Przed kilkoma dniami Wirtualna Polska poinformowała, że Marian Banaś złożył zawiadomienie do prokuratury na wicepremiera i prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego. Prezes NIK tłumaczył tę decyzję w czwartek w radiu Zet.
- Nie jestem już osobą prywatną, tylko urzędnikiem bardzo poważnej instytucji i jeśli ktoś publicznie mówi, że nie powinienem pełnić tak ważnej funkcji, bo toczą się postępowania, a ja nie byłem przesłuchany, nie postawiono mi zarzutu, to pytanie, czy jest w Polsce praworządność i czy wszyscy są równo traktowani - wyjaśniał szef NIK.
Dodał też, że wszyscy muszą być równie traktowani. A on, jako prezes Najwyższej Izby Kontroli, nie może pozostawić takich słów bez reakcji. Marian Banaś podkreślił jednak kilkukrotnie, że nie prowadzi z nikim wojny, a jedynie wykonuje rzetelnie - jak sam ocenił - swoje obowiązki.
Odrzucił też tezę, jakoby miał nawiązać współpracę z opozycją, która miałaby w ostatecznym rozrachunku doprowadzić do upadku rządy Prawa i Sprawiedliwości. Wyjaśnił, że jest otwarty na współpracę z każdym politykiem czy obywatelem, jeżeli pomoże to wyjaśnić nieprawidłowości narosłe w państwie. Nie ma tutaj znaczenia, czy sygnalista popiera PO, PiS, SLD, czy też Konfederację.
A jak Marian Banaś tłumaczy wątpliwości, które narosły wokół niego? - Każdy obywatel w Polsce jest prześwietlany i większość popełnia większa lub mniejsze błędy. Kiedy byłem całkowicie zaangażowany w pracę na rzecz rządu PiS, to jest wytłumaczalne, że mogłem popełnić pewne błędy - mówił w radiu Zet.
Dalej podkreślał, że popełnionych błędów nie można nazywać przestępstwami. Ustosunkował się też do informacji o nieprawidłowościach przy jego oświadczeniach majątkowych. Wyjaśniał, że w latach 80. pojechał zarabiać do Niemiec i przywiózł z tej wyprawy duże oszczędności.
- Oszczędności? Wszystko mam udokumentowane i na wszystko mam potwierdzenia. Myślę, że właśnie dlatego postępowanie toczy się już przeszło 2 lata, że nie ma podstaw, aby postawić mi zarzuty - ocenił.
Nie zgodził się też ze stwierdzeniem o tym, że w NIK ma się źle dziać. Przed kilkoma dniami tygodnik "Sieci" donosił, że pracownicy Izby skarżą się na atmosferę i formę pracy po przejęciu fotela prezesa przez Mariana Banasia.
- Media różne rzeczy donoszą, kombinują, stwarzają scenariusze. Ja bym chciał, żeby taka osoba się ujawniła, pokazała, co potrafi - stwierdził prezes NIK. - Dla niektórych nie jest to wygodne, bo ja dziś wymagam solidnej pracy, profesjonalizmu i rzetelności. Osoby, które tego nie spełniają, nie mogą liczyć, że będą dłużej pracować - dodał w rozmowie na antenie.
Przyznał, że miał myśli, by podać się do dymisji. Jednak, jak sam stwierdził, ma obowiązki i został "legalnie wybrany przez Sejm", a to wiąże się z pewnymi wymaganiami. Dodał też, że chce po zakończeniu swojej kadencji móc samemu sobie przyznać, że spełnił "solidnie i uczciwie swój obowiązek wobec państwa".
- Nasze kontrole są rzetelne, zasługują na podkreślenie, że mogą na nas liczyć ci, którzy chcą wiedzieć, w jaki sposób grosz publiczny jest wydawany. Nieważne, jaka opcja sprawuje władzę. My jesteśmy dla obywateli, a nie dla takiej, czy innej partii - zapewnił Marian Banaś.
A jakie kontrole obecnie się toczą? Prezes NIK wymienił tutaj przede wszystkim inwestycję w blok C w Elektrowni Ostrołęka. Przypomnijmy, że po zainwestowaniu ponad 1,3 mld złotych publicznych pieniędzy w budowę bloku węglowego, zapadła decyzja o rezygnacji z tej inwestycji. Na jego miejscu ma powstać blok gazowy.
NIK na ten rok zaplanował 103 kontrole. Kontrolerzy sprawdzą m.in. Polską Fundację Narodową, czy szpitale tymczasowe. Marian Banaś nie wyklucza również, że Najwyższa Izba Kontroli przyjrzy się ostatnim transakcjom PKN Orlen, czyli m.in. przejęciu Grupy Polska Press.