Do 31 grudnia Wielka Brytania musi porozumieć się z Unią Europejską, by 1 stycznia nie doszło do tzw. twardego brexitu, czyli opuszczenia Wspólnoty przez Zjednoczone Królestwo bez żadnej umowy. Tej jednak wciąż brak.
- Unia Europejska eksportuje na Wyspy Brytyjskie mniej więcej 15 proc. wszystkiego, co produkuje. Natomiast Wielka Brytania eksportuje do Unii Europejskiej aż 50 proc. produkowanych przez siebie towarów. To pokazuje, że Unia Europejska poradzi sobie bez Wielkiej Brytanii, ale na odwrót już gorzej - mówi w rozmowie z money.pl dr Grzegorz Mathea, prodziekan Wyższej Szkoły Bankowej.
Kto ucierpi na brexicie
Ekspert podkreśla jednak, że twardy brexit byłby dotkliwy dla Polski. - Szacunki dla polskiego rynku są niepokojące. Z uwagi na brexit bez umowy może ubyć od 60 tys. do 80 tys. miejsc pracy - tłumaczy.
Jak wskazuje, najbardziej wrażliwe są poszczególne gałęzie polskiego przemysłu, które eksportują towary do Wielkiej Brytanii. To przemysł motoryzacyjny, urządzeń elektronicznych i mechanicznych, meblarski, ale także artykuły rolne i spożywcze, które są cenione na Wyspach.
- Te dane są niepokojące, bo mowa o jednym procencie PKB, który Polska może utracić. Brzmi pozornie niewinnie, ale to są miliardy złotych. Nakładając na to filtr pandemii, może to przyczynić się do stagnacji gospodarczej, a niektóre branże mogą być bardzo tym dotknięte - mówi dr Mathea.
Ekspert stwierdza jednak, że najbardziej prawdopodobnym scenariuszem jest kolejne odroczenie negocjacji, najpewniej co najmniej o kwartał, przez co od 1 stycznia nie zmieni się nic.
Jan Zielonka, politolog, profesor Studiów Europejskich na Uniwersytecie Oksfordzkim, dodaje w rozmowie z money.pl, że nawet jeśli nie będzie porozumienia między Londynem a Brukselą, to twardy brexit uderzy w część Polaków mieszkających na Wyspach, ale nie wszystkich.
- Wielka Brytania wprowadziła pewne możliwości, szczególnie dla tych osób, które mają pracę, by dalej mogły zarabiać i mieszkać na Wyspach. Część osób, która nie była tam non stop przez co najmniej 5 lat, dostanie tylko czasowe pozwolenie - mówi prof. Zielonka.
Jak podkreśla, główne negocjacje toczą się teraz o rybołówstwo. - Myślę, że to się rozwiąże, chociaż w Wielkiej Brytanii wciąż żywy jest mit, że rządzą oni oceanami. Nie sądzę jednak, by o to rozbiły się rozmowy. Rybołówstwo to ułamek procenta brytyjskiej gospodarki - dodaje.
- Brak umowy może wywołać parę miesięcy chaosu, ale później i tak będą musieli się dogadać. To nie funkcjonuje tak, że powstanie mur w środku kanału La Manche i Wielka Brytania zostanie odcięta od Europy. Oni nadal będą musieli negocjować, tylko w innej formule - wyjaśnia prof. Zielonka.
Co, jeśli umowy nie będzie?
Jak dodaje, w przypadku twardego brexitu handel z Wielką Brytanią nie zostanie zamrożony, ale będzie opierał się o zasady Światowej Organizacji Handlu, a to sprawi, że stanie się znacznie droższy, a zatem dla części przedsiębiorców - nieopłacalny.
- To nie jest tak, że świat się skończy czy zacznie 1 stycznia. Będzie to miało wpływ na życie wielu osób i przedsiębiorstw, ale to nie jest wypowiedzenie wojny - podkreśla prof. Zielonka.
Na Wyspach wciąż żyje blisko milion Polaków, stanowimy tam największą mniejszość narodową. Jak mówi dr Grzegorz Mathea, to właśnie Polacy byli jednym z punktów zapalnych brexitu, bo Brytyjczycy twierdzili, że zabieramy im pracę.
Wielka Brytania zdecydowała się opuścić Unię Europejską w referendum z czerwca 2016 roku. Jednak dopiero w lutym 2020 roku udało się Wyspom "wyjść" ze Wspólnoty. Ustalono wtedy, że do końca roku potrwają negocjacje, by brexit nie dokonał się bez umowy. Żeby to ułatwić i nie doprowadzić do chaosu, do końca 2020 roku w relacjach Londynu ze Wspólnotą obowiązują wszystkie dotychczasowe zasady.
31 grudnia to jednak linia graniczna. Od 1 stycznia obywatele Unii Europejskiej, więc i Polacy, stracą automatyczne prawo do osiedlania się i podjęcia pracy w Wielkiej Brytanii, a ich status zostanie zrównany z tymi z krajów spoza Europy. Dla osób, które teraz planują wyjazd za pracą na Wyspy, oznacza to spore utrudnienia.