Wojna w Ukrainie i przerwanie łańcuchów dostaw spowodowały, że materiały budowlane w ostatnim czasie jeszcze bardziej podrożały. W lutym tego roku, jeszcze przed wybuchem zbrojnego konfliktu, ceny materiałów budowlanych były wyższe średnio o 27 proc. w porównaniu z poprzednim rokiem.
Obecnie wykonawcy muszą uwzględnić wyższe ceny w kontraktach. W efekcie niektóre z nich stanęły pod znakiem zapytania.
Katarzyna i Krzysztof w ubiegłym roku zakupili działkę budowlaną w gminie Lesznowola, zlecili projekt i uzyskali pozwolenie na budowę.
- W tym roku mieliśmy podpisać umowę z wykonawcą. Niestety firma, z którą negocjowaliśmy kontrakt, podniosła nam w tym roku cenę wykonawstwa o 50 tys. zł. To oznacza, że prawdopodobnie będziemy musieli zrezygnować z budowy, ponieważ planowaliśmy finansować ją z kredytu. Pomimo że dostaliśmy wstępną promesę z banku, to z powodu wzrostu cen, mamy obawy, czy rozpoczynać budowę – mówią money.pl.
Rosnące ceny materiałów i paliw powodują, że maleją także marże budowlańców. Sytuację komplikuje fakt, że wielu pracowników z Ukrainy zatrudnionych na polskich budowach wróciło do swojego kraju, aby walczyć na froncie. W efekcie zaczyna się to negatywnie odbijać na kondycji firm budowlanych, którym brakuje pracowników.
Nie można dopuścić do wstrzymania kontraktów
Zdaniem Barbary Dzieciuchowicz, prezes Ogólnopolskiej Izby Gospodarczej Drogownictwa wybuch wojny w Ukrainie spotęgował problemy branży.
- Obecnie większość pracowników z Ukrainy wyjechała do swojego kraju, aby walczyć. Dużo poważniejszym zjawiskiem jest jednak gwałtowny wzrost cen surowców i materiałów. W wielu przypadkach pojawiają się trudności z ich dostępnością. Teraz te problemy się pogłębiły – komentuje.
Jej zdaniem jest duże ryzyko, że realizowane obecnie kontrakty, nie zostaną dokończone w terminie. - Nikt jednak nie chce schodzić z budowy. Firmy za wszelką cenę chcą utrzymać kontrakt, ale państwo musi im w tym pomóc, zwłaszcza że z powodu wzrostu cen materiałów, wiele firm może utracić płynność – dodaje.
Zdaniem przedstawicieli budowlanej branży, pomoc rządu jest więc pilnie potrzebna. Dlatego postulują uchwalenie specjalnej specustawy. - Proponujemy, aby objęła ona cały rynek – czyli wszystkich zamawiających. Chcemy, aby w związku z wojną w Ukrainie i reperkusjami dla polskiego rynku uznano to za tzw. siłę wyższą, co ułatwiłoby rozmowy pomiędzy wykonawcami i zamawiającymi - komentuje prezes OIGD.
Ustawa objęłaby nie tylko kontrakty, które aktualnie są realizowane, ale także te, które zostały podpisane przed wybuchem wojny w Ukrainie. - Chcemy, aby regulowała ona możliwość zmiany tych umów. Nie można dopuścić do sytuacji, aby kontrakty zostały wstrzymane - dodaje.
Zgodnie z propozycją branży ustawa regulowałaby także kwestię waloryzacji cen kontraktów. Wpływ na to też ma pandemia koronawirusa.
- Proponujemy także, aby wszystkie kary związane z terminowością wykonywania kontraktów, które zostały zawieszone na czas pandemii, zostały anulowane. Naszym zdaniem powinno być również możliwe zawieszenie kontraktu, np. w sytuacji braku dostępności materiałów budowlanych – mówi Barbara Dzieciuchowicz.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Grozi nam blokada zamówień publicznych
Piotr Kledzik, prezes firmy PORR przyznaje, że sytuacja w branży budowlanej jest na tyle trudna, że firmy same sobie nie poradzą. - Rosnące koszty "zjadają" marże. Wzrost cen materiałów i odpływ pracowników u podwykonawców powodują, że już zaczynają wypowiadać nam umowy, a instytucje finansowe ograniczają udzielanie gwarancji. To z czasem może spowodować decyzje o zaprzestaniu kontynuowania inwestycji – mówi.
Podobnie ocenia to Jakub Kus, wiceprzewodniczący Związku Zawodowego Budowlani, który przyznaje, że sytuacja jest na tyle dramatyczna, że w efekcie niektóre budowy mogą stanąć.
- Waloryzacja kontraktów jest niezbędna, bo w sytuacji, gdy mamy do czynienia ze wzrostami cen materiałów na poziomie kilkudziesięciu procent — nikt z wykonawców nie zdecyduje się na złożenie oferty na kompleksową realizację inwestycji. Dochodzą do tego problemy z dostępnością niektórych materiałów budowlanych, w magazynach zaczyna brakować np. stali. W efekcie grozi nam blokada systemu zamówień publicznych – twierdzi.
Jego zdaniem, kolejnym problemem jest brak pracowników. - Na Ukrainę wyjechało blisko 60 tys. osób pracujących w Polsce, z czego połowa pracowała w budownictwie. Istnieje też obawa, że polscy pracownicy zatrudnieni w sektorze budowlanych również wyjadą za pracą za granicę, zwłaszcza że w innych krajach są już uruchamiane nowe inwestycje w ramach środków z KPO. W takim wypadku problem braku specjalistów w budownictwie jeszcze bardziej się pogłębi – przewiduje.
Nasi rozmówcy zgadzają się, że obecna sytuacja wymaga szybkich działań w zakresie zmiany prawa. – Konieczne jest zniesienie limitu waloryzacyjnego. Realizujemy kontrakty bez tego limitu, w których indeksacja ceny jest na poziomie kilkunastu procent. Niestety, mamy też umowy z limitem określonym na poziomie 5 proc. co przy obecnych cenach materiałów daje straty na poziomie ok. minus 15 proc. Gdy uwzględnimy fakt, że przeciętnie rentowność w branży jest na poziomie 1-2 proc. to perspektywa wygląda bardzo źle – mówi prezes firmy PORR.
Proponuje więc, aby w odniesieniu do nowych kontraktów wprowadzono, jako tymczasowe ustalenie, określone stawki na kluczowe materiały. W praktyce jeśli rzeczywista cena będzie wyższa od ustalonego poziomu, różnicę pokrywałaby strona publiczna, jeśli niższa zwracałby ją wykonawca.
- Apelujemy, aby te problemy nie traktować, jako wyłącznie kłopoty branży budowlanej. Funkcjonujemy jako system naczyń połączonych. Zerwane kontrakty odbiją się na sektorze finansowym i ubezpieczeniowym. Powrót do normalności zajmie nam wówczas wiele lat – przekonuje prezes PORR.
Firmy będą kończyć kontrakty ze stratą
Dr Damian Kaźmierczak, główny ekonomista w Polskim Związku Pracodawców Budownictwa uważa, że postulaty zaproponowane przez branżę budowlaną nie są trudne do spełnienia.
- Modyfikacji wymagają obowiązujące klauzule waloryzacyjne w kontraktach publicznych, zarówno nowych, jak i w trakcie realizacji. Chodzi przede wszystkim o zniesienie lub podniesienie limitu waloryzacji wynagrodzenia wykonawców, którzy nie mogli przewidzieć skali rynkowych perturbacji po wybuchu wojny – mówi.
Dodaje, że należy zastanowić się, w jaki sposób podejść do kontraktów we wczesnej fazie realizacji. – Po ataku Rosji na Ukrainę z dnia na dzień stały się one nierentowne, a wykonawcy już dzisiaj wiedzą, że będą musieli skończyć je na stratach, o ile w ogóle do tego momentu na rynku przetrwają – twierdzi.
Jego zdaniem sytuacja, w jakiej znalazło się polskie budownictwo po wybuchu wojny w Ukrainie, wymaga więc od rządu pilnych działań. Pomoże to uniknąć fali bankructw w branży budowlanej i zachować ciągłość realizacji inwestycji
- Jeżeli inwestorzy publiczni będą jednak bagatelizować problem to sektor budownictwa, który wypracowuje ok. 13-14 proc. PKB i zatrudnia ponad 1,3 mln pracowników, może zatrząść się w posadach i żadna ze strategicznych inwestycji nie zostanie skończona na czas – podsumowuje.