Ostateczne decyzje w Polskim Stronnictwie Ludowym jeszcze nie zapadły. Jeszcze pod koniec ubiegłego tygodnia ważny polityk ludowców mówił nam tak: "reforma w tym kształcie jest dla nas nie do przyjęcia". Powodem ma być "stabilność dochodów mniejszych miejscowości". W poniedziałek wróciliśmy do tematu, a nasz rozmówca z PSL wydawał się mniej nieprzejednany. - Czekamy jeszcze na ostateczne potwierdzenie, ale wygląda na to, że samorządowcy akceptują (kształt reformy - przyp. red.) - usłyszeliśmy.
Projekt ustawy o dochodach jednostek samorządu terytorialnego (JST) powinien trafić na wrześniowe posiedzenie Sejmu. Jeśli PSL zdecyduje się na wprowadzenie swoich korekt, to nie dość, że prace nad samą regulacją mogą się skomplikować, to jeszcze może to mieć wpływ na inną, fundamentalną ustawę. Równolegle bowiem (najpóźniej do końca września) ruszą prace parlamentarne nad ustawą budżetową na 2025 r., a reforma finansów JST - gwarantująca samorządom ok. 24 mld zł dodatkowych dochodów - stanowi istotny element polityki finansowej państwa.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Koalicyjne korekty?
Opisywane rozważania w PSL akurat w tym momencie mogą się wydawać zaskakujące. Przede wszystkim dlatego, że 21 sierpnia strona samorządowa komisji wspólnej, po długich i burzliwych negocjacjach z ministrem finansów Andrzejem Domańskim, ostatecznie wydała pozytywną opinię o szykowanej reformie (choć pod pewnymi warunkami, np. że system będzie zapewne skorygowany w 2026 r., czyli po pełnym roku jego obowiązywania).
Choć na razie nie jest przesądzone, czy i na ile ludowcy postanowią wprowadzić własne propozycje do projektu, Ministerstwo Finansów już na tym etapie nie jest zadowolone z takiego obrotu spraw.
Dochody gmin wiejskich rosną dzięki reformie. Nie ma miejsca, czasu, ani pieniędzy na targowanie się. Jest projekt zaakceptowany przez komisję wspólną - komentuje nasz rozmówca z resortu finansów.
Ale nie tylko PSL może chcieć skorygować reformę. Jak przyznaje szef klubu Polska 2050 Mirosław Suchoń, do jego formacji docierają samorządowcy, którzy zwracają uwagę na niedociągnięcia w projekcie MF. - Etap prac sejmowych to okazja do dyskusji i ewentualnych korekt. Szanujemy rząd i jego prace, ale wysoka izba nie jest maszynką do głosowania, tylko ciałem, które ma za zadanie przygotować najlepsze możliwe przepisy - zaznacza.
Swoją interpretację aktualnej sytuacji przedstawia nam jeden z samorządowców zaangażowanych w prace komisji wspólnej.
Wejście ustawy w życie oznacza, że 24 mld zł na czysto z budżetu centralnego przechodzą do budżetów samorządowych. A w ramach uzgodnień międzyresortowych resorty doszły do wniosku, że one same wolałby te pieniądze. Było wręcz liczenie na to, że nie będzie pozytywnej opinii komisji i że system zostanie po staremu. Znam sytuacje podburzania samorządowców przez polityków-koalicjantów, którzy wykorzystali do tego swoje resorty. Resort rolnictwa nie był tu odosobniony w tej grze - przekonuje rozmówca money.pl.
"Swego rodzaju szantaż"
Choć pozytywna opinia komisji wspólnej jest faktem (podobnie jak to, że wśród włodarzy można usłyszeć pozytywne oceny, że planowana reforma to pierwszy znaczący krok w kierunku uniezależnienia budżetów lokalnych od decyzji centrali w Warszawie), to jednak wśród samorządowców jest wciąż spore grono niezadowolonych z ustaleń z Ministerstwem Finansów.
Jak widać, część z nich właśnie dociera do posłów zasilających szeregi koalicjantów partii Donalda Tuska, by ci wymusili korekty w ustawie na etapie prac sejmowych. - Cała sprawa ma różne oblicza. Na pewno władza oczekuje wsparcia dla reformy. Wiadomo też, że w Komisji jest więcej zwolenników nowej władzy, ale także wprost jej funkcjonariuszy, w związku z tym nie chcą się przeciwstawiać - twierdzi jeden z samorządowców biorących udział w pracach komisji. Jego zdaniem "zastosowano swego rodzaju szantaż".
- Powiedziano nam, że jeżeli tego nie zaakceptujemy, to na 2025 r. będzie funkcjonowała obecna ustawa i w związku z tym dodatkowych pieniędzy nie będzie. Z wypowiedzi ministra Andrzeja Domańskiego i jego zastępczyni Hanny Majszczyk wynika, że do samorządów wpłynie o 24 mld zł więcej. Jeśli tak, to może dajmy to wsparcie przy obecnej ustawie i dajmy sobie więcej czasu na dopracowanie obecnej reformy. Bo, niestety, to jest gniot - ocenia nasz rozmówca.
Nastroje stara się łagodzić Stanisław Jastrzębski, szef Związku Gmin Wiejskich RP. - Doceniamy jako strona samorządowa fakt, że o około 24 mld zł w 2025 r. zwiększono budżet dla wszystkich jednostek samorządu terytorialnego. Umówiliśmy się również na bieżący przegląd wdrożenia ustawy po wejściu w życie, daje to możliwość sprawdzenia jej realizacji w praktyce. Strona rządowa zobowiązała się, że wspólnie z udziałem Ministerstwa Finansów, Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji, Ministerstwa Edukacji Narodowej oraz przedstawicieli poszczególnych korporacji samorządowych dokonamy oceny w ramach funkcjonowania edukacji w naszym kraju - mówi Jastrzębski.
Co budzi sprzeciw?
Na co utyskują niezadowoleni samorządowcy? Ci z mniejszych miejscowości przede wszystkim na rozwiązania dotyczące oświaty. Dziś zasadniczym źródłem jej finansowania jest subwencja oświatowa (zdaniem JST, dalece niewystarczająca). Nowa ustawa ma co do zasady zastąpić ją zwiększeniem dochodów własnych. Kontrowersje budzi to, jak określono potrzeby oświatowe poszczególnych jednostek, na bazie czego rząd tych środków dosypie. - Największym mankamentem jest to, że to, co dołuje finanse publiczne, a więc przede wszystkim finansowanie oświaty, jest scedowane na samorządy. Znika subwencja oświatowa, a nie znikają elementy decydujące o wzroście niezbędnych nakładów na oświatę. Całość jest tak wymyślona, że ruszenie jakiegokolwiek elementu tej układanki powoduje, że burzy się całość - narzeka rozmówca money.pl z samorządu.
Obawy przedstawicieli mniejszych gmin budzi też wskaźnik dotyczący tzw. mieszkańców przeliczeniowych (niekoniecznie odpowiadający rzeczywistej liczbie mieszkańców), który - według naszych rozmówców - może być podatny na ręczne sterowanie.
- Jeśli dana jednostka ma np. ponadprzeciętne dochody, to janosikowe (danina, którą bogatsze jednostki przeznaczają na rzecz mniej zamożnych - przyp. red.) w nowym systemie nie będzie jej już tak dotykało. Ale jak wskaźnik ludności skoryguje się o ileś tysięcy w dół, to nagle janosikowego zrobi się "zbójeckie" - przekonuje jeden z samorządowców z Komisji Wspólnej.
- Jest to na tyle zawiłe, że te wskaźniki są znane tylko w Ministerstwie Finansów, żaden samorządowy skarbnik samodzielnie nie jest w stanie sobie wyliczyć budżetu. To budżet dany przez resort, który się bierze z całym jego jestestwem. Zamiast kartonowych czeków są przeliczniki. W tym sensie PSL ma rację, mówiąc o braku stabilności dochodów mniejszych gmin - przekonuje.
Także ze strony samorządów reprezentujących miasta da się usłyszeć, jeśli nie głosy krytyki, to nadzieje, że na etapie prac sejmowych uda się coś jeszcze "wyszarpać" - czy to w zakresie większych wpływów z PIT i CIT dla miast na prawach powiatu, czy wielkości finansowej "kroplówki", jaką na koniec tego roku Domański zagwarantował samorządom. - Minister zapowiedział kwotę 10 mld zł, która pomoże nam spiąć lokalne budżety na koniec roku, ale nie widzimy przeszkód, by wypłacił więcej, np. 12 mld zł - przyznaje jeden z samorządowców.
W kontekście wspomnianej "kroplówki" z konkretnym postulatem korekty wyjść jeszcze mogą przedstawiciele gmin wiejskich (wówczas do takich poprawek mogą namawiać np. posłów PSL). - Boimy się, że sporą część z tych 10 mld na koniec tego roku zjedzą duże miasta. Dlatego chcemy gwarancji, że gminy do 5 tysięcy mieszkańców dostaną do 1 mln zł, te pomiędzy 5 tys. a 10 tys. mieszkańców miałyby zagwarantowane do 1,5 mln zł, a te powyżej 10 tysięcy - do 2 mln złotych - wskazuje samorządowiec.
Przedstawiciele miast będą także lobbować w Sejmie za zmianami w art. 2 dotyczącym tego, co rozumie się poprzez dochody podatników PIT. Niepokój budzi to, że nie dotyczą one dochodów (przychodów) wolnych od podatku.
Rozumiemy, że takich dochodów się nie ewidencjonuje, w związku z czym trudno określić, ile ich jest. Tyle że zapis proponowany przez MF działałby tak, że każde nowe zwolnienie, które przyszłoby do głowy posłom, typu kwota wolna 60 tys. złotych, natychmiast byłoby nieuwzględniane. A przecież w nowym systemie samorządowe dochody miały być niezależne od takich działań. Taki zapis grzebie fundament całej reformy, czyli stabilizację lokalnych budżetów. Będziemy chcieli doprecyzowania tego artykułu - zapowiada nasz rozmówca z samorządu.
O co chodzi w reformie
Nowy projekt ustawy o dochodach JST, który szykuje Ministerstwo Finansów, to największa tego typu reforma od 2003 roku. Główna zmiana polegać ma na tym, że samorządy nie będą miały procentowych udziałów we wpływach z PIT i CIT, tylko podstawą do naliczania ich dochodów będą dochody podatników zamieszkałych na ich terenie. Na podstawie specjalnego algorytmu zostanie im przydzielony udział w PIT i CIT. Taki ruch ma spowodować, że wszelkie reformy podatkowe rządu, typu ulgi czy zwolnienia, nie będą mogły wpływać na to, co przypada potem władzom lokalnym.
Resort finansów zapewnia, że każdy samorząd będzie miał zagwarantowane wyższe dochody niż obecnie, tj. nie mniej niż 4 proc. ale nie więcej niż 10 proc. Ważna zmiana dotyczy też tego, że do bazy naliczania dochodów JST z udziału w PIT i CIT będą wliczane dochody z podatku zryczałtowanego od przychodów ewidencjonowanych (dziś samorządy nie mają udziału w ryczałcie, a jednocześnie Polski Ład spowodował, że wielu podatników przeszło właśnie na tę formę opodatkowania). Do tego na potrzeby rozdziału środków nastąpi wydzielenie miast na prawach powiatu jako oddzielnej kategorii JST (obok gmin, powiatów i województw). Resort finansów zadeklarował też przedłużenie do końca 2029 roku obowiązywania złagodzonych obecnie reguł fiskalnych dla JST (ujętych w art. 242 i art. 243 ustawy o finansach publicznych).
Jednocześnie sam minister finansów jest świadom tego, że reforma nie rozwiąże wszystkich samorządowych problemów. - Nie jesteśmy w stanie w jednym roku wyrównać całej niesprawiedliwości, która została wyrządzona Polskim Ładem, ale dokonujemy takiego wysiłku, na jaki obecnie nas stać - przyznał Andrzej Domański w rozmowie z money.pl. Jak podaje MF, po wprowadzeniu nowej ustawy dochody JST wzrosną w 2025 r. o 24,8 mld zł w stosunku do obowiązującego systemu.
Tomasz Żółciak, dziennikarz money.pl