Oto #HIT2023. Przypominamy najlepsze materiały mijającego roku
"Mam problem z nieprawidłowo działającymi urządzeniami pomiarowymi energii elektrycznej" - informuje pani Irena w wiadomości przesłanej do redakcji money.pl. Mieszkanka Wrocławia skarży się na znacząco wyższe niż dotychczas rachunki za prąd. Stwierdza przy tym, że jej mieszkanie nie posiada urządzeń szczególnie energochłonnych, jak np. płyta indukcyjna czy zmywarka.
"Moje gospodarstwo domowe jest wyposażone standardowo. Mam lodówkę, pralkę, odkurzacz, telewizor, czajnik elektryczny, mikrofalówkę i to od wielu lat u mnie się nie zmienia. W przeciwieństwie do kwot na rachunkach" - tłumaczy pani Irena.
Do dokładniejszego przyjrzenia się temu, jak pracuje licznik prądu, skłoniły panią Irenę faktury przysyłane jej przez firmę Tauron, dostawcę energii. "Okazuje się, że od 2018 r. moje zużycie energii wzrasta co pół roku o sto procent. Na przełomie roku 2018 i 2019 w skali półrocznej wzrosło ono z 1400 kWh do 2800 kWh i tak co roku, aż urosło do 4800 kWh" - wylicza czytelniczka money.pl.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
W ciągu doby cyfrowy licznik w mieszkaniu pani Ireny, zainstalowany około sześciu lat temu, potrafił naliczyć 20 kWh. Nowy, zamontowany w połowie listopada, wskazuje podobne wartości. "Urządzenia, jakie posiadam, nie mają takiej mocy. Nie są w stanie zużyć takiej energii" - uważa pani Irena.
Kobieta nie kryje rozgoryczenia. Jej zdaniem Tauron posiada wadliwe liczniki. - Co z tego, że jako osobie niepełnosprawnej przysługuje mi większe wsparcie w postaci zamrożenia cen prądu, skoro ja ten wyższy limit najprawdopodobniej przekroczę? - pyta pani Irena w rozmowie z money.pl. Przypomnijmy, że nowelizacja ustawy o ochronie odbiorców energii elektrycznej w 2023 r. zakłada zamrożenie cen prądu dla gospodarstw z osobami z niepełnosprawnościami na poziomie 3600 kWh. Kto ten limit przekroczy, zapłaci za nadwyżkę wyższe stawki.
- W ostatnim rachunku mam informację o dopłacie ponad 2100 zł. Czuję się oszukana. W piśmie z reklamacją do Tauronu oświadczyłam, że nie zapłacę, nawet jeśli rozłożą mi to na raty. Uważam, że przy normalnej pracy licznika miałabym nadpłatę. Mają to zbadać. Dowiedziałam się, że jeśli licznik jest zły, to skłonią się do korekty faktur - opisuje pani Irena.
Mam sąsiadkę, która sobie nie radzi. Lodówkę wyłączyła, telewizor też, po ciemku siedzi, z niczego nie korzysta, żeby nie płacić. Mimo to skarży się na wysokie rachunki - dodaje nasza rozmówczyni i przyznaje, że rozważa wejście na drogę prawną.
Mało kto składa reklamację
Poprosiliśmy Tauron o komentarz. W odpowiedzi firma z pełną stanowczością podkreśla, że montowane przez nią liczniki zdalnego odczytu (LZO) działają prawidłowo. "W indywidualnych przypadkach, jeżeli klient ma wątpliwości co do poprawności pomiaru, może zwrócić się z wnioskiem o laboratoryjne badanie zamontowanego u niego licznika oraz zwrócić się o weryfikację poprawności rozliczeń. Każdy taki przypadek bardzo wnikliwie sprawdzamy" - czytamy w przesłanym money.pl komentarzu.
Na ponad milion LZO funkcjonujących w sieciach Tauronu, w tym roku do spółki wpłynęło kilkadziesiąt reklamacji związanych z pracą licznika lub poprawnością danych pomiarowych będących podstawą do rozliczeń z klientem. Z tej liczby osiem reklamacji okazało się zasadnych - wyjaśnia Ewa Groń, rzeczniczka prasowa Tauron Dystrybucja.
Z kolei Urząd Regulacji Energetyki informuje nas, że w 2023 roku dostał od klientów Tauronu dziesięć skarg w związku z działaniem liczników. Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów, do którego w tym roku trafiło kilkanaście takich skarg, przypomina natomiast, że konsumenci mają prawo zażądać od dostawcy sprawdzenia licznika. Jednak jeżeli nieprawidłowości nie zostaną stwierdzone, konsument będzie musiał pokryć koszty badań. Jeśli problemy się potwierdzą, przedsiębiorstwo energetyczne zapłaci za diagnostykę i skoryguje pobrane opłaty za prąd.
Skąd biorą się problemy
Opisując swoją sytuację, pani Irena przywołuje wyniki badań przeprowadzonych przed sześcioma laty przez naukowców z uniwersytetów w Amsterdamie i Enschede. Dokonali oni testu cyfrowych liczników energii elektrycznej instalowanych w holenderskich gospodarstwach domowych, wyprodukowanych w latach 2004-2014. Wszystkie urządzenia miały właściwe certyfikaty dopuszczające do zastosowania. Badacze zainstalowali w laboratorium dziewięć różnych modeli urządzeń i poddali testom. Pięć z nich wskazało wyższe niż rzeczywiste zużycie energii. W przypadku jednego z liczników odczyt był zawyżony aż o 582 proc. Z kolei dwa liczniki zaniżały zużycie, ale najwyżej o 30 proc.
Badacze doszli do wniosku, że cyfrowe liczniki prądu nie są przystosowane do specyfiki działania urządzeń energooszczędnych, takich jak żarówki diodowe, które nie charakteryzują się ciągłym poziomem zużywanej energii. Wyniki eksperymentu zostały opublikowane w czasopiśmie naukowym "IEEE Electromagnetic Compatibility Magazine".
W ocenie prof. Aleksandra Wittlina z Instytutu Fizyki Polskiej Akademii Nauk badania Holendrów są niewystarczające. - Wszystkie urządzenia elektryczne do pewnego momentu były przystosowane do odbioru prądu przemiennego. Część współczesnych urządzeń, takich jak zasilacze w żarówkach LED czy komputerach, odbierają prąd nieco inaczej - im jest potrzebny prąd stały - tłumaczy ekspert w rozmowie z money.pl.
Napięcie, które pojawia się na tych wspomnianych "współczesnych" urządzeniach jest przesunięte w fazie w stosunku do natężenia. Kąt przesunięcia pomiędzy napięciem a natężeniem w obwodach prądu przemiennego to tzw. kąt φ (czyt. "fi"). W idealnym świecie kąt ten wynosi zero. Jeżeli wynosi 90 stopni, to urządzenie pobiera albo natężenie, albo napięcie, nigdy nie robi tego jednocześnie. Wówczas stary licznik potrafi wskazać, że to urządzenie nie pobiera nam energii w ogóle. Stare liczniki potrzebowały bowiem zarówno napięcia, jak i natężenia w tej samej fazie, w tej samej chwili. Jednak nowe liczniki są już na to odporne - wyjaśnia.
Prof. Wittlin mówi wprost o "wymyślonym problemie". - W budynkach mieszkalnych ten problem niemal nie występuje, a przynajmniej niezbyt często. Nie ma żadnych poważniejszych badań, które wskazywałyby, że płaci się przez to za mało albo za dużo - dodaje.
Jak podkreśla nasz rozmówca, kluczowa dla kontroli zużycia jest skrupulatna obserwacja. - Zwykle stojąc przy kasie w sklepie, jestem w stanie z dokładnością do kilku złotych ocenić, ile zapłacę. Kiedy zapłaciłem za dużo, zidentyfikowałem nieprawidłową naklejkę, wezwałem obsługę i otrzymałem zwrot. Z prądem jest dokładnie tak samo. Odbiorcy prądu nie zdają sobie sprawy, że żarówki świecą się, a radio gra po wyjściu z domu. Reklamację trzeba uwiarygodnić, a niewłaściwy odczyt licznika udowodnić - twierdzi prof. Wittlin.
Paweł Gospodarczyk, dziennikarz money.pl