Poselski projekt nowelizacji ustawy w sprawie cen energii dookreśla zasady, na jakich rządzący chcą je zamrozić. Jak zapisano, ceny w 2019 r. mają odpowiadać tym zatwierdzonym przez Urząd Regulacji Energetyki (URE) w taryfie z 31 grudnia 2018 r. Jednym słowem mają nie wzrosnąć. Ważne jest jednak to, że nowelizacja mówi już tylko o mrożeniu cen energii, a nie opłat sieciowych. Te drugie stanowią około 50 proc. wartości rachunku za prąd i tu URE nadal będzie mógł je podnosić.
W praktyce jednak nadal nie wiadomo, czy i jakie będą podwyżki. Wszystko dlatego, że projekt wydłuża termin, w którym sprzedawca będzie musiał zmienić umowę z odbiorcą tak, by była ona zgodna z nowymi przepisami.
- Najważniejsze jest przesuniecie daty, do kiedy firmy będą miały czas na obniżenie ceny. Poprzednio był to 31 marca, a teraz jest to miesiąc od wejścia w życie rozporządzeń do ustawy - mówi money.pl Rafał Zasuń, ekspert rynku energetycznego z portalu "Wysokie Napięcie".
Oczekiwanie na rozporządzenia
To kluczowa sprawa, bo bez nich nadal nie będzie wiadomo, ile ostatecznie płacić będziemy za prąd w 2019 r. Pierwotnie miały zostać opublikowane na początku roku. Pytaliśmy o termin ich opublikowania w resortach przedsiębiorczości orazenergii, a także w Urzędzie Regulacji Energetyki. Próbowaliśmy również skontaktować się z przewodniczącymi sejmowych komisji energii oraz finansów publicznych. Do czasu opublikowania tego artykułu nie otrzymaliśmy odpowiedzi.
- Co prawda jesteśmy członkiem zespołu pracującego nad rozporządzeniem, jednak szczegóły dotyczące terminu nie są nam jeszcze znane - mówi money.pl Agnieszka Głośniewska, rzeczniczka URE. Pozostałe maile, sms-y i telefony pozostały bez odpowiedzi.
- Chyba nikt nie wie, kiedy rozporządzenia się pojawią. Główny problem polega na konsultowaniu ich z Brukselą. To nie będzie łatwe. Wątpię, by KE zgodziła się na regulowanie cen dla biznesu - ocenia Zasuń.
Tymczasem projekt nowelizacji bardzo jasno pokazuje, że ustaloną ceną objęte zostaną wszystkie rodzaje umów o dostawach energii. Nie będzie miało znaczenia, czy za prąd płaci przedsiębiorca, samorząd czy Kowalski.
Kłopoty z KE
Ustalanie sztywnych cen dla samorządów i odbiorców indywidualnych można jeszcze teoretycznie, zdaniem eksperta, podciągnąć pod usługę publiczną. Z przedsiębiorcami nie będzie tak łatwo. - Unijni urzędnicy widzieli tę nowelę, ale to nie znaczy, że ją zaakceptowali - mówi Zasuń.
O co chodzi ze stawkami przesyłowymi? Jak już wspomnieliśmy, zamrożona będzie tylko cena energii elektrycznej, a nie stawki sieciowe. W ocenie prezesa URE zapis zamrażający te stawki zbyt mocno ingerował w jego uprawnienia, dlatego to zmieniono
- Prezes URE nadal będzie mógł zatwierdzać nowe taryfy dystrybucyjne i przesyłowe i one pewnie będą nieznacznie, ale jednak wyższe od zeszłorocznych. Urząd reguluje te opłaty dla dostawców nie bez przyczyny. Pozwala im je podwyższyć, kiedy firma wykaże, że poniosła znaczne nakłady na utrzymanie sieci i zapewnienie bezpieczeństwa dostaw - mówi ekspert.
Czeski film
Sprzedawcy nie wiedzą, kiedy będą musieli zmienić umowy z klientami, bo nie ma rozporządzeń. Nie wiedzą też, ile będą musieli zwrócić za ewentualne podwyżki, bo ustawa zadziała przecież z mocą wsteczną od 1 stycznia 2019 r. (to od tego dnia ceny miały być zamrożone).
Co gorsza ten stan zawieszenia, szkodliwy zarówno dla firm energetycznych jak i ich klientów, może jeszcze potrwać.
- Prawdopodobnie rząd będzie teraz grał na zwłokę przed wyborami europejskim. W myśl zasady: potem się zobaczy. Oczywiście mogą rozporządzenia opublikować szybko, ale KE może się nie zgodzić na nie i będzie problem - mówi Zasuń, komentując zapowiedź minister Emilewicz o rychłym pojawieniu się rozporządzeń, do ustawy ws. cen energii.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl