W piątek miała zapaść decyzja dotyczące zezwolenia na opóźnienie brexitu do 31 stycznia 2020 roku. Nie zapadła, bo przedstawiciele 27 państw członkowskich muszą ją podjąć jednogłośnie, a Francja sprzeciwia się wyznaczeniu tak odległej daty.
Zdaniem francuskiego prezydenta, brexit powinien być przesunięty najpóźniej na 30 listopada.
Z ostatecznym rozstrzygnięciem Unia wstrzymuje się do przyszłego tygodnia, bo wtedy w brytyjskim parlamencie ma zostać podjęta decyzja o wcześniejszych wyborach, zaproponowanych przez premiera Borisa Johnsona.
- Potrzebujemy jasności. Stoimy wobec pytania, w jakim celu dajemy Londynowi więcej czasu, bo samo to nie jest żadnym rozwiązaniem. Zobaczymy, czy będą te przedterminowe wybory, żeby nie zajmować się fikcją polityczną - powiedziała Amelie de Montchalin, francuska minister ds. europejskich.
We wtorek wieczorem Izba Gmin co prawda poparła umowę brexitową w drugim czytaniu, ale nie zgodziła się, by prace odbywały się ekspresowo i zakończyły się w czwartek.
Boris Johnson był zmuszony do przesłania szefowi Rady Europejskiej prośby o przesunięcie brexitu. Sam jednak zaznaczył, że jest temu przeciwny.
Po wtorkowym głosowaniu powiedział, że jeśli brexit znów ma zostać odłożony, złoży wniosek o przedterrminowe wybory.
Taki wniosek Johnson złożył w czwartek. Głosowanie ma się odbyć w poniedziałek.
To, że rząd złoży wniosek nie oznacza, że wybory się odbędą. Brytyjski system przewiduje, że rządowy wniosek musi zostać poparty przez 2/3 Izby Gmin (433 głosów), a Torysi Johnsona nie mają nawet połowy.
To oznacza, że wniosek musi poprzeć Partia Pracy. W razie zwycięstwa pomysłu premiera parlament zostanie rozwiązanie o północy 6 listopada. W razie złożenia wniosku o wybory przez opozycję wystarczy zwykła większość.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl