Żaneta Gotowalska-Wróblewska, Wirtualna Polska: Chce pani zastąpić Przemysława Czarnka w Ministerstwie Edukacji i Nauki?
Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, Lewica: Od lat zajmuję się tematyką edukacji. A od kiedy weszłam do polityki, to zajmuję się polityką oświatową. I chcę uczestniczyć w naprawie szkoły po Czarnku.
To nie jest jednoznaczna odpowiedź.
Oczywiście, że chcę dalej się zajmować oświatą. A żeby zajmować się nią skutecznie, warto mieć jak najwięcej narzędzi. Jakie to będą narzędzia - za wcześnie, żeby o tym rozmawiać.
Gdyby ostatecznie taka propozycja padła, to…
To wtedy udzieliłabym na to pytanie odpowiedzi.
I od czego zaczną się reformy "po Czarnku"?
Podwyżki nauczycieli, zatrzymanie kryzysu kadrowego w oświacie i rozpoczęcie długotrwałej pracy odbudowy prestiżu nauczyciela - to kluczowe wyzwanie. Tak, by nie tylko zatrzymać odpływ nauczycieli z zawodu, ale i zachęcić młodych pedagogów do pracy w szkole.
Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić.
Trzeba zacząć od wzrostu wynagrodzeń - i to skokowego, jak najszybciej. Po to, żeby wysłać sygnał do środowiska nauczycielskiego, że jest traktowane poważnie, a nie po macoszemu.
A tak było?
Zamiast podwyżek Przemysław Czarnek zaproponował nauczycielom zapowiedź 100 tys. zwolnień. Nic dziwnego, że w takiej sytuacji niektórzy sami odchodzą i organizują sobie inną ścieżkę kariery.
Potrzebna jest stabilizacja i gwarancje, że regulacje dotyczące zawodu nauczyciela pozostaną w mocy. Dialog, dialog i jeszcze raz dialog. Zmiany muszą odbywać się w konsultacji ze środowiskiem nauczycielskim.
Rozmowy to sygnał dla społeczeństwa, że nauczycieli traktuje się poważnie. Jeśli władza będzie traktować nauczycieli z należnym im szacunkiem, to pokaże, że są ważni. Prestiż będzie stopniowo odbudowywany, to proces.
Zmiany w edukacji. Wiadomo, od czego się zacznie
I co jeszcze w edukacji wymaga działania?
Ogromnym wyzwaniem jest też przeciwdziałanie kryzysowi zdrowia psychicznego wśród dzieci i młodzieży. Potrzebne jest zwiększenie zatrudnienia - faktycznego, a nie papierowego - psychologów w szkole, ale i wzmocnienie ich kwalifikacji.
A konkretniej - w jaki sposób?
Poprzez - znowu - wzrost wynagrodzeń dla specjalistów, ale także poprzez przyjęcie ustawy o zawodzie psychologa. Czeka gotowy projekt, wypracowany wspólnie ze środowiskiem samych psychologów. W tej kadencji w Sejmie nie doczekała się ona procedowania, mimo pozytywnych opinii środowiska, strony społecznej, a nawet kilku resortów obecnej jeszcze władzy.
Mam nadzieję, że w nowej koalicji uda nam się jak najszybciej wprowadzić ustawę, tak by był dostęp do psychologa, ale i gwarancja, że ten psycholog jest dobrze wykwalifikowanym specjalistą.
A z bardziej długofalowych zadań?
Kwestia podstawy programowej, która powinna być dostosowana do wyzwań współczesności. Nad tym chciałabym, żebyśmy - jako przyszła koalicja - pracowali przede wszystkim w porozumieniu ze środowiskiem eksperckim i oświatowym. Żeby zmiany, jakie będą wprowadzane, były zmianami akceptowanymi, zaplanowanymi i wprowadzanymi na długo, a nie odkręcanymi co chwilę.
Co minister, to rewolucja, a polska szkoła tej rewolucji nie potrzebuje. Potrzebujemy za to wprowadzenia zasady, że planujemy zmiany w edukacji nie na czas jednej kadencji, ale pokolenia, całego cyklu edukacyjnego.
Czyli bardziej ewolucja edukacji, zamiast nagłego wywrócenia rzeczywistości uczniów i nauczycieli?
Tak. Takie wywrócenie jest nie tylko niepotrzebne, ale i groźne.
Są i tacy, którzy mówią, że gdy Lewica weźmie się za edukację, to zrobi właśnie rewolucję.
Naprawdę, dość traktowania edukacji jako laboratorium do eksperymentowania na żywym organizmie. Od testowania różnych rozwiązań mamy odpowiednie narzędzia, którym w polityce należy przywrócić należne miejsce - pilotaże, konsultacje społeczne.
Zmiany można wprowadzać stopniowo. Zapomnieliśmy w Polsce, że istnieje coś takiego jak polityka oparta na dowodach. Że najpierw można zdiagnozować problem, przeanalizować go z ekspertami, wypracować rozwiązania i wprowadzić je, sprawdzając je na mniejszej grupie. Potem wyciągnąć wnioski, wprowadzić nową wersję i stopniowo ją wdrażać. W konsultacji z rodzicami, nauczycielami i - co ważne - uczniami. Jako Lewica będziemy upominać się o głos młodych ludzi w sprawach, które ich dotyczą.
Marzy mi się, żebyśmy potrafili doprowadzić do sytuacji, w której wszystkie strony sceny politycznej są w stanie porozumieć się co do zasad prowadzenia polityki oświatowej. Nie do treści wprowadzanych zmian, bo jestem przekonana, że między skrajną prawicą a liberałami, czy lewicą jest przepaść. Ale co do tego, że w edukacji nie wolno wprowadzać zmian gwałtownych, niedyskutowanych. Pomyłka niesie za sobą skutki nie dla polityków, dla klasy politycznej. Cierpią dzieciaki, które nie dostaną drugiej szansy, by przejść przez system edukacyjny.
I teraz cierpiały?
Oczywiście - choćby podwójne roczniki, brak miejsc w wybieranych przez młodych szkołach średnich - to jest skutek nierozważnego wprowadzania reform.
Kurator Nowak nie przestaje. Pisze o kryjówce
A co z kuratorami oświaty, jak słynna małopolska kurator Barbara Nowak?
Tu musi być szybkie pożegnanie.
Będzie pierwszą urzędniczką do zwolnienia?
Jest ona czynnym politykiem PiS, a nie żadnym urzędnikiem, który trzyma pieczę nad szkołami. Kuratorami powinni być ci, którym na sercu leży edukacja, a nie własna kariera polityczna.
Nie ma mowy, żebyśmy utrzymali sytuację, w której kuratorzy są politycznymi nadzorcami nad szkołami. Trzeba wzmocnić autonomię szkół, a nadzór pedagogiczny czy kuratoria mają być wsparciem. Mają być gwarantem, że szkoły - bez względu na to, w jakiej części Polski funkcjonują - realizują tę samą podstawę programową, mają te same standardy.
Jak mówimy o zmianach do wdrożenia - co z reformą gimnazjów?
Jesteśmy kategorycznie przeciwni odkręcaniu jakichkolwiek reform strukturalnych.
Gimnazja zostały zlikwidowane - taki jest stan na dziś. Można różnie oceniać tę decyzję, ale polska szkoła nie potrzebuje żadnego wstrząsu, jeśli chodzi o strukturę szkolnictwa.
Nauczyciele często odrzucają podręcznik do Historii i Teraźniejszości autorstwa Wojciecha Roszkowskiego. I tu są dwa pytania: co z podręcznikiem, co z przedmiotem?
Nauczycieli trzeba wspierać w tym słusznym i mądrym wyborze. Cieszę się, że nie ulegli naciskom i presji ze strony PiS i starają się zachować potrzebne treści z Wiedzy o Społeczeństwie, a nie zamieniać ich na prawicową propagandę. Ten kierunek jest słuszny. Należałoby to kontynuować. Edukacja obywatelska jest bardzo potrzebna, ale musi być rzetelna.
Czyli - jednoznacznie książka zniknie, ale przedmiot nie?
Książka może pozostać wyłącznie jako poglądowy materiał na zajęcia o propagandzie. Co do przedmiotu - nazwa to sprawa drugorzędna, ważna jest podstawa programowa i o niej chcemy rozmawiać z nauczycielami i ekspertami.
Dla dzieci i młodzieży ważne jest to, by byli wysłuchani. W ostatni piątek w szkołach był "Tęczowy Piątek". Pierwszy po ośmiu latach rządów PiS.
Rzeczywiście to wyjątkowy dzień na tle ostatnich lat. Choć wcale nie powinien taki być. Inicjatywa ta ma wskazywać na potrzebę akceptacji dla różnorodności, na potrzebę bezpieczeństwa wszystkich uczniów i uczennic, bez względu na to, jakiej są tożsamości płciowej, jaką mają orientację seksualną, kim są, kim się czują. To ma być manifestacja tego, że miejsce w szkole jest dla każdego ucznia i uczennicy.
Od teraz będzie już tak tęczowo i kolorowo?
Miejmy nadzieję, że po zmianie władzy w polskiej szkole będzie tak, że wszelkie inicjatywy uczniowskie, oddolne, które wskazują na różnorodność i uczą szacunku w tematach nie tylko związanych z tożsamością płciową, ale także różnorodnością kulturową, różnymi doświadczeniami rodzinnymi, statusem materialnym rodziców. Że na tę równość i różnorodność w szkole będzie miejsce i będzie ona wspierana i akceptowana przez władze oświatowe, a nie tłumiona, brana pod but.
Religia w szkołach? Tusk odpowiedział wprost
Każda różnorodność w szkole powinna być akceptowana i wspierana przez ministra czy ministrę edukacji, bez względu na to, z jakiego ugrupowania się wywodzi.
Bo w zmianie władzy nie chodzi o to, żeby zamiast wydarzeń o charakterze historycznym, teraz odbywały się inne wydarzenia w to miejsce.
Chodzi o to, żeby była przestrzeń i miejsce na inicjatywy różnych środowisk edukacyjnych, uczniów, uczennic, rodziców. Tak, by szkoła była taka, jak rzeczywistość poza nią - różnorodna. Szkoła nie ma być przedłużeniem żadnej partii politycznej. Szkoła ma być bezpiecznym miejscem rozwoju.
Na co jeszcze należy zwrócić uwagę?
Potrzebne jest przeciwdziałanie stygmatyzacji uczniów i uczennic, wywodzących się z uboższych rodzin. Dlatego jednym z postulatów Lewicy jest wprowadzenie darmowego ciepłego posiłku dla wszystkich uczniów. Bez wskazywania, że ten uczeń potrzebuje, a ten nie. Bez etykietowania, bez stygmatu. Wszystko po to, by równo traktować dzieciaki, nawet jeśli są między nimi różnice.
Mam nadzieję, że niezależnie od tego, kto będzie ministrem edukacji i z jakiego ugrupowania będzie, "Tęczowe Piątki" będą mogły znowu być bezpieczne organizowane, tak samo jak mam nadzieję, że dzieciaki z różnych klas społecznych będą mogły liczyć na równe traktowanie. To jest zadanie edukacji publicznej.
A co z religią w szkołach?
Lewica stoi na stanowisku, że świeckie państwo to też świecka szkoła. Naszym zdaniem, jako Lewicy, te lekcje religii nie powinny się w szkole w ogóle odbywać. Ale ponieważ w przyszłej koalicji są różne stanowiska, to wiemy, że na dziś trzeba zacząć od sprawy najbardziej oczywistej.
Czyli?
Od kwestii ograniczenia finansowania lekcji religii w szkole. Każdego roku ok. 2 mld zł wydawanych jest z budżetu państwa na pensje dla księży i katechetów. Polska szkoła potrzebuje pieniędzy.
Są priorytety finansowe dotyczące edukacji znacznie istotniejsze niż finansowanie lekcji religii z budżetu państwa. Na przykład wspomniane ciepłe posiłki. Dla nas priorytetem są pełne brzuchy dzieci, a nie wynagrodzenia dla księży i katechetów.
Czyli bierzecie koalicjantów sposobem.
Po prostu pokażemy, że znajdziemy sposób na znalezienie pieniędzy na programy, które chcemy wprowadzić.
Skoro lekcje religii w szkołach kosztują rocznie 2 mld zł, to skrócenie wymiaru tych lekcji daje pewną oszczędność. To prosta matematyka.
Mam jednak wrażenie, że rozmawiam z osobą, która wie, że będzie ministrem edukacji.
To jest kwestia diagnozy i programu Lewicy, który jest przemyślany i budowany od lat.
Brzmi jak niepotrzebna skromność.
Aktywnie w tworzeniu tego programu uczestniczę, ale przecież nie sama. Od lat pracujemy w porozumieniu z nauczycielami, rodzicami, organizacjami pozarządowymi, które na lewicy traktujemy jako partnerów w rozmowie, a nie jako zagrożenie dla polskiej szkoły.
To jest program systemowy, ale o tym wszystkim, o czym mówiłam dziś, mówię od lat, choćby w Komisji Edukacji. To, że te zmiany się do tej pory nie wydarzyły, to nie brak świadomości, że są konieczne. To brak woli politycznej ze strony Przemysława Czarnka i jego poprzedników.
Żaneta Gotowalska-Wróblewska, dziennikarka Wirtualnej Polski