– U schyłku lata portfele zamówień w większości z 28 tys. spółek meblowych wyglądają nawet lepiej niż w niezłych czasach przed pandemią – ocenił w rozmowie z "Rzeczpospolitą" Michał Strzelecki, dyrektor Ogólnopolskiej Izby Gospodarczej Producentów Mebli. Firmy mają zamówienia sporo w przód - 2-3 miesiące. Przed pandemią często było to kilka tygodni.
Nie sprawdziły się pesymistyczne przewidywania dotyczące braku wznowienia dostaw z Chin. Przede wszystkim dotyczy to okuć. Okazało się jednak, że zarówno surowce, jak i komponenty są dostępne.
Niemal w całości wrócił handel w sklepach stacjonarnych. – Znów mamy proporcje 90 do 10 proc. na korzyść handlu w realu. Klienci, zanim podejmą decyzję, chcą dotknąć tapicerki, usiąść na kanapie, wysunąć szufladę czy otworzyć drzwiczki witryny – mówi Strzelecki.
Skutki pandemii widać jednak, jeśli chodzi o zatrudnienie. Ludzie wolno są przywracani do pracy, po przestojach w marcu i kwietniu. Według niezweryfikowanych, jak podaje "Rz", szacunków OIGPM kryzys mógł "wyciąć" z sektora meblarskiego ok. 11 tys. etatów z ogólnej puli 165 tys. pracowników.
"Rz" pisze, że zdaniem ekspertów przymusowa izolacja Polaków przyczyniła się do obecnego powodzenia branży meblarskiej. Długo przebywaliśmy w domach i zapragnęliśmy je odnowić.
Analityk Tomasz Wiktorski szacuje, że w tym roku wartość produkcji sprzedanej polskiej branży meblarskiej wyniesie 51,8 mld zł, czyli więcej niż w 2019 roku. Wzrostu nie odczują firmy produkujące meble dla branży gastronomicznej i hotelarskiej. Dobre wieści płyną też zza Atlantyku, gdzie nasze meblowe firmy szykują się do szturmu rynku w USA.