Lekarze jednego ze szpitali na Mazowszu dostali kilkaset zamiast kilku tysięcy złotych dodatku covidowego. Ale i tak czują się szczęśliwcami. W większości placówek medycy nie dostali ani grosza – czytamy w środowej „Rz”.
Dziennik przypomina, że zgodnie z prawem, dodatek należy się wszystkim pracownikom medycznym skierowanym do pracy przy zwalczaniu epidemii na mocy polecenia wojewody. Ci, których oddziały zostały przekształcone w covidowe, dodatek dostaną na mocy polecenia ministra zdrowia dla prezesa NFZ po spełnieniu kilku warunków.
Mimo to dyrektorzy szpitali nadal traktują dodatek, który należy się medykom, uznaniowo. Niektórzy nie wypłacają go w ogóle, inni przelewają pieniądze tylko wybranym i to niekoniecznie tym, którym według kryteriów pieniądze się należą.
– Chociaż cały szpital jest placówką covidową, dyrektor płaci nam tylko za czas spędzony z pacjentami zakażonymi. Jeśli więc schodzę na zakaźną część izby przyjęć, wpisuję dokładną godzinę wejścia i wyjścia. Pod koniec miesiąca kadry skrupulatnie to podliczają i wypłacają mi 600 zł dodatku – mówi dziennikowi lekarz ze szpitala położniczego.
W innym szpitalu na Lubelszczyźnie lekarze usłyszeli od przełożonych, że dodatku nie dostaną, bo choć ich oddział spełnia kryteria, zapomniano go wpisać w oficjalnych dokumentach.
Zdaniem Krzysztofa Żochowskiego, wiceprezesa Ogólnopolskiego Związku Pracodawców Szpitali Powiatowych i dyrektora szpitala w Garwolinie, z którym rozmawiała „Rzeczpospolita”, takie zachowanie dyrektorów wynika z nieznajomości przepisów.
W sprawę włączył się Ogólnopolski Związek Zawodowy Lekarzy (OZZL), który pomaga lekarzom w walce o dodatki.
Z danych NFZ, do których dotarła „Rz” wynika, że Fundusz wypłacił szpitalom ponad 603,5 mln zł przeznaczonych na dodatkowe wynagrodzenie. Otrzymało je 85 420 pracowników medycznych z 490 placówek medycznych w całej Polsce, w tym 19 606 lekarzy, 40 127 pielęgniarek, 16 834 ratowników i 8853 pozostałych pracowników medycznych.