Przepisy dotyczące ograniczeń do 27 grudnia nie pojawiły się w projekcie rozporządzenia przypadkiem. Rząd chce w ten sposób oswajać Polaków z myślą o bardziej ograniczonych świętach. Limit 5 osób na Wigilii jest w tej chwili tylko zaleceniem. Wystarczy jedna decyzja polityczna, by stał się egzekwowanym - i sprawdzanym prawem. Jak wynika z informacji money.pl, rząd decyzje o świątecznej strategii podejmie dopiero w połowie grudnia.
Jeżeli sytuacja epidemiczna będzie dobra, przepisy pozostaną martwe. Wtedy bać się będą ci, którzy zrobią spotkania wigilijne na kilkadziesiąt osób. Tu litości nie będzie pod żadnym warunkiem. Wystarczy "życzliwy donos" sąsiadów i do drzwi jednak zapukają funkcjonariusze.
Jeżeli sytuacja epidemiczna będzie z kolei fatalna, to do limitu osób mogą dołączyć ograniczenia w przemieszczaniu się - w tym np. zakazy wyjazdów. Decyzji jednak nie ma, bo jest po prostu na nią za wcześnie. Na razie w kręgach rządowych słychać, że limit to tylko zalecenie.
Wigilia w 5 osób?
Jeden przepis wywołał całą lawinę pytań, tysiące komentarzy i niewiele mniej ostrych reakcji. Wszystko przez projekt nowego rządowego rozporządzenia o obostrzeniach obowiązujących do końca grudnia.
"Do dnia 27 grudnia 2020 r. zakazuje się organizowania imprez i spotkań od 5 osób, które odbywają się w lokalu lub budynku wskazanym jako adres miejsca zamieszkania lub pobytu osoby, która organizuje imprezę lub spotkanie" - czytamy. "Limit osób nie dotyczy osób wspólnie zamieszkujących lub gospodarujących".
Najwięcej wątpliwości budzi zapis dotyczący zakazu organizowania imprez i spotkań powyżej 5 osób. Jeżeli ma obowiązywać do końca grudnia, to będzie też dotyczył spotkań świątecznych. A to oznacza, że tegoroczna Wigilia - według rządu - powinna być skromna.
- Święta Bożego Narodzenia niestety będą inne niż zwykle. Chcemy, aby rodziny spotykały się tylko w najbliższym gronie osób mieszkających razem - tłumaczył w poniedziałek podczas porannej konferencji prasowej wiceminister zdrowia Waldemar Kraska.
Jak rozumieć wspomniany przepis? I tu pojawia się cały szereg pytań. "5 osób w Wigilię to maksimum czy możemy jeszcze kogoś zaprosić?". "Jak liczyć rodzinę? Jako 1 osobę czy więcej?". "Mogę jechać do rodziców, z którymi nie mieszkam, czy nie mogę?" - to tylko kilka przykładów spośród całego szeregu wątpliwości.
Jak czytamy w projekcie rozporządzenia, "limit osób nie dotyczy osób wspólnie zamieszkujących lub gospodarujących". Jak wynika z informacji money.pl, intencja jest prosta - Polacy powinni po prostu celować w 5-osobowe święta, choć nie zawsze się to uda.
- Rozumiem, że ktoś może mieć wątpliwość, więc doprecyzujemy to w ostatecznej wersji rozporządzenia - informuje w mediach społecznościowych Piotr Müller, rzecznik rządu. I potwierdza, że do limitu nie wliczają się mieszkańcy gospodarstwa domowego, które imprezę organizuje.
Jeżeli w domu mieszkają 2 osoby, to nie powinny zaprosić na Wigilię więcej niż dodatkowe 5 osób (a więc święta spędzą w 7 osób). Chodzi o to, by w jednym gospodarstwie domowym nie mieszało się dodatkowe 6 i więcej osób, które tam nie mieszkają.
A co, jeżeli będzie więcej? - Oczywiście, że ten przepis należy rozpatrywać w kategorii zaleceń. Policja nie będzie chodzić od drzwi do drzwi i sprawdzać, ile jest osób przy wigilijnym stole - słyszymy od przedstawiciela rządu.
- Jeżeli ktoś ma wielodzietną rodzinę, z którą utrzymuje częste kontakty, to może się spotkać. I nikogo nie musi wyganiać - przekonuje.
I jak dodaje, rząd chce wysłać sygnał, by nie organizować wieloosobowych spotkań, w których spotykają się "seniorzy, dzieci, wujostwo i kuzynostwo". - Musieliśmy wysłać sygnał, by Polacy nie organizowali sobie wypraw świątecznych. Lepiej teraz niż w grudniu - słyszymy.
A to oznacza, że np. 10-osobowa bliska rodzina nie powinna zapraszać dodatkowych osób.
Jak wynika z informacji money.pl, rząd powtórzył manewr z tzw. zaleceniami dla seniorów. O co chodzi? 23 października na konferencji prasowej premier Mateusz Morawiecki i jego doradca ds. COVID-19 prof. Andrzej Horban mówili, że osoby powyżej 70. roku życia nie powinny wychodzić z domu bez wyraźnej potrzeby. Informacja o tym, że jest to zalecenie, padła kilka razy. Dopytywali też o to dziennikarze.
W rozporządzeniu, które pojawiło się na godzinę przed początkiem obowiązywania, pojawił się jednak zakaz. I tak seniorzy w myśl przepisów mogą wychodzić z domu do pracy, zaspokajania potrzeb życiowych czy do kościoła. Przepis jest? Jest. Kar za to nie ma.
Co warto podkreślić, w całym projekcie rozporządzenia nie znalazły się żadne zapisy dotyczace egzekucji tego przepisu. Nie ma informacji o karach, nie ma informacji o grzywnach i mandatach. Nie jest jednak tak, że to "martwy przepis". Bo kary pieniężne za łamanie nakazów i zakazów z rozporządzeń premiera już są. I to dotkliwe.
Kwestie finansowe w tej kwestii rozstrzyga "Ustawa o zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi". I tak ten, kto łamie przepisy dotyczące określonego sposobu przemieszczania się czy zakaz organizowania innych zgromadzeń ludności, podlega karze od 5 do 30 tys. zł. Kary (w drodze decyzji administracyjnych) wlepiają inspektorzy sanitarni.
- Nie komentujemy te sprawy. W tej chwili mamy do czynienia jeszcze z projektem rozporządzenia, a nie obowiązującymi przepisami. Projekt wciąż jest konsultowany, więc musimy poczekać na finał tych prac - mówi money.pl Jan Bondar, rzecznik Głównego Inspektora Sanitarnego.
Dodaje jednak wprost: inspekcja sanitarna zajmuje się głównie kontrolowaniem przestrzegania przepisów przez przedsiębiorców, więc inspektorów nikt nie powinien spodziewać się podczas wieczerzy wigilijnej. To mogłaby robić tylko policja.
Policjanci dostaną wytyczne
O to, jak funkcjonariusze będą interpretować przepisy, chcieliśmy zapytać wiceministra administracji i spraw wewnętrznych Macieja Wąsika i rzecznika Komendanta Głównego Policji Mariusza Ciarkę. Żaden nie odbierał telefonu.
Jak wynika z informacji money.pl, limit osób na świętach w rozporządzeniu jest w tej chwili jednocześnie podkładką i balonem próbnym. Przepisy już są, ale potrzebne będą ostateczne decyzje, jak je egzekwować. A to będą decyzje polityczne. I jak tłumaczą nasi informatorzy, te zapadną dopiero w połowie grudnia. Wtedy rząd będzie widział dokładnie, na jakim etapie w Polsce jest epidemia.
Już dziś za to rząd obserwuje, jak Polacy reagują na takie informacje. Do tej pory imprezy rodzinne były ograniczone do 20 osób. Tyle mogło pojawić się naraz w jednym miejscu.
Warto przy tym dodać, że projekt wciąż jest konsultowany - w ostatecznym rozporządzeniu mogą pojawić się zmiany.