Alior jest kolejnym bankiem, który rozpoczął współpracę z Booksy. O tym wdrożeniu piszemy w money.pl jako pierwsi. Usługa jest dostępna zarówno dla klientów indywidualnych, ale również dla mikroprzedsiębiorców, którzy chcą lub muszą osobiście udać się do placówki.
Wcześniej na pierwszy ogień poszło BNP Paribas. Osoby, które interesowały się produktami w tym banku lub już posiadały takowe, mogły umówić się na wizytę w oddziale w tradycyjny sposób, czyli przez telefon, e-mail lub formularz kontaktowy. Booksy zapewniło od siebie dostęp do aplikacji mobilnej.
Ostatnie tygodnie to w historii Booksy to prawdziwy rollercoster. Firma była polskim kandydatem na globalnego czempiona, którego wycena w perspektywie kilku lat miała przekroczyć 1 mld dolarów. Ambitne plany pokrzyżowała pandemia koronawirusa. Salony fryzjerskie i kosmetyczne, czyli trzon klientów firmy Stefana Batorego, przestały działać. Dla startupu zaczęła się walka o przetrwanie.
Aby pozostać na powierzchni, Batory podjął trudną decyzję o zwolnieniu 150 osób, czyli połowy załogi. Następnie twórca Booksy przeszedł do kontry i przyspieszył wdrażanie procesów, o których myślał od dłuższego czasu. Chodzi właśnie o rozszerzenie bazy klientów z branży bankowości.
Dodatkowym smaczkiem jest to, że w nocy ze środy na czwartek Google wprowadził nowe funkcje, dzięki którym przedsiębiorcy mogą łatwo i szybko informować swoich klientów o nowych opcjach swojej działalności oraz możliwościach wsparcia ich biznesów. Wśród partnerów globalnego wdrożenia nowych funkcji znalazła się również polska firma Booksy.
Ze Stefanem Batorym porozmawialiśmy zarówno o nowym wdrożeniu, planach na przyszłość Booksy oraz o tym, czy dziś żałuje swojej radykalnej decyzji wobec załogi, podjętej gdy kryzys wywołany przez globalną pandemię zaczął przybierać na sile.
Marcin Łukasik, money.pl: Booksy umawia już nie tylko do fryzjera czy kosmetyczki, ale i do banku. Dlaczego akurat ta branża?
Stefan Batory, twórca Booksy: Nasze rozwiązanie jest uniwersalne. Może z niego korzystać mały biznes, jak i wielki bank. Cieszy nas, że po Booksy sięgnął Alior. Co ważne, Alior poszedł dalej, przez Booksy mogą umawiać się wszyscy klienci, tak przedsiębiorcy, jak klienci indywidualni, i wybierać pełny zakres usług. Booksy daje naprawdę duże możliwości, a jak widać, wdrożenie jest bardzo szybkie.
Po komunikacie o współpracy z BNP Paribas chyba nikt nie przypuszczał, że tak szybko pojawi się kolejny bank. To kto będzie następny lub kiedy poznamy nazwę następnego klienta z tej branży?
Odzywa się do nas mnóstwo instytucji, bo wszyscy widzą potencjał i wygodę naszego rozwiązania. To niewątpliwie element zmieniającej się rzeczywistości. Wygoda dla klientów i bezpieczeństwo. Idealne połączenie.
Pomysł na to, aby poszukać potencjału w bankowości pojawił się przed wybuchem epidemii, czy raczej został wymuszony przez nową rzeczywistość? Wszyscy pamiętamy, że Booksy mocno oberwało z powodu zamrożenia salonów fryzjerskich i kosmetycznych.
Tak, oberwaliśmy, ale dziś mam wrażenie, że to nas tylko wzmocniło. Planowaliśmy taki krok biznesowy w przyszłości. Taki był pomysł na Booksy. Chcemy, żeby pewnego dnia Booksy równało się umawianie. Sytuacja tylko przyspieszyła decyzję. A że nasze rozwiązanie wybrali tacy poważni gracze jak Alior, w pierwszej kolejności tylko pomaga nam realizować tę strategię.
Gdzie Booksy jeszcze widzi potencjał? Komu jeszcze firma umożliwi umówienie się na spotkanie u profesjonalisty?
Wszędzie. Proszę wskazać branżę, a ja coś wymyślę. Idealnie gdyby w naszej aplikacji był bardzo szeroki zakres usług. Już dziś są fryzjerzy, masażyści, trenerzy, psychologowie, teraz banki za chwilę sieci handlowe, urzędy miasta itd.
Z powodu kryzysu podjęliście jako firma radykalne kroki. Zwolnienie połowy załogi odbiło się szerokim echem. Dziś specjaliści od HR-u komentują, że być może był to zbyt nerwowy krok.
To była bardzo trudna, ale ważna decyzja. Jako firma musieliśmy się uniezależnić od zewnętrznego finansowania albo zderzyć bardzo szybko ze ścianą. Szanuję opinię ekspertów, ale ja widziałem liczby i ciągle na nie patrzę. Podchodzę do tego bardzo racjonalnie i nie otwieram jeszcze szampana, ale już zaczynam zatrudniać nowe osoby i odzywamy się do tych zwolnionych. Co mnie w sumie bardzo cieszy większość z nich ma już nową pracę.
Jednym z inwestorów Booksy jest Sebastian Kulczyk. W środę odbyło się webinarium pod jego patronatem, którego początkowa nazwa wywołała sporą burzę w sieci. Czy według pana można utrzymać morale zespołu przy masowych zwolnieniach? Czy dziś jednak wybrałby pan inną strategię?
To, że pomimo tych trudnych decyzji udało nam się utrzymać morale zespołu i dobre relacje z tymi, z którymi się rozstaliśmy, to nie był wynik jakiejś jednorazowej "akcji". Na zaufanie zespołu pracuje się latami i w takich sytuacjach zespół albo ufa swoim liderom, albo nie. My zawsze stawialiśmy ludzi na pierwszym miejscu i nawet w tak trudnej sytuacji zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy, żeby im pomóc. Dałem słowo zespołowi, który został, że to koniec zmian i zagwarantowałem stabilność w konkretnej perspektywie czasu. Sądząc po niezwykłym zaangażowaniu całego teamu, morale jest wysokie.
Kilka tygodni temu w studiu Wirtualnej Polski mówił pan, że Booksy będzie nie tylko "jednorożcem", czyli firmą wartą 1 mld dolarów, ale że przebije ten poziom dziesięciokrotnie. To by oznaczało, że wycenia Booksy wyniesie 40 mld złotych. Odważne stwierdzenie, mając na uwadze obecne okoliczności.
Nie patrzę na to z takiej perspektywy. Dużo bardziej motywuje mnie osiągnięcie czegoś ważniejszego. Wytyczenie nowej ścieżki i pokazanie, że w Polsce można zbudować światowego giganta hightech. Miarą sukcesu dla mnie będzie to, ilu z pracowników Booksy założy później swoje startupy i osiągnie sukcesy, a ja będę ich bardzo chętnie w tym wspierał.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl