Mateusz Madejski, money.pl: Ilu dłużników do pani przychodzi?
Anna Bufnal, radca prawny, ekspertka programu Polsatu "Wolni od długów": Jeśli chodzi o same upadłości, to można powiedzieć, że jest to nawet kilkadziesiąt osób miesięcznie.
Jak ktoś puka, to znaczy, że jest już bardzo źle?
Niestety. Rzadko zdarzają się przedsiębiorcy świadomi swojej sytuacji prawnej i finansowej, którzy wiedzą, że za miesiąc czy trzy stracą płynność, bo np. strategiczny klient wypowiedział umowę. Mamy do czynienia z założeniem, że sam podpisany kontrakt daje nam pewność funkcjonowania.
Jakich klientów jest najwięcej?
Przeważają ci, którzy przychodzą w ostatnim momencie. Często doprowadzają do tej sytuacji, bo chcieli zaoszczędzić na konsultacji, na pomocy prawnej i próbowali radzić sobie samemu. Na rozmowę decydują się, gdy jest bardzo źle i nie wiedzą już, czy w kolejnym dniu będą mogli działać.
Co jest najczęstszą przyczyną wpadania w długi?
Na przykład "klęska urodzaju". Firma się rozwija i właściciel przestaje być w stanie kontrolować swój biznes od strony formalno-prawnej. Dotyczy to osób, które są świetne w swoim fachu, ale niekoniecznie są w stanie zarządzać wielkim przedsiębiorstwem. Do tego osoby, którym brakuje stałości zleceń, w pewnym momencie tracą kontrolę nad wydatkami.
Często winni są nieuczciwi kontrahenci. Kiedy firma znajduje się w biznesowym ferworze i jeden kontrahent zaspokaja płynnie drugiego, wszystko jest w porządku. Koło się toczy. Problemy pojawiają się, gdy jeden element układanki przestaje dobrze funkcjonować
Na przykład?
Moim klientem był deweloper z gigantycznymi sukcesami, wybudował niemal całe miasto. Jednak ciągle działał w oparciu o zwykłą działalność gospodarczą. Był wizjonerem, ale przy jednej inwestycji przeszacował swoje możliwości, nie wypaliła. Skończyło się na niemal 100-milionowym długu. A była to działalność gospodarcza, a nie żadna spółka, dług objął jego prywatny majątek – oraz majątek małżonki.
Czyli niedocenienie zagrożeń.
Tak. Kolejny problem nazwałabym "matematycznym". Niektórzy po prostu nie liczą. Zwrócił się do mnie kiedyś przedsiębiorca prowadzący firmę transportową. Świetnie się rozwijała, ale właściciel w pewnym momencie nie był w stanie spłacać zobowiązań. Moje pierwsze pytanie brzmiało: "czy ta działalność jest rentowna?". Właściciel się zawiesił i odparł: "dobre pytanie". Bo w tym całym pędzie zarządzał biznesem, ale na bieżąco nie liczył kosztów. I nagle się okazuje, że działalność wcale nie jest rentowna. Są wtedy pytania: "obracam milionami, a nie mam na bieżące zobowiązania. Co się dzieje z moimi pieniędzmi?". Po dokładnym zliczeniu kosztów biznes okazał się źle skalkulowany.
Wtedy wchodzą chwilówki, kredyty na spłatę kredytu?
Kolejna przyczyna wpadania w spiralę długów. Gdy pojawia się pierwszy problem, jest pokusa sięgnięcia po gotówkę, by przesunąć swój problem. Jakby magicznym sposobem kłopoty miały się skończyć. Oczywiście nie jest tak, że zawsze posiłkowanie się kredytem jest złym pomysłem. Gdy jest przejściowa dziura finansowa, to może być słuszna opcja. Wracamy jednak do matematyki – wszystko musi być dobrze skalkulowane. Jeśli tylko chcemy kupić sobie kredytem czas, po chwili zapętlimy się w kredytach. W pewnym momencie skończą się uczciwe instytucje finansowe. A kto się pojawi?
Nieuczciwe.
Dokładnie. Takich spółek, które nie są objęte nadzorem KNF, a które wykorzystują trudną sytuację takich osób, jest mnóstwo. Nieraz właśnie takie instytucje sprawiają, że ludzie tracą cały swój majątek.
Ludzie, którzy mają problemy z długami, wiedzą, co mają robić?
Nie zawsze. Jest mnóstwo narzędzi dla dłużników – prawo restrukturyzacyjne, możliwość umorzenia niektórych długów. Skorzystanie z nich jest tańsze i lepsze niż kolejna pożyczka.
Jest też duża nieznajomość prawa spadkowego. Ludzie nie wiedzą, co mają robić, żeby uniknąć tych kłopotów. Zdarzył mi się 12-latek na upadłości konsumenckiej. Była to jedyna droga, by ten chłopak mógł wejść w dorosłość bez długów.
Ważne, aby nie działać schematycznie. Nie czerpać rozwiązań z tego, że ktoś może miał podobną sytuację i zrobił to i to. Każdy problem jest inny, inne są możliwości i inne rozwiązania.
Możemy stworzyć profil osoby, która ma największe szanse popaść w długi?
Każdy – niezależnie od wieku, pochodzenia, zamożności. Zauważyłam, że takie problemy dość często dotyczą mężczyzn. Długo ukrywają swoje kłopoty, także przed rodzinami. Ci oczywiście w pewnym momencie zawsze dowiadują się o długach. I poza problemem finansowym rodzi się problem rodzinny.
Jak często zdarza się, że dług kończy się szczęśliwym finałem?
Z każdej sytuacji jest wyjście. Zajmowałam się panem, który w latach 80. prowadził świetnie prosperującą działalność. Wpadł w długi, ale chciał się sam z tym rozprawić. Pospłacał wszystkich 40 pracowników, uregulował długi. Nie starczyło mu na spłatę jednej hurtowni. Pod koniec lat 80. zaczęło się postępowanie egzekucyjne. Pan pracował na etacie, komornik zostawiał mu minimalną wypłatę, resztę przekazywał do hurtowni. W latach 90. odsetki były gigantyczne, przekraczały 20, 30 proc. w skali roku. Pan nieświadomy swoich uprawnień spłacał zobowiązanie przez lata. Nie wiedział, że wierzyciel zalicza wpłaty od dłużnika najpierw na odsetki i dopiero potem na należność główną. W związku z tym ten pan po 30 latach spłat miał blisko milion zł długu – choć początkowo wynosił on ok. 200 tys. zł.
Wybrał upadłość konsumencką. Pan, już będąc emerytem, może się cieszyć emeryturą w pełnej wysokości. Szczęśliwy finał? Tak. Upadłość konsumencka uwolniła tego pana od długów, a to na pewno lepsze niż spłacanie odsetek do końca życia.
Zdarzają się i inne sytuacje. Zgłaszają się do nas dłużnicy, a po analizie okazuje się, że tego długu już wcale nie ma – został spłacony. Jednak ktoś tego nie przeliczył, a wierzyciel przecież nie ma interesu w tym, by to weryfikować. Dlatego warto być świadomym i zaangażowanym dłużnikiem. Bierność i strach pogłębiają problem.
Program "Wolni od długów" emitowany jest w czwartki o 20:00 w Polsacie