzega jednak, że ewentualne odszkodowanie od członków zarządu i tak będzie należne samej spółce.
- Członkowie zarządu mogą uwolnić się od odpowiedzialności odszkodowawczej, jeśli wykażą, że nie ponoszą winy. Istotne jest to, że ciężar dowodu w zakresie winy obciąża członków zarządu, a nie spółkę - podkreśla Tomasz Kowolik.
Eksperci zauważają też, że działanie na szkody firmy może być podstawą do odpowiedzialności karnej członków zarządu na podstawie art. 296 Kodeksu karnego, czyli na podstawie przepisów o tzw. niegospodarności. W tym przypadku, kary mogą obejmować nawet pozbawienie wolności do lat 10.
Koszty rosną
Minister Emilewicz jest świadoma rosnących kosztów wytwarzania energii, ale wskazuje, że "cena jednej megawatogodziny składa się z wielu elementów. Między innymi z uprawnień do emisji CO2, z przesyłu, to jest skomplikowana struktura. Jest kilka opłat w strukturze ceny jednej megawatogodziny, których możemy się pozbyć. Nad tym dzisiaj pracuje minister Tchórzewski. Dajmy mu czas" - przekonuje minister gospodarki.
Obecnie na rynku tona węgla energetycznego kosztuje 89,5 dolara, a więc blisko dwukrotnie więcej niż na początku 2016 roku. Jednocześnie uprawnienia do emisji CO2 wyceniane są na 23,37 euro za tonę. Tylko od początku tego roku koszty te zwiększyły się o 185 proc.
Ekonomiści pytani o skutki finansowe dla energetycznych spółek w związku z ewentualnym brakiem podwyżek cen i koniecznością pokrywania coraz większych kosztów wytworzenia energii, nie wskazują na konkretne kwoty. Jak duże pieniądze wchodzą w grę, pokazują jednak same wyliczenia ministerstwa, które szacowało, że na rekompensaty podwyżek potrzeba będzie w całym roku 4-5 mld zł.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl