W niedzielne przedpołudnie na lotnisku w Przylepie pod Zieloną Górą rozbił się ultralekki samolot Tecnam P2002. Maszyna miała nieco ponad 4 lata, była na bieżąco serwisowana, a w sobotę, dzień przed tragedią, została odebrana z generalnego serwisu, który wykonuje się raz na 5 lat.
Za sterami siedział doświadczony pilot, z 30-letnim stażem, inżynier, biznesmen, milioner i zielonogórzanin Zbigniew Kuczma, związany m.in. ze spółką cinkciarz.pl. Miał 71 lat. Jego syn Adam w rozmowie z money.pl opowiedział o dniach poprzedzających tragedię.
Samolot był dopiero po serwisie, dzień wcześniej wieczorem został odebrany. Ojciec w sobotę wykonał lot próbny, a później przeleciał z Leszna na lotnisko w Przylepie. Następnego dnia rano wystartował i miał problemy z silnikiem, zgasł albo stracił moc. Sygnalizował to przez radiostację, to zeznał też kierownik lotu, lądował awaryjnie. Na miejscu prokuraturze przekazałem, że samolot jest dopiero po serwisie, dokumentacja została w serwisie - powiedział w rozmowie z money.pl Adam Kuczma.
Prosto z serwisu
Jak tłumaczy Adam Kuczma, samolot ma osobną książkę serwisową, są jeszcze oddzielne książki silnika i śmigła. W zależności od zaleceń producenta po określonej liczbie lat lub wylatanych godzinach trzeba wymienić odpowiednie rzeczy niezależnie od tego, czy nadal są dobre. Na przykład podczas ostatniego serwisu była wymieniona pompa paliwa. Była dobra, ale przepracowała 4 lata i trzeba ją było wymienić. Zdaniem Adama Kuczmy jeśli ta nowa pompa paliwa była wadliwa, to mogła przyczynić się do tej tragedii.
Najbardziej zastanawiające jest to, że samolot rozbił się tuż po odebraniu z serwisu. Mam nadzieję, że ta sprawa zostanie rzetelnie zbadana przez prokuraturę, że nie zostanie umorzona - powiedział money.pl Adam Kuczma.
Jak opisuje Adam Kuczma, nie wiadomo, czy silnik stanął w locie, czy tylko zaczął przerywać. To był trzeci start po odebraniu z serwisu. Pierwszy to lot próbny, w Lesznie, tuż po odbiorze z serwisu. - Lot trwał 20 minut, samolot się nie grzał i trzymał parametry, ojciec ruszył w drugi lot – do Zielonej Góry - opisuje pan Adam. Jak dodaje, "tam się mogło coś urwać, zaciąć, cokolwiek". W niedzielę, podczas trzeciego startu, Zbigniew Kuczma zasygnalizował problem z silnikiem i zgłosił, że będzie awaryjnie lądował.
Samoloty tego typu nie są uzbrojone w czarne skrzynki, nie zapisują też żadnych danych. Śledczy będą musieli opierać się na dokumentach, do których uda im się dotrzeć, a także o zeznania świadków.
Jak opisuje nam pan Adam Kuczma, mimo że samolot rozbił się na strzępy, silnik ocalał niemal w jednym kawałku, powinno udać się go rozkręcić i być może na tej podstawie ustalić, co dokładnie się stało.
Pilot nie zgłaszał nieprawidłowości
Samolot serwisowany był w zakładzie J&J w Lesznie. Jego właściciel Jerzy Szałecki podkreślił w rozmowie z money.pl, że chce poznać przyczynę tragedii. Jak dodał, trudno mu zajmować stanowisko, bo jest stroną w sprawie, ale zależy mu na wyjaśnieniu przyczyny, by uniknąć tragedii w przyszłości.
Relacjonował, że Zbigniew Kuczma nie zgłaszał nieprawidłowości po pierwszym locie próbnym.
Po oblocie technicznym kontaktowałem się z panem Zbigniewem, pytałem o jego spostrzeżenia, uwagi czy zastrzeżenia. Powiedział, że takich nie ma. Dlatego nie było powodów, by coś przy tym dalej robić - powiedział nam właściciel serwisu J&J z Leszna Jerzy Szałecki.
Z Adamem Kuczmą rozmawiał zarówno w dniu tragedii - telefonicznie, jak i dzień po, już w Lesznie. Podkreślił, że obaj są tego samego zdania, że trzeba dociec prawdy.
Kładziemy bardzo duży nacisk na procedury, mamy bezpośredni kontakt z Rotaxem (producentem silnika – przyp.) i bardzo tego pilnujemy z tytułu swojej autoryzacji. Przestrzegamy wszystkich zaleceń producenta, wszystko, co zostało wymienione, zostało właśnie przez niego określone. Ja te samoloty traktuję jak dzieci, to są moi podopieczni – powiedział money.pl Jerzy Szałecki.
Pytany o podejrzenia, co mogło zawieść, odparł, że nie wypowiada się na ten temat, że ciężko cokolwiek powiedzieć. – Mam mieszane myśli, jest w tym wszystkim bardzo dużo emocji, bo człowiek był naprawdę przesympatyczny, miły. To jest największa strata. Nie chcę stawiać żadnych teorii – podkreślił.
Prokuratura i komisja badają sprawę
- W sprawach dotyczących katastrof lotniczych pierwszeństwo mają biegli z Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych, to są specjaliści w swojej dziedzinie, zawsze bazujemy na ich opinii. Czekamy na ich ustalenia - powiedział w rozmowie z money.pl prokurator Zbigniew Fąfera, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Zielonej Górze
Jak dodał, te ustalenia jakiś czas potrwają, bo z samolotu niewiele zostało. - Oni jednak dysponują filmikiem z samej katastrofy, z momentu, gdy samolot się rozbił. Przede wszystkim jednak będą bazować na swoich ustaleniach. Prokurator teraz ma za zadanie przeprowadzić sekcję zwłok, przesłuchać świadków i czekać na ustalenia biegłych z Komisji - wyjaśnił prok. Fąfera.
Czytaj również: Szef nie zamówił dla niej pizzy. Zapłaci 23 tysiące funtów
Rozmawialiśmy także z wiceprzewodniczącym Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych Krzysztofem Miłkowskim. Powiedział nam, że pierwszym krokiem Komisji było udanie się do Leszna, by sprawdzić dokumentację dotyczącą samolotu, która była w serwisie.
- Czynności trwają, zespół badawczy był na miejscu zdarzenia, wykonał prace. Na tym etapie żadnych informacji na temat przyczyn nie możemy udzielić. Wszystkie wątki będą badane – powiedział money.pl Krzysztof Miłkowski, zastępca przewodniczącego PKBWL.