Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na
Przemysław Ciszak
Przemysław Ciszak
|
aktualizacja

Białoruski dekret dotknie polskie firmy. Łukaszenka "przymusza do miłości"

Podziel się:

W odpowiedzi na unijne sankcje Alaksandr Łukaszenka zablokował zagranicznych inwestorów. Nie mogą sprzedać swoich udziałów. Czarna lista liczy na razie 190 firm. - Sankcje oznaczają wojnę ekonomiczną i jak to na wojnie, trzeba liczyć się z odpowiedzią, kontratakiem, stosowaniem różnych manewrów etc. i wreszcie ze stratami - stwierdza w rozmowie z money.pl Kazimierz Zdunowski, prezes Polsko-Białoruskiej Izby Handlowo-Przemysłowej.

Białoruski dekret dotknie polskie firmy. Łukaszenka "przymusza do miłości"
Aleksandr Łukaszenka odegra się za sankcje (via Getty Images, Mikhail Svetlov)

Białoruś nie pozostała dłużna za sankcje. Alaksandr Łukaszneka podpisał dekret Rady Ministrów Republiki Białorusi zakazujący udziałowcom z "nieprzyjaznych" krajów sprzedawania aktywów firm działających w kraju.

Czarna lista objęła do tej pory 190 firm z kilkunastu państw, a wśród nich udziałowców z Austrii, Bułgarii, Danii, USA, Irlandii, Hiszpanii, Włoch, Cypru, Łotwy, Litwy, Luksemburga, Norwegii, Holandii, Nowej Zelandii, Niemiec, Rumunii, Finlandii, Francji, Czech, Szwajcarii, Szwecji, Estonii oraz z Wielkiej Brytanii, a także z Gibraltaru i Brytyjskich Wysp Dziewiczych.

Łukaszenka się zabezpiecza

Co właściwie oznacza białoruski dekret? Upraszczając, uniemożliwia wycofanie się z kraju zagranicznych firm mających udziały w przedsiębiorstwach działających na Białorusi. Bez zgody władz nie będą mogły sprzedać swoich aktywów, a mało prawdopodobne, by ją otrzymały.

Zdaniem białoruskich mediów ruch ten uniemożliwi powtórzenie scenariusza, jaki odgrywa się w Rosji, gdzie kolejne firmy opuszczają kraj Putina. Niektórzy z dużych graczy już zapowiedzieli, że porzucą również Białoruś, jak choćby fiński Olvi, udziałowiec w browarze Lidskaje Piva.

Finowie już na początku marca ogłosili wycofanie swoich aktywów z Białorusi. W kwietniu firma potwierdziła wstrzymanie wszelkich inwestycji oraz eksportu na Białoruś i rozpoczęła proces sprzedaży swoich aktywów w tym kraju. Obawy przed porzuceniem dotyczą również firmy Lukoil Internartional zarejestrowanej w Austrii czy białoruskiego oddziału koncernu Henkel.

Dlatego też dekret, zdaniem białoruskiego dziennika "Nasza Niwa", uważany jest za bezpośrednią "reakcję na zamiar wielu firm zagranicznych wycofania się z Białorusi".

Kaciaryna Barnukowa, dyrektor naukowa białoruskiego think-tanku ekonomicznego BEROC w rozmowie z Biełsatem wprost nazwała to "próbą zmuszenia do miłości".

Jej zdaniem jest to w istocie pogwałcenie podstawowego prawa własności, na które składa się nie tylko prawo do posiadania, ale także prawo do sprzedaży własnych aktywów. "Gdyby w naszym kraju istniała normalna giełda, akcje takich spółek natychmiast straciłyby na wartości" - zaznaczyła Barnukowa cytowana przez dziennik "Nasza Niva".

Kazimierz Zdunowski, prezes Polsko-Białoruskiej Izby Handlowo-Przemysłowej przyznaje w rozmowie z money.pl, że wprowadzony zakaz ma znaczenie polityczne, bo daje informację miejscowemu elektoratowi, że władza ma pole manewru i może udzielić odpowiedzi na sankcje.

- Ma także znaczenie gospodarcze, bo może chronić miejsca pracy i profil produktowy. Wreszcie, omawiana decyzja może ułatwić zagranicznym firmom na Białorusi przetrwanie, pomimo nacisków ich krajowych decydentów politycznych, daje alibi - zauważa ekspert. - Białoruś jest gospodarczo małym krajem i jest bardzo wrażliwa na wszelkie zawirowania - dodaje.

Polskie firmy również ucierpią

Jak zauważyła Kaciaryna Barnukowa, na "czarną listę" białoruskiej Rady Ministrów mogłyby trafić prawie wszystkie duże firmy z kapitałem zagranicznym. Tak się jednak nie stało. "Austriacki Raifeisenbank, firma telekomunikacyjna A1 i producent wyrobów drewnianych Kronaspan czy szwajcarski producent pociągów Stadler nie zostały objęte sankcjami" - wylicza.

Firm reprezentujących polski kapitał dekret również nie wymienia. Nie oznacza to, że w przyszłości nie mogą zostać do niego dopisane.

Kazimierz Zdunowski, prezes Polsko-Białoruskiej Izby Handlowo-Przemysłowej nie ma wątpliwości, że dekret odbije się również na polskich przedsiębiorcach.

- Oczywiście, że dotknie, tak jak dotykają polskich przedsiębiorców na Białorusi wszystkie sankcje i ograniczenia UE, w tym i Polski. Sankcje oznaczają wojnę ekonomiczną, a ich autorzy, jak to na wojnie, muszą liczyć się z odpowiedzią, kontratakiem, stosowaniem różnych manewrów etc. i wreszcie ze stratami, które ktoś musi ponieść i ktoś powinien pokryć - komentuje w rozmowie z money.pl.

Jak dodaje, na Białorusi działa około 400 polskich firm. Wśród nich choćby polska spółka CDRL, sprzedająca ubrania dziecięce pod marką Coccodrillo. W styczniu 2019 roku przejęła największą sieć sklepów dziecięcych Buslik, w tym 46 lokali, z czego 17 w samym Mińsku.

Jak przekazała nam Beata Michalik, pełnomocnik zarządu ds. finansowych i relacji inwestorskich CDRL, na razie firma nie czuje się zagrożona dekretem.

- Spółka na bieżąco monitoruje sytuację na rynku białoruskim i związane z tym ryzyka. Do tej pory nie zaobserwowaliśmy jakichkolwiek przejawów dyskryminacji naszej spółki zależnej z uwagi na polskie pochodzenie kapitału - zaznaczyła Michalik.

- Niemniej działalność na tamtejszym rynku od zawsze wiązała się ze zwiększonym ryzykiem politycznym, dlatego też transakcja nabycia udziałów w DPM została ubezpieczona w KUKE, m.in. od takich zdarzeń, jak nakładanie sankcji gospodarczych czy konflikty zbrojne - dodała.

Jak informuje białoruska ambasada, Polska jeszcze w 2020 r. była dziesiątym inwestorem w gospodarkę Białorusi, z wartością inwestycji na poziomie 580,5 mln zł, i piątym zagranicznym partnerem gospodarczym Białorusi pod względem wolumenu handlu. Według tych danych, zarejestrowanych było tam 345 przedsiębiorstw z udziałem polskiego kapitału. Spośród nich ponad 200 to przedsiębiorstwa wspólne.

Sankcje uderzają obie strony

- UE nie pozostawiła firmom z udziałem kapitału inwestorów z krajów UE dużego pola manewru, w tym zabezpieczenia się i wobec tego taką samą taktykę będą stosować kraje, w których polskie firmy są rezydentami - zaznacza w rozmowie z money.pl prezes Polsko-Białoruskiej Izby Handlowo-Przemysłowej.

Kazimierz Zdunowski wyjaśnia, że na Białorusi funkcjonują różne przedsiębiorstwa zagraniczne o różnej strategii ekonomicznej.

Firmy ściśle powiązane technologicznie, surowcowo i handlowo z firmami matkami w UE, które były często "perłami w koronie" spółek unijnych, znalazły się w najgorszej sytuacji, ponieważ sankcje dotyczą eksportu, importu i płatności (o czym więcej przeczytasz TUTAJ).

- Są też firmy, które korzystają z surowców i technologii firmy matki, ale sprzedają towar na rynku Euroazjatyckiej Unii Gospodarczej i dla nich sankcje i ograniczenia mają mniejsze znaczenie. Całkiem nieźle się trzymają - zaznacza prezes Zdunowski. - Z kolei te firmy, które w Białorusi mają bazę surowcową i kadrową oraz sprzedają na rynku Euroazjatyckiej Unii Gospodarczej, obecnie mają żniwa, ponieważ sankcje UE zlikwidowały lub znacząco ograniczyły im konkurencję - argumentuje.

Przypomnijmy, że w piątek Rada UE podjęła decyzję o wprowadzeniu szóstego pakietu sankcji gospodarczych i indywidualnych wymierzonych w Rosję za jej inwazję na Ukrainę, jak i w Białoruś za pomoc udzielaną Moskwie.

Do tej pory oprócz restrykcji handlowych wprowadzono również dodatkowe środki nacisku, jak wykluczenie białoruskich banków z systemu SWIFT, zakaz transakcji z Bankiem Centralnym Białorusi, ograniczenie przepływów finansowych z Białorusi do UE czy zakaz dostarczania na Białoruś banknotów euro, co tym bardziej uderza w relacje gospodarcze.

Jak wynika z danych, publikowanych pod koniec 2021 r. w GUS-owskim Roczniku Statystycznym Handlu Zagranicznego, w 2020 r. wartość importu z Białorusi do Polski wyniosła około 4,5 mld zł. Eksport z Polski na Białoruś sięgnął 7,1 mld zł.

Przemysław Ciszak, dziennikarz money.pl

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl