Zdaniem ekspertów nadchodzi najgorszy kryzys energetyczny od lat 70. Większość europejskich krajów już się do tego przygotowuje. Najlepszym przykładem są niemieckie miasta, które opracowują plany kryzysowe oszczędzania energii i gazu. Stworzyły także specjalne zespoły kryzysowe, które współpracują z komunalnymi dostawcami mediów. Całość koordynowana jest przez rząd federalny, kraje związkowe oraz Federalną Agencję ds. Sieci.
Co w tym momencie robi Polska? Nasz rząd oficjalnie zapewnia, że nie mamy powodu do obaw. Mówił to m.in. rzecznik rządu Piotr Müller. Poinformował, że jeśli chodzi o sezon zimowy, pod kątem dostaw gazu jesteśmy bezpieczni.
Polscy przedsiębiorcy skarżą się jednak na całkowity brak komunikacji ze strony rządu. Są również zaniepokojeni, że w niektórych państwach Unii - nie tylko w Niemczech, ale i we Francji czy we Włoszech - podejmowane są już działania wyprzedzające, a nasz rząd oficjalnie podobnych kroków nie planuje.
Jak pisaliśmy w money.pl, rząd przyjął jednak niedawno ustawę, zgodnie z którą z powodu problemów z dostawami gazu będzie można wprowadzić stan kryzysowy jeszcze w tym roku.
Nasz bilans jest na styk
Zapytaliśmy ekspertów, czy mamy się czego obawiać. Czy należy liczyć się z tym, że tegorocznej zimy pojawią się niedobory zarówno gazu, jak i prądu? Zacznijmy od optymisty.
Dr hab. Mariusz Ruszel, prezes Instytutu Polityki Energetycznej im. Ignacego Łukasiewicza uważa, że Polska nie ma większych powodów do obaw, bo inwestycje, na które zdecydowaliśmy się w ostatnich latach, teraz zaprocentują.
Czy zabraknie nam gazu? Wystarczy wziąć kalkulator i podliczyć. Blisko 6,2 mld metrów sześciennych gazu mamy w dostawach LNG. Gaz z krajowego wydobycia to ok. 4 mld metrów sześciennych. To już jest ponad 10 mld, a magazynach mamy ponad 3 mld. Dodatkowo mamy ok. 2 mld zakontraktowanej przepustowości w terminalu LNG w litewskiej Kłajpedzie. Zużywamy łącznie około 20 mld, więc wystarczy, że uruchomimy Baltic Pipe. Na początek wystarczy kilka mld metrów sześciennych dostarczonych przez tłocznię w Goleniowie. Łącznie bilans powinien więc zapinać się na styk – mówi.
Polska zawsze apelowała o solidarność energetyczną
Dr inż. Andrzej Sikora, prezes Instytutu Studiów Energetycznych w rozmowie z money.pl zwraca uwagę, że system gazowy w UE nie jest samotną wyspą, dlatego należy szukać rozwiązań wspólnie.
Polska od zawsze apelowała o solidarność energetyczną, w związku z tym teraz powinniśmy być przykładem dla innych – mówi.
Zdaniem Andrzeja Sikory, rozwiązania na czas wojny powinny być czytelne, proste i dające jednocześnie szansę na uratowanie biznesów, które załamałyby się bez interwencji państwa. – Więc lepiej wyprzedać i przewidywać niż zarządzać kryzysem, którego nie byliśmy w stanie przewidzieć – podkreśla.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Nasi rozmówcy nie wierzą jednak w europejską solidarność, zwłaszcza w trakcie energetycznego kryzysu, mimo że w dokumentach unijnych jest zapisane, że wszystkie kraje powinny sobie pomagać. Skąd te wątpliwości?
– Po pierwsze, niektóre kraje nie mają w ogóle pomiędzy sobą interkonektorów gazowych (to połączenia, które umożliwiają przepływ energii między różnymi sieciami – przyp. red). Z kolei inne je mają, ale o niskiej przepustowości. Przykład? Hiszpania ma najwięcej terminali LNG i mogłaby drogą morską sprowadzić dużo gazu, ale nie jest w stanie podać go dalej – tłumaczy Mariusz Ruszel.
Ekspert przypomina też o tzw. kodeksach sieci (to zasady porządkujące kwestie transgraniczne rynku prądu i gazu – przyp. red.). Zgodnie z nimi, jeżeli ktoś nie używa odpowiedniej zakontraktowanej przepustowości, to powinien ją stracić. – Jest taka unijna zasada "use or lose", czyli "używaj albo strać". Problem polega na tym, że już dzisiaj niektóre interkonektory są w pełni zakontraktowane do roku 2035 – dodaje ekspert.
Test dla wszystkich
Dodaje, że warto zadać także pytanie, kto zakontraktował te przepustowości. Bo może okazać się, że zrobiły to firmy, które wykorzystają to jako instrument nacisku w czasie kryzysu.
Ekspert uważa więc, że tegoroczna zima będzie testem dla wszystkich. Dlatego Europa, aby nie stracić wiarygodności, powinna już podpisywać umowy z dostawcami gazu z innych źródeł. Jednak tak się nie dzieje.
Paradoksalnie wszystko jest w rękach Putina
Marek Kossowski, były prezes PGNiG uważa z kolei, że Polska ma dużo słabszą pozycję na rynku gazu w porównaniu z takimi państwami jak Niemcy, Francja, Holandia czy Włochy. Dlatego w kontekście np. pozyskania gazu dla Baltic Pipe wiele będzie zależało od sytuacji na tym rynku. – Wciąż nie wiadomo, jaka będzie sytuacja. To się dopiero okaże. Trzeba także pamiętać, że Niemcy są wciąż najsilniejszym graczem na gazowym rynku – mówi.
Poza tym - jego zdaniem - paradoksalnie w tej chwili wszystko jest w rękach Putina. Wszyscy zastanawiają się, czy całkowicie zakręci kurek z gazem Europie. – Wychodzi teraz na to, że po wywołał tę zawieruchę, aby doprowadzić do zamieszania w europejskiej i światowej gospodarce, aby w efekcie potem dyktować swoje warunki. – dodaje ekspert.
Dlatego - jego zdaniem - Putinowi najbardziej zależy nie na zdobyczach terytorialnych, tylko na pokazaniu swojej siły i udowodnieniu, że Europa bez rosyjskiego gazu sobie nie poradzi.
Dlatego powinniśmy współdziałać z innymi krajami. Dogadywać się z Czechami, Niemcami i innymi sąsiadami: powinniśmy zarazem wyjść z inicjatywą w UE powołania zespołu, który koordynowałby sytuację na szeroko rozumianym rynku energetycznym w Europie – zarówno rynku energii elektrycznej, gazu, jak i paliw płynnych – mówi nasz rozmówca.
Operatorzy mają już gotowe plany ograniczeń
W trakcie przygotowywania tekstu, wysłaliśmy także pytania do resort klimatu. Ministerstwo w odpowiedzi przypomniało, że obecnie największym źródłem dostaw gazu do Polski jest terminal LNG. PGNiG kupuje również gaz na rynku europejskim, sprowadzana go m.in. z Niemiec. Zdaniem resortu bezpieczeństwo dostaw jest zachowane, niezależnie od obecnej przerwy w dostawach Nord Stream 1.
Resort informuje także, że Niemcy nie są obecnie dominującym źródłem dostaw gazu do Polski. W lipcu dostawy z Niemiec były ponad dwukrotnie mniejsze niż z terminalu LNG. Nasz system bilansuje także wydobycie krajowe, które znajduje się na stabilnym poziomie.
Dlatego "wystąpienie sytuacji nadzwyczajnej, wymagającej wprowadzania ograniczeń w poborze gazu, zdaniem ministerstwa klimatu jest mało prawdopodobne" – informuje resort.
Dodatkowo urząd podaje, że Polska ma przygotowany plan awaryjny na taką ewentualność. Zdaniem resortu jest on zawarty w rządowym rozporządzeniu z dnia 17 lutego 2021 r. w sprawie sposobu i trybu wprowadzania ograniczeń w poborze gazu ziemnego. Dodatkowo operatorzy systemów gazowych mają już przygotowane własne plany wprowadzania ograniczeń.
Wprowadzenie ich w życie powinno być jednak poprzedzone osobnym rozporządzeniem rządu wydanym na wniosek ministra ds. klimatu po wniosku od operatora systemu przesyłowego.
Rozporządzenie rady ministrów o wprowadzeniu ograniczeń w poborze gazu ziemnego, może być wydane jedynie w sytuacji, kiedy uprzednio wprowadzony został rozporządzeniem ministra właściwego do spraw energii, stan nadzwyczajny w rozumieniu rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2017/1938 z dnia 25 października 2017 r. dotyczącego środków zapewniających bezpieczeństwo dostaw gazu ziemnego i występuje sytuacja w systemie gazowym uzasadniająca ich wprowadzenie – informuje ministerstwo.
Agnieszka Zielińska, dziennikarka money.pl