Nie milkną echa filmu opublikowanego w niedzielę na profilu Donalda Tuska na temat cudzoziemców. Wywołał on burzę i falę krytyki zarówno ze strony rządzącej koalicji, jak i Lewicy.
— Oglądamy wstrząśnięci sceny z brutalnych zamieszek we Francji. I właśnie teraz Kaczyński przygotowuje dokument, dzięki któremu do Polski przyjedzie jeszcze więcej obywateli z państw takich jak — cytuję — Arabia Saudyjska, Indie, Islamska Republika Iranu, Katar, Zjednoczone Emiraty Arabskie, Nigeria czy Islamska Republika Pakistanu — mówi na nagraniu Tusk.
— Kaczyński jednocześnie szczuje na obcych i na imigrantów, a jednocześnie chce ich wpuścić setki tysięcy. I to właśnie z takich państw — ocenił.
Tymczasem eksperci, których poprosiliśmy o komentarz do tej wypowiedzi, nie kryją, że antyimigrancka retoryka nam się nie przysłuży. - Bez zatrudniania cudzoziemców Polska może zapomnieć o dalszym szybkim wzroście PKB — mówią.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Liczba pozwoleń dla cudzoziemców rośnie
Liczba zezwoleń dla cudzoziemców w Polsce rośnie z roku na rok. Przełom w polityce migracyjnej państwa nastąpił wraz z dojściem do władzy PiS-u, co pokazują liczby. Rekordowy był zwłaszcza 2021 r. Według danych Ministerstwa Rodziny i Polityki Społecznej wydano wówczas 504 172 zezwolenia na podjęcie pracy przez cudzoziemców w Polsce. To o 24 proc. więcej niż rok wcześniej i blisko osiem razy więcej niż w 2015 r.
Obecnie w Polsce legalnie pracuje około dwóch milionów obcokrajowców. Z danych firm rekrutacyjnych wynika, że cudzoziemcy pracują głównie w produkcji i logistyce.
Polskie konsulaty ułatwiają pracę obcokrajowcom
Brak rąk do pracy jest dziś szczególnie dotkliwy zwłaszcza w sektorze budowlanym. Zdaniem Piotra Kledzika, prezesa firmy PORR, problem ten w najbliższym czasie się nie zmniejszy, a będzie wręcz narastał, zwłaszcza gdy skończy się wojna w Ukrainie.
Polska będzie wtedy musiała otworzyć się na imigrantów zarobkowych z bardziej egzotycznych kierunków, np. takich jak Indie — ocenia prezes zarządu PORR.
Inny nasz rozmówca, szef średniej wielkości firmy budowlanej, który woli pozostać anonimowy, jest podobnego zdania.
Nasz rynek pracy zależy od cudzoziemców. Politycy zdają sobie z tego sprawę i na tym polega ich hipokryzja. Z jednej strony dominuje dziś antyimigrancka i ksenofobiczną retoryka, z drugiej — polskie konsulaty już od dłuższego czasu dają zielone światło do wydawania zezwoleń na pracę w Polsce dla pracowników z różnych krajów. W tym kontekście granie na antyimigranckiej nucie nikomu się nie przysłuży — twierdzi.
Społeczeństwo niegotowe na zmiany?
Konieczność zatrudniania cudzoziemców wynika m.in. z faktu, że w Polsce powstało ostatnio 1,5 mln nowych miejsc pracy. Dodatkowo społeczeństwo się starzeje. — Demografia jest nieubłagana, rąk do pracy zaczyna brakować — wyjaśnia Łukasz Komuda, ekspert ds. rynku pracy.
Jak zauważa, z tego powodu pracodawcy coraz mocniej domagają się, aby "szerzej otworzyć drzwi" dla cudzoziemców.
Łukasz Komuda zauważa także, że zmieniła się struktura wydawanych pozwoleń. Pracownicy z Ukrainy stanowią obecnie 25 proc. wydawanych pozwoleń. Rośnie za to liczba zezwoleń dla osób z innych krajów, m.in. Indii, Kazachstanu czy Wietnamu. - Nie możemy tego procesu zatrzymać, ponieważ za chwilę inne kraje nas ubiegną, a my ten wyścig po prostu przegramy — ocenia.
Zastrzega jednocześnie, że przyrostowi liczby zatrudnianych cudzoziemców nie towarzyszą żadne konkretne programy czy konsultacje społeczne.
Tymczasem na takie zmiany powinno się społeczeństwo przygotować, ponieważ odsetek cudzoziemców w Polsce będzie nieuchronnie rósł — podkreśla ekspert.
"Możemy zapomnieć o wzroście PKB"
Kamil Sobolewski, główny ekonomista Pracodawców RP, przypomina, że nieubłaganie nadciąga demograficzne tsunami.
Według prognoz OECD (Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju — przyp. red.) w Polsce do 2050 r. ubędzie siedem milionów ludzi w wieku produkcyjnym. — To średnio 250 tys. rocznie. Bardziej optymistyczne prognozy mówią o minimum 170 tys. ludzi rocznie. Będzie to oznaczać prawdziwe tsunami wśród pracowników bez wyższego wykształcenia — wskazuje ekspert.
Piotr Soroczyński, główny ekonomista Krajowej Izby Gospodarczej, zwraca z kolei uwagę na inną ważną kwestię. Bez zatrudniania cudzoziemców możemy zapomnieć o szybkim wzroście PKB.
Do tej pory za dużą część naszego przyrostu PKB odpowiadało zwiększenie wydajności pracy. To jednak nie wystarczy. Obecnie, aby zwiększyć wzrost PKB, musimy także zwiększyć zatrudnienie, bo z powodu starzenia się społeczeństwa rąk do pracy będzie nam dalej ubywać. W Polsce w tej chwili czynnych zawodowo jest 15 mln ludzi. Tymczasem szacuje się, że rocznie powinniśmy zwiększać zatrudnienie na poziomie 1,5 proc. co stanowi 225 tys. osób rocznie. To ogromne wyzwanie — ocenia.
Duża część emigrantów pracuje w Polsce na czarno
Eksperci zgadzają się w tym, że cudzoziemcy są dla naszego rynku pracy niezbędni. Nie oznacza to jednak, że nie będzie to generowało problemów. Jednym z nich jest fakt, że duża część emigrantów pracuje obecnie w Polsce na czarno.
Często jest to m.in. skutek tego, że dokumenty legalizujące ich pobyt w Polsce tracą ważność. Uzyskanie nowego zezwolenia jest natomiast kosztowne, a procedury — skomplikowane. — W efekcie cudzoziemcy często gubią się w tym urzędniczym labiryncie i uciekają przed rządową administracją, aby uniknąć deportacji. Z tego powodu rząd co jakiś czas ogłasza okresowe abolicje — wyjaśnia Łukasz Komuda.
Ekspert przypomina także, że kolejnym wyzwaniem związanym ze wzrostem liczby cudzoziemców w Polsce są bariery językowe i kulturowe. Dlatego uważa, że zamiast słowa "asymilacja", warto raczej używać określenia "integracja", aby każdy cudzoziemiec pracujący w Polsce mógł zachować swoją tożsamość.
Agnieszka Zielińska, dziennikarka money.pl