Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Katarzyna Bartman
|
aktualizacja

Wysypisko w środku wsi. Plaga much i smród. Dramat mieszkańców trwa

139
Podziel się:

W samym środku wsi Walercin na Mazowszu przedsiębiorca magazynuje odpady komunalne z kilku podwarszawskich miejscowości. Na taką działalność dostał zgodę mińskiego starosty. Mieszkańcy ślą skargi do urzędów i na policję. Nic to nie daje.

Wysypisko w środku wsi. Plaga much i smród. Dramat mieszkańców trwa
Mieszkańcy Walercina ślą skargi do urzędów i na policję. Nic to nie daje (arch. prywatne, money.pl)

Walercin położony jest na Mazowszu, niecałe 14 km od Mińska Mazowieckiego. Według ostatniego spisu ludności z 2020 r. wieś liczy 123 mieszkańców. – Ludzie z pokolenia na pokolenie uprawiają tu ziemię. Moja rodzina mieszkała w tej wsi przez prawie 300 lat. Gospodarstwo z ojca na syna przechodziło – opowiada nam pan Jacek, mieszkaniec wsi, który prosi o anonimowość.

Ma w Walercinie kilka hektarów ziemi, które od kilku lat leżą odłogiem. We wsi już nie mieszka, wyprowadził się.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: Fala zwolnień w Polsce. Dominują te branże. "Pęka bańka"

"Robi się czarno od much"

Nie dzierżawi też swojej ziemi, bo – jak twierdzi — nie nadaje się ona pod żadne uprawy z powodu bezpośredniego sąsiedztwa wysypiska śmieci.

Strach jest na tych łąkach dzisiaj nawet krowy paść. Najadłyby się tych śmieci, tego plastiku, który leży wszędzie i by pozdychały – mówi obrazowo.

Góry śmieci znajdują się na sąsiadującej z jego domem działce w odległości zaledwie kilkudziesięciu metrów. – Kiedy robi się trochę cieplej, robi się tu aż czarno od much. Nie można się od nich opędzić, nie mówiąc już o nieznośnym odorze, od którego aż mdli – opowiada pan Jacek.

Mieszkańcy wsi mają dość

Podobną historię słyszymy od innego mieszkańca, pana Marcina. Jego dom sąsiaduje z działką, na której znajdują się wysokie na 15 metrów hałdy z opadami. Pan Marcin mieszka we wsi z rodziną. Uprawia rzepak, ma pasiekę.

– Musiałem wywieźć pszczoły. Bałem się o nie – opowiada mężczyzna i dorzuca, że kiedy wychodzi z domu w bezwietrzne dni, smród z wysypiska jest tak wielki, że rwie go aż na wymioty.

Sołtys wsi Józef Wieczorek w rozmowie z money.pl mówi, że zanim we wsi powstało wysypisko, ludziom żyło się dobrze. – Mamy ekologiczne gospodarstwa, każdy dba o swoją ziemię najlepiej jak umie. To wysypisko to dla nas ujma. Nie życzymy sobie tych rozkładających się śmieci w samym środku wsi – mówi Wieczorek.

Bezradność i gniew

Piekło w Walercinie zaczęło się dwa lata temu, kiedy Maciej Borowiecki – właściciel działki, na której składowane są odpady – zaczął sprowadzać duże ilości odpadów komunalnych, budowlanych, drogowych i innych. Wcześniej przywoził głównie odpady zielone, biodegradowalne, tzw. ogrodnicze.

Według relacji mieszkańców we wsi pojawiły się gryzonie i plagi much.

Próbowali rozmawiać z Borowieckim, który od niedawna jest ich sąsiadem, ale nic to nie dało. Twierdzą, że grał na czas, przyjmując kolejne zlecenia na odbiór i składowanie śmieci.

Zaczęli więc pisać pisma, petycje, skargi do różnych urzędów, służb oraz sądów. Bezskutecznie. Zewsząd dostawali odpowiedzi, że przedsiębiorca działa legalnie, bo ma zezwolenie od starosty mińskiego na zbiórkę odpadów komunalnych, a oni nie są stronami w tej sprawie.

Na dowód nasi rozmówcy pokazali nam m.in. pisma z 2019 r. i 2021 r., które otrzymywali po kontrolach przeprowadzanych przez delegaturę Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska (WIOŚ) w Mińsku Mazowieckim.

Wynika z nich, że na działce należącej do Borowieckiego znajduje się "baza transportowo-magazynowa oraz odpowiednia infrastruktura i wyposażenie do odbioru odpadów komunalnych". Przedsiębiorca oświadczył, że baza ta spełnia wszelkie wymagania ustawowe w zakresie odbierania odpadów komunalnych. Inspektorzy stwierdzają zatem, że Borowiecki nie naruszył decyzji starosty mińskiego.

Zdaniem naszych rozmówców praca inspektorów WIOŚ pozostawia jednak wiele do życzenia.

Sołtys Wieczorek twierdzi, że Borowiecki zawsze o kontrolach WIOŚ był z wyprzedzeniem informowany, miał czas, by się do nich dobrze przygotować.

Przepisy dotyczące kontroli znajdują się w dwóch ustawach. Z ustawy o Inspekcji Ochrony Środowiska wynika, że kontrole pozaplanowe mogę odbywać się nawet bez zapowiedzi u kontrolowanego, natomiast Prawo przedsiębiorców stanowi, że taka kontrola musi być zapowiedziana z wyprzedzeniem co najmniej siedmiu dni. 

Zastrzeżeń do działalności Macieja Borowieckiego może być, według mieszkańców, więcej. Jak opowiada pan Jacek, przedsiębiorca pozbywał się śmieci z przepełnionego wysypiska, wywożąc je w różne miejsca. Nasz rozmówca twierdzi, że był świadkiem takiej sytuacji.

– To było 9 marca tego roku. Byłem akurat w Walercinie. Zauważyłem, że z wysypiska Borowieckiego wyjeżdża wyładowany odpadami TIR. Pojechałem za nim. Po przejechaniu ok. 35 km na wysokości Korycina samochód skręcił na pole, gdzie wykopany był już duży dół i stał człowiek z koparką. Kierowca zaczął wyładunek śmieci. Wtedy wezwałem policję – mówi.

Zanim jednak przyjechali funkcjonariusze, kierowca już odjechał – relacjonuje pan Jacek. Dodaje, że przekazał policji zdjęcia sprawcy oraz samochodu wraz z numerami rejestracyjnymi.

Oficer prasowy Komendy Powiatowej Policji w Węgrowie, st. sierżant Rafał Bałdyga, potwierdził, że funkcjonariusze znaleźli na polu u miejscowego rolnika zwały śmieci i pobrali ich próbki.

Dopytywany przez nas, czy ustalono już właściciela pojazdu oraz kierowcę, nie podał żadnych szczegółów z prowadzonego od miesiąca dochodzenia.

Bezsilność urzędów?

Kto wydał zezwolenie na prowadzenie wysypiska w samym środku wsi? Okazuje się, że kiedy kilka lat temu Borowiecki ubiegał się o zezwolenie na zbiórkę odpadów, takie sprawy załatwiało się w starostwie powiatowym w Mińsku Mazowieckim. I to ono wydało mu zgodę na 10 lat. Może prowadzić działalność do 2028 r.

Obecnie sprawami pozwoleń środowiskowych zajmuje się urząd marszałkowski.

Wieś Walercin nie ma planu zagospodarowania przestrzennego, są to obszary rolnicze, a nie przemysłowe. Krzysztof Kalinowski, wójt gminy Dębe Wielkie, do której przynależy wieś, wydał przedsiębiorcy zgodę na zwożenie odpadów wyłącznie zielonych, tzw. ogrodniczych.

Na wysypisko – jak wynika z relacji mieszkańców – zaczęły trafiać jednak inne śmieci. Kalinowski w rozmowie z money.pl przekonuje, że próbował powstrzymać zwożenie odpadów komunalnych przez Borowieckiego, ale mu się to nie udało.

Dwukrotnie negatywnie opiniował wydanie przez marszałka województwa mazowieckiego kolejnego zezwolenia na zbieranie odpadów, ale również nakazał przywrócenie terenu do stanu pierwotnego, czyli rolniczego.

Po każdej niekorzystnej decyzji wydanej przez wójta Borowiecki odwoływał się jednak do Samorządowego Kolegium Odwoławczego (SKO) w Siedlcach, a to uchylało decyzje Kalinowskiego.

W świetle obowiązujących przepisów wójt nie mógł decyzji SKO zaskarżyć. I tak błędne koło przez kilka lat się zamykało.

Zwróciliśmy się do SKO w Siedlcach z pytaniem, dlaczego uchylało decyzje wójta Dęby Wielkiej. Otrzymaliśmy szczegółową odpowiedź.

Poinformowano nas, że w chwili obecnej przed SKO toczy się postępowanie odwoławcze od decyzji wójta Gminy Dębe Wielkie. Kolegium wezwało wójta do uzupełnienia materiału dowodowego, co ten uczynił. Teraz przedsiębiorca ma czas na zapoznanie się ze zgromadzonym materiałem dowodowym.

W odniesieniu do wcześniejszych uchylonych decyzji wójta, SKO wskazuje, że były one obarczone wadami formalno-prawnymi i dlatego musiało je uchylić.

Zapytaliśmy również w ubiegły wtorek urząd marszałkowski, dlaczego wydawane są zgody na prowadzenie tak uciążliwej działalności w środku wsi. Na odpowiedź urzędu wciąż czekamy.

Urząd poinformował nas jedynie, że na wniosek firmy Progres, należącej do Borowieckiego, urzędnicy prowadzą obecnie postępowanie dotyczące dostosowania decyzji starosty mińskiego zezwalającej na zbieranie odpadów na terenie gminy Dębe Wielkie (gdzie leży wieś Walercin).

Postępowanie to wszczyna się, gdy maksymalna łączna masa wszystkich rodzajów odpadów magazynowanych w okresie roku przekracza 3 tys. ton. Jak twierdzą nasi informatorzy, w Walercinie zgromadzono ok. 300 ton odpadów.

Sprawa w toku, ludzie czekają

Od 28 lutego 2024 r. w firmie Progres trwa już kolejna kontrola inspektorów WIOŚ. Urząd poinformował nas, że dotyczy ona "przestrzegania przez przedsiębiorcę przepisów i decyzji administracyjnych w zakresie gospodarki odpadami".

Została ona wszczęta w wyniku skarg złożonych do urzędu na uciążliwość prowadzonej we wsi Walercin działalności Borowieckiego.

O Borowieckim i jego firmie Progres zrobiło się głośno kilka dni temu, kiedy – bez żadnego uprzedzenia – zerwał umowę na odbiór odpadów komunalnych z podwarszawskim Otwockiem.

Śmieci przelewały się z przepełnionych śmietników. Udało się nam wówczas dodzwonić do Borowieckiego, ale odmówił odpowiedzi na zadawane mu pytania.

Również i tym razem nie odpowiedział na nasze pytania wysłane mailem.

Katarzyna Bartman, dziennikarz money.pl

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(139)
aSD
1 tyg. temu
starosta nieźle wziął w łapę
Unia zła
1 tyg. temu
No i co? Nagle same ekologi? 😁
moje 3 grosze
1 tyg. temu
Tylko w Polsce i Rumunii
Doradca
1 tyg. temu
A taka lokalizacja to jest zgodna z Ustawą o Zagospodarowaniu Odpadów? Bo jak NIE, to podajcie Urząd Minski do sądu. To takie PROSTE!
Punk
1 tyg. temu
A gdzie te śmieci mają być. Kto produkuje te śmieci. Sami to robicie kupując codziennie wszystko w plastiku i wyrzucacie. Więc o co kaman. Wójta radnych sami wybraliście. Ktoś gościowi ziemię sprzedał. Teraz do kogo pretensje
...
Następna strona