Bruksela w ubiegłym tygodniu oficjalnie wkroczyła na wojenną ścieżkę handlową z Chinami. Głośnym echem odbija się porozumienie większości państw Unii Europejskiej w kwestii nałożenia od początku listopada ceł na chińskie samochody elektryczne.
Chiny - zdaniem wielu komentatorów - na razie odpowiedziały Brukseli w łagodny sposób. Zwłaszcza jeśli pamięta się o tym, że Unia uderzyła w sektor, który jest oficjalnie traktowany jako główny silnik rozwoju chińskiej gospodarki. Obok produkcji baterii i fotowoltaiki.
Państwo Środka zdecydowało, że jeśli Bruksela nie wycofa się ze swoich planów, to obejmie cłami importowane brandy z UE, z czego 99 proc. pochodzi z Francji. Od piątku 11 października importerzy tego alkoholu z Unii Europejskiej będą musieli wpłacać "kaucje zabezpieczające na rzecz organów celnych".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zdaniem sinologa prof. Bogdana Góralczyka restrykcje związane z brandy to może być początek odpowiedzi Chin. Ekspert dodaje, że Europa jest tylko elementem szerzej zakrojonej wojny handlowej między Zachodem, dotychczas głównie Stanami Zjednoczonymi a ChRL.
Kluczowe wybory prezydenckie w USA
Prof. Góralczyk, pytany przez nas o możliwy rozwój sytuacji na linii Bruksela-Pekin, zaleca, aby poczekać do wyborów w USA, od wyników których wiele zależy. Jeśli bowiem Republikanin Donald Trump wygra z Demokratką Kamalą Harris, to można spodziewać się zaostrzenia kursu wobec Chin, a także dokręcenia śruby celnej na importowane stamtąd towary.
- Na razie, moim zdaniem, Chińczycy będą zwlekali. Ograniczą się do tego, co zrobili, czyli do ceł na brandy i może dokonają dwóch symbolicznych kroków. Natomiast gdyby później po wyborach amerykańskich doszło do eskalacji, to niczego nie wykluczam - mówi prof. Góralczyk i podkreśla:
Europa jest częścią Zachodu, a Chiny stawiają już bardzo wyraźnie, co pokazało np. forum współpracy Chiny-Afryka we wrześniu, na Globalne Południe, coraz bardziej odwracając od Zachodu. W sensie praktycznym, bo werbalny nie jest ważny, widać już tendencje wyraziste, że kierują się na wschodzące rynki. Sprzedają swoje samochody i sprzęt do Rosji i tak to zaczyna się coraz bardziej układać.
Nie jest jednak tak, jak zaznacza sinolog w rozmowie z money.pl, że Bruksela może tylko bezsilnie czekać na decyzję amerykańskich wyborców. Prof. Góralczyk przypomina, że skład nowej Komisji Europejskiej nie został jeszcze ułożony i sama KE jeszcze się nie ukonstytuowała. A reakcja Chin, w jego opinii, będzie dostosowana również do tego, czy KE utrzyma twardy kurs wobec Pekinu.
Polska wódka na celowniku chińskiego rządu?
Chiny, w przypadku eskalacji wojny handlowej z Zachodem, według prof. Góralczyka obejmą cłami to, "co byłoby najbardziej bolesne" dla poszczególnych członków wspólnoty. Ekspert uważa, że, chińskimi restrykcjami może być objęta np. krajowa wódka, czego obawia się Związek Pracodawców Polski Przemysł Spirytusowy.
"Dlatego uważamy, że państwa członkowskie powinny przeciwdziałać takim restrykcjom dostępu do rynków krajów trzecich, gdyż jeśli dziś cłami zostanie objęta europejska brandy, jutro może to dotyczyć polskiej wódki lub innego naszego eksportowego produktu" - wskazała w komentarzu dla money.pl Aneta Wasilewska ze Związku Pracodawców Polski Przemysł Spirytusowy.
Wprost o wojnie handlowej między UE a Chinami mówił w najnowszym podcaście Ośrodka Studiów Wschodnich dr Jakub Jakóbowski, wicedyrektor i kierownik zespołu chińskiego OSW. Ekspert wskazał na obawy przed reakcją reżimu Xi Jinpinga na niemiecki spalinowy przemysł motoryzacyjny, który od lat 80. ubiegłego wieku prężnie rozwija się w Państwie Środka.
Przypomniał też, że Chiny badają dotacje unijne dla przemysłu mlecznego i produkcji wieprzowiny, a także sprawdzają import samochodów spalinowych z silnikami o dużej pojemności. Chodzi o SUV-y, a wzrost kosztów ich eksportu najbardziej uderzyłyby w produkujące je Niemcy oraz Słowację, gdzie są składane. Oba kraje, zaznaczmy, były przeciwko wprowadzeniu ceł na chińskie auta elektryczne.
Kroplówka dla chińskiej gospodarki
Dr Jakóbowski uważa jednak, że w potyczce celnej z Brukselą przegrane są Chiny. Wskazał, że wysłannicy Pekinu w ostatnich tygodniach starali się odstraszyć państwa Europy przed wyrażeniem zgody na cła, grożąc wstrzymaniem swoich inwestycji. To się udało np. w Hiszpanii.
W szerszym wymiarze Chińczycy nie zdołali powstrzymać czegoś, co ja bym nazwał pewnym pochodem sił w Unii, które próbują wtłoczyć w jakieś ramy chińską ekspansję przemysłową. Czy mówimy tu o KE, czy o Francji, czy wielu grupach przemysłowych, które cła popierały, wszyscy twierdzą, że to jest bitwa. A wojna nie jest toczona o samochody elektryczne, ale co najmniej o wszystkie zielone technologie w UE, bo to nie tak miało być, że my żyłujemy regulacje unijne i stawiamy na transformację energetyczną i klimatyczną, a zamiast europejskiego przemysłu, to nam i światu technologie dostarczają Chińczycy - tłumaczył wicedyrektor OSW.
Wyjaśniał też, że mimo unijnych ceł na samochody elektryczne, Chinom opłaca się eksportować je do UE, bo tutaj i tak będą co najmniej o połowę droższe niż na trawionym wojną cenową chińskim rynku wewnętrznym. Ekspert dodał, że Pekin nie może lekką ręką zrezygnować z Europy w dobie ogromnych problemów gospodarczych - jak twierdzą zwolennicy ceł. I spodziewa się raczej, że działania UE mogą w dłuższej perspektywie skłonić Chiny do inwestowania na tzw. Starym Kontynencie, czyli otwierania tutaj produkcji, zamiast do eskalacji konfliktu celnego.
- Poczekajmy na to, co się będzie działo w Chinach, bo w tym tygodniu tam niebywałe rzeczy się dzieją. W czwartek (10 października) bank centralny ogłosił pakiet stymulacyjny dla gospodarki w wysokości 500 mld juanów, czyli ponad 70 mld dolarów, a chcą wpakować jeszcze m.in. 200 mld juanów w nowe inwestycje. Jeśli Chińczycy rozruszają gospodarkę, co chcą zrobić, to mogą mocniej uderzyć w Brukselę - ostrzega jednak prof. Góralczyk.
UE zamierza wprowadzić cła na auta elektryczne z Chin, bo ta gałąź gospodarki otrzymuje olbrzymie dotacje od państwa. - Te subsydia są na każdym etapie. Od wydobycia litu, przetwarzania litu, robienia ognisk bateryjnych, składania baterii i wkładania ich do samochodów, wkładania tych samochodów do statków i wyładowywania tych statków w Europie - wskazał dr Jakóbowski.
Jacek Losik, dziennikarz money.pl