Jak wynika z informacji money.pl, jeszcze w tym miesiącu Narodowy Instytut Zdrowia - Państwowy Zakład Higieny i Główny Urząd Statystyczny przedstawią pierwsze wnioski dot. ukrytych i nadmiarowych zgonów w Polsce. W ostatniej dekadzie tak wielu Polaków jeszcze nigdy nie umierało. Analizę danych o umieralności zleciło Ministerstwo Zdrowia w odpowiedzi m.in. na publikacje money.pl.
To właśnie statystyki zgonów najlepiej pokazują skalę epidemii w danym kraju. Powód jest prosty. W żadnym stopniu nie zależą od liczby przeprowadzonych testów.
W tym roku umarło już o 45 tys. osób więcej niż w analogicznym okresie rok temu. W 2019 roku - do końca listopada - urzędnicy wystawili 377 tys. aktów zgonu. Jak wynika z informacji money.pl, w tym roku (w tym samym czasie) liczba zgonów wyniosła ponad 422 tys.
Koronawirus zabija o wiele więcej Polaków niż nam się wydaje. I pośrednio (np. przez skupioną na jednym temacie służbę zdrowia, trudniejszy dostęp do lekarzy lub po prostu strach przed medykami), i bezpośrednio (przez wirusa i chorobę, którą wywołuje).
Poniżej prezentujemy dane dot. umieralności Polaków w poszczególnych tygodniach roku. Są tutaj dane dotyczące ostatniej dekady oraz średniej z tego okresu. Zwykle każdy tydzień przynosi od 7 do 8 tys. wystawionych aktów zgonu. Od 13 tygodni można zaobserwować silny wzrost wystawianych dokumentów.
Od 36. do 49. tygodnia tego roku (czyli od poniedziałku 31 sierpnia do 6 grudnia) umarło 154 tys. Polaków. Rok temu w analogicznym okresie umarło 106 tys. Polaków. Różnica to 48 tys. Tymczasem w tym okresie Ministerstwo Zdrowia zaraportowało dokładnie 18 tys. zgonów z powodu COVID-19 i chorób współistniejących. Nadwyżka wciąż jest znaczna.
Cała reszta to ukryte ofiary wirusa. Jak wynika z analizy money.pl, ukrytych ofiar epidemii jest już blisko 30 tys.
Nie mieli testu, nie mieli potwierdzonego wirusa, w statystykach COVID-19 ich nie ma. I nie będzie. Dlatego są to ukryte ofiary epidemii.
Czytaj także: Szczepionka na koronawirusa. Ekspert wyjaśnia, czemu jedna jest pięć razy droższa od drugiej
Jak jednak wynika z analizy money.pl, od trzech tygodni liczba zgonów systematycznie spada. Wskazują na to dane w państwowym Rejestrze Stanu Cywilnego. A to może oznaczać, że szczyt drugiej fali epidemii mamy za sobą. I chodzi zarówno o szczyt liczby zakażeń, jak i rekordy liczby ofiar. W 49. tygodniu, czyli od 30 listopada do 6 grudnia, urzędy wystawiły 7,7 tys. aktów zgonu.
Dane za wszystkie tygodnie tego roku, które prezentujemy na wykresie poniżej, udostępniło money.pl jeszcze pracujące Ministerstwo Cyfryzacji, a wygenerowane zostały z Rejestru Stanu Cywilnego. Arkusz kalkulacyjny podpisany jest jako stworzony przez Kancelarię Prezesa Rady Ministrów (obecnie MC jest włączony do KPRM). Do tego zebraliśmy informacje z ostatniej dekady - za Polskim Instytutem Ekonomicznym (również na podstawie tego samego rejestru).
- Statystyki opierają się na dacie zgonu, a nie na dacie sporządzenia aktu zgonu przez Urząd Stanu Cywilnego - zaznacza wydział komunikacji Ministerstwa Cyfryzacji, działające teraz pod Kancelarią Prezesa Rady Ministrów. Co to oznacza? Dane "zamykające" ubiegły tydzień są aktualizowane jeszcze przez 2-3 dni.
- Od daty zgonu do daty zgłoszenia tego zgonu w USC i sporządzenia aktu zgonu mija kilka dni. Dlatego zgony w Rejestrze Stanu Cywilnego pojawiają się z opóźnieniem - czytamy w odpowiedzi na pytania money.pl. Dane dla powyższych wykresów zostały wygenerowane w poniedziałek o godzinie 7.30.
Analizy trwają
W rozmowie z money.pl rzecznik Ministerstwa Zdrowia Wojciech Andrusiewicz wyjaśnia, że na pewno na wzrost liczby zgonów rzutuje epidemia.
- Jest przyczyną bezpośrednią i pośrednią wzrostów, które odnotowywaliśmy w ostatnich tygodniach. Bezpośrednia to zgony z potwierdzonym COVID-19, a pośrednia to zgony spowodowane rzadszymi wizytami u lekarza, czy nawet przez lęk przed wizytą u lekarza. Oczywiście nie bez wpływu jest ograniczony dostęp do służby zdrowia - dodaje.
- Jednak lepsze światło na te dane rzucą wspólne prace GUS i NIZP-PZH - podkreśla Wojciech Andrusiewicz. Jak przekonuje, eksperci sprawdzają dokładnie wszystkie dane o zgonach i opracowują specjalny raport.
Główny Urząd Statystyczny takie informacje pokazuje co dwa lata, jednak - jak podkreśla resort zdrowia - w tym wypadku takiego czasu oczywiście nie ma. W dokumencie ma znaleźć się odpowiedz na najważniejsze pytanie: co spowodowało nadwyżkę zgonów w Polsce.
- Każda śmierć to oczywiście tragedia, to ból najbliższych i trudne przeżycia emocjonalne. Od tego trzeba zacząć rozmowę o nadmiernej umieralności Polaków. Liczby oznaczają nadmierne i realne cierpienie. Z perspektywy populacji Polski te kilkadziesiąt tysięcy dodatkowych zgonów nie zmienia jednak drastycznie ani sytuacji demograficznej, ani społecznej, ani ewentualnej sytuacji ekonomicznej - mówi prof. Piotr Szukalski, ekspert demografii z Uniwersytetu Łódzkiego.
Dlaczego dodatkowe zgony nie wpływają na sytuację demograficzną? Gdyż głównie dotyczą tylko kilku grup wiekowych. - Epidemia koronawirusa spowodowała, że narażone na szybszą śmierć są osoby starsze. I to one najczęściej umierają. Zwykle przecież są to już ludzie mniej mobilni, mniej majętni, ale również ludzie, którzy już nie zakładają rodzin i nie płodzą potomstwa. Stąd ten wpływ jest siłą rzeczy mniejszy - dodaje.
Prof. Szukalski zwraca uwagę, że epidemia może mieć wpływ na demografię i społeczeństwo z innego powodu. Może sprawić, że urodzi się jeszcze mniej Polaków niż zwykle.
- W Polsce w czasie epidemii zawierane jest o wiele mniej małżeństw niż zwykle, a to małżeństwo jest zwykle pierwszym krokiem do rodzicielstwa. Może się zatem okazać w ciągu najbliższego roku, że urodzi się po prostu mniej osób. O tym przekonamy się dopiero w perspektywie najbliższego roku - tłumaczy.