Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Piotr Bera
Piotr Bera
|
aktualizacja

Chiny odgryzają się za elektryki. "Europa prowokuje"

290
Podziel się:

Komisja Europejska zdecydowała o nałożeniu tymczasowych ceł na chińskie pojazdy elektryczne. Pekin w odpowiedzi wszczął postępowanie antydumpingowe wobec unijnej wołowiny i grozi "wojną handlową". "Europa prowokuje" - uważa chiński rząd.

Chiny odgryzają się za elektryki. "Europa prowokuje"
Chiny sprzeciwiają się planowi nałożenia ceł na elektryki z Państwa Środka (Getty Images, Daniel Pier)

"Niestety, strona europejska nadal prowokuje spory handlowe" - tak rzecznik chińskiego Ministerstwa Handlu skomentował decyzję UE o nałożeniu ceł na chińskie firmy produkujące samochody elektryczne: BYD (17,4 proc.), Geely (20 proc.) oraz SAIC (38,1 poc.). Pozostali producenci pojazdów elektrycznych w Chinach, którzy współpracowali w dochodzeniu KE, podlegaliby cłu w wysokości 21 proc., a ci, którzy nie współpracowali, cłu w wysokości 38,1 proc. UE uznała, że chińskie podmioty są "nieuczciwie subsydiowane" przez państwo, co stwarza zagrożenie dla europejskich firm.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: Gala Samochodu Roku Wirtualnej Polski 2024

Chiński odwet

W efekcie chińskie Ministerstwo Handlu wszczęło postępowanie antydumpingowe wobec unijnej wieprzowiny oraz podrobów. Śledztwo ma potrwać do 17 czerwca 2025 r. To oznacza, że pojawiła się groźba blokady eksportu tych produktów lub nałożenia wysokich ceł. Dochodzenie ma objąć 2023 r. Ponadto Pekin sprawdzi "szkody przemysłowe", do których miało dojść od 2020 do końca 2023 r.

Chiny ewidentnie uderzyły w miękkie podbrzusze UE - w sektor wieprzowy. Postępowanie antydumpingowe ma dotyczyć Holandii, Hiszpanii, Francji i Danii, a więc jednych z największych producentów wieprzowiny w Unii. Do tej pory sprzedaż za Wielki Mur odbywała się na tych samych zasadach i niczego złego w działalności tych czterech państw się nie dopatrzono. Sama KE bardzo pilnuje, żeby konkurencja na rynku była uczciwa. W innym przypadku konsekwencje byłyby poważne - ocenia Jacek Strzelecki ze Związku Polskie Mięso.

Jego zdaniem to postępowanie jest otwarciem pola do negocjacji między Pekinem a Brukselą. W niedalekiej przyszłości na agendzie może pojawić się embargo na inne produkty.

- Może Pekin zdecyduje się zablokować eksport z UE innych towarów? Zaznaczę, że to gdybanie, ale jeśli takie samo postępowanie zostałoby wszczęte np. wobec branży mleczarskiej, to byłby to bardzo silny cios wymierzony w polskich producentów. Jesteśmy piątym na świecie dostawcą wyrobów mlecznych i mleka do Chin. Pekin w tym obszarze ma możliwość wywarcia większej presji na UE w znacznie większym zakresie niż wieprzowina - ocenia Strzelecki.

Dr Małgorzata Bonikowska z Centrum Stosunków Międzynarodowych dodaje, że "trwają przepychanki między Chinami i Zachodem".

- Europa chciałaby mieć szerszy udział w chińskim rynku i więcej sprzedawać do tego kraju. Pekin z kolei swój rynek otwiera niechętnie i liczy na większy udział w jednolitym rynku unijnym. Póki co uzgodniono, ale nie ratyfikowano za prezydencji niemieckiej umowy unijno-chińskiej o handlu i inwestycjach, więc każdy kraj decyduje indywidualnie, czy chce współpracować z kapitałem z Państwa Środka - wyjaśnia dr Bonikowska.

Rzecznik Ministerstwa Handlu Chin w oficjalnym komunikacie podkreślił, że "Chiny niechętnie patrzą na obecne tarcia handlowe". Jednocześnie zaznaczył, że Pekin jest otwarty na współpracę i ostrzega przed "wojną handlową", a odpowiedzialność za nią "spoczywa całkowicie" na UE.

"Niestety, strona europejska nadal prowokuje spory handlowe. Tylko od 2024 r. strona europejska intensywnie wprowadziła 31 środków ograniczających handel i inwestycje przeciwko Chinom, (...) co poważnie zakłóciło współpracę gospodarczą i handlową między Chinami a UE" - czytamy na stronie resortu handlu. Wspomniano też o europejskiej "eskalacji tarć handlowych".

Polska jak Węgry?

- Chiny chcą wejść ze swoimi elektrykami do UE, co de facto już robią. Cła mają to utrudnić, bo jeśli chińskie auta wjadą do Europy na wielką skalę, to sprzedaż droższych samochodów europejskich producentów spadnie. UE ma wspólną politykę handlową, co oznacza, że o jej kierunku decydujemy razem, a nie w poszczególnych krajach. Nie dotyczy to jednak produkcji. Więc na przykład Węgrzy zdecydowali, że w tym kraju powstaną fabryki chińskich aut elektrycznych - przypomina nasza rozmówczyni.

"Węgry zamierzają stać się jednym z największych na świecie dostawców pojazdów elektrycznych, a Viktor Orban nie pozwoli, by cokolwiek stanęło im na drodze" - pisał w ubiegłym roku Bloomberg.

Niedaleko Debreczyna powstaje największy w Europie zakład produkcji akumulatorów do elektryków. Zakład chińskiego koncernu CATL ma być "wielkości lotniska", a koszt realizacji to prawie 8 mld dol. Produkcja akumulatorów do niemieckich Mercedesów i Volkswagenów powinna ruszyć za rok. Chiny chcą także wybudować fabrykę elektryków dla firmy Great Wall Motor.

UE w to ingerować już nie może. Czy podobną drogą pójdzie Polska? Jak pisaliśmy na money.pl "rząd nie porzuca pomysłu budowy samochodów elektrycznych w Polsce, choć mogą go czekać duże zmiany". Możliwe, że zmieni się projekt Izery, czyli polskiego auta na prąd. Rząd nie wyklucza pozyskania inwestora, który w naszym kraju wyprodukuje elektryki. Przy realizacji projektu Izery współpracuje chiński producent Geely, na którego KE nałożyła właśnie 20-proc. cło.

W opinii dr Bonikowskiej najwyższa pora, aby UE miała jednolitą strategię wobec Chin. Powinna uwzględniać także sytuację europejskiego przemysłu motoryzacyjnego, który jest odpowiedzialny za sporą część unijnego PKB. Trzeba przeliczyć, czy nam się opłaca mieć więcej chińskich aut na unijnym rynku, co mogłoby osłabić europejski przemysł motoryzacyjny, ale ucieszyć konsumentów, bo zapłacą mniej za auto.

- Dla Polski pojawia się pytanie o strategię postępowania w takiej sytuacji. Chcielibyśmy przecież rozwijać przemysł motoryzacyjny u siebie, nawet jeśli wpłynie to negatywnie np. na producentów z innych krajów UE. Chiny nie mają szans w starciu z europejskimi koncernami samochodowymi w produkcji tradycyjnych aut (diesel i benzyna), więc postawili na elektryki. Oferują możliwość produkowania takich aut w Polsce. W tym segmencie biją europejską konkurencję, bo mają najnowsze technologie, a państwo wspiera rozwijanie tej branży. Polska mogłaby wypłynąć jako istotny producent takich aut w Europie - uważa ekspertka.

Dr Bonikowska dodaje jednak: - Nie wiemy, jaka jest odporność tych aut, jak szybko zużywają się części, w jakim będą stanie po kilku latach użytkowania. Ich niska cena może być m.in. spowodowana niższą jakością. No i uzależniamy się wtedy od serwisu i dostaw oryginalnych części z Chin.

W piątek w Ministerstwie Aktywów Państwowych szef resortu Jakub Jaworowski spotkał się z przedstawicielami Geely Holding Group. Rozmawiano o rozwoju sektora elektromobilności w Polsce. "W chwili obecnej toczą się intensywne prace nad ewaluacją projektu realizowanego przez ElectroMobility Poland. Prace te mają na celu weryfikację wszystkich założeń biznesowych przedsięwzięcia" napisano w komunikacie opublikowanym na stronie MAP.

Piotr Bera, dziennikarz money.pl

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(290)
YH65U
2 dni temu
UE to niemcy także proponuję nałożyć sankcję na niemieckie firmy motoryzacyjne.
fdrf
3 dni temu
A niby zachodnie firmy nie są dotowane przez UE ? KE broni interesów germanów i tyle. Solidarność się kończy tam gdzie pojawiają się duże pieniądze i lobbyści
KOLIK
3 dni temu
Cykl życia samochodu z silnikiem spalinowym można spokojnie wydłużyć do 50 lat nie stosując planowanych awarii. Dotacje do wymiany katalizatorów i filtrów, karoseria z materiałów nierdzewnych i co za problem. To tak samo z zakazem produkcji żarówek od polskiego wynalazcy takie, która jest wieczna :) Nara
E0 92
4 dni temu
Skąd w Polsce wezmą węgiel by wyprodukować prąd do elektryków?
E0 92
4 dni temu
Silnik spalinowy, dobrze zrobiony, trwały i SZCZELNY jest o wiele lepszym rozwiązaniem niż te wszystkie uturbione, jednolitrowe jednostki. Jest lepszy od pojazdu na akumulatory. Co innego, to kwestia dostępności materiałów na akumulatory i zasobów paliw. Póki co, jeżdżę benzyniakiem bez gazu. Normalnym. 1.6 l 120KM i 2 l 160KM. Do póki będą części, będę tym jeździł. Na auto elektryczne przesiądę się, gdy producenci dogadają się, co do kwestii kompatybilności akumulatorów. A za tym idzie nie ładowanie ich na wymuszonych postojach, ale wymiana pakietu i dalsza jazda. No i oczywiście, gdy doczekamy się akumulatorów litowo wodorowych w autach oraz instalacji przeciw pożarowych w Teslach. Ładowanie 10000 aut kosztuje więcej niż wyprodukowanie 500 ton benzyny. Auto elektryczne na jednym ładowaniu przejedzie 500km, auto z silnikiem spalinowym na 50 litrach benzyny 700km. Ale w tym wszystkim chodzi o czas. Życie jest zbyt krótkie, aby marnować czas na 3 godzinne postoje w trasie, którą można pokonać w 12 godzin. Małe autko na baterie, do dziennego przejechania 100 - 150km jak najbardziej. Ale nie w trasę.
...
Następna strona