Ostatniej doby przybyło 18 820 nowych i potwierdzonych przypadków zakażenia koronawirusem. Tylko z powodu COVID-19 zmarło 29 osób, natomiast z powodu współistnienia COVID-19 z innymi schorzeniami 207 osób. Tak źle nie było od początku epidemii.
Odpowiedzią rządu na drugą falę epidemii jest na razie "mały lockdown". Zamknięte są bary, restauracje, siłownie. Ucierpiały branże eventowe itp. Rząd rozważa jednak pełny lockdown. Podobny do tego z marca.
To być może jedyne wyjście by spowolnić rozprzestrzenianie się wirusa, ale jednocześnie jest to wyrok dla rzeszy przedsiębiorców, pracowników i całej gospodarki.
- Druga fala może mieć dużo gorsze konsekwencje ze względu na dużo gorszą sytuację przedsiębiorstw niż miało to miejsce w pierwszej fali, jak również na dużo niższą skalę pomocy, która będzie zaoferowana przedsiębiorstwom - ostrzega prof. Aneta Hryckiewicz, kierownik Zakładu Ekonomicznych Analiz Empirycznych w Akademii Leona Koźmińskiego (ALK).
Ekonomistka wskazuje, że sytuacja finansowa wielu przedsiębiorstw została już mocno nadszarpnięta przy pierwszej fali. Dzięki pomocy tarcz antykryzysowych wiele przedsiębiorstw było w stanie ją przetrwać, ale ich sytuacja finansowa pogorszyła się.
Fala COVID-19 to fala bankructw
- Firmy te były w stanie przetrwać, między innymi dlatego, że wiele z nich miało zgromadzone oszczędności, które się w ostatnim czasie znacznie uszczupliły. Dlatego też każda kolejna fala będzie miała gorsze konsekwencje dla przedsiębiorstw, w szczególności tych dotkniętych lockdownem. Należy się zdecydowanie spodziewać większej ilości bankructw - uważa.
Z danych KUKE wynika, że w ostatnich 12 miesiącach ogłoszono niewypłacalność rekordowych 1118 podmiotów gospodarczych.
- W ciągu kilku miesięcy dojdzie do nasilenia problemu niewypłacalności, zwłaszcza, że druga fala epidemii przyszła wcześniej i okazuje się silniejsza niż generalnie oczekiwano. Trzeba też pamiętać, że możliwości rządów przeciwdziałania pogłębieniu się kryzysu są dużo mniejsze niż wiosną - zauważa wiceprezes KUKE Tomasz Ślagórski.
Czytaj więcej: Sfinks chce układu z wierzycielami. Duża sieć restauracji mówi o dramatycznej sytuacji
- Państwo nie ma teraz za dużego pola manewru. Deficyt fiskalny ma w tym roku wynieść 12 proc. PKB, natomiast publiczny ponad 60 proc. PKB (według Eurostatu) - wylicza prof. Hryckiewicz, wskazując na brak środków w budżecie.
- Nie ma żadnej jednoznacznej recepty, aby przeciwdziałać obecnej sytuacji i kryzys wyeliminuje część przedsiębiorstw z gospodarki, szczególnie tych, które są mniej elastyczne i które nie mogą szybko zmienić swojego modelu biznesowego - ocenia ekonomistka ALK.
Tym samym należy oczekiwać wzrostu bezrobocia. Będzie ono związane nie tylko z zamykaniem firm, ale też koniecznością redukcji kosztów pracowników w firmach, które podejmą walkę o przetrwanie. Część zatrudnionych zastąpi postępująca od początku kryzysu automatyzacja niektórych procesów.
COVID-19 i PKB
Bankrutujące firmy to mniejsza liczba miejsc pracy i kurczenie się całej gospodarki. Dumne zapowiedzi premiera Mateusza Morawieckiego, że polska gospodarka najłagodniej przejdzie kryzys w Europie można wsadzić między bajki, a przynajmniej należałoby zrewidować prognozy PKB, który będzie niższy.
- Zdecydowanie należy liczyć się ze znacznym spadkiem PKB, gdyż już teraz widać, że gospodarka wyhamowała - ocenia prof. Hryckiewicz. Wskazuje przy tym m.in. na spadek inwestycji. Szacuje, że gospodarka skurczy się o 5-6 proc.
Ekonomiści Citi Handlowego szacują, że tylko jeden miesiąc trwania obecnych obostrzeń może obniżyć PKB w czwartym kwartale tego roku o 0,6 pkt. proc., natomiast utrzymanie ich do końca roku mogłoby obniżyć PKB o niemal 1 pkt. proc. Daje to kwotę blisko 20 mld zł.
Oceniają, że kwartał do kwartału PKB spadnie o 3,5-4,5 proc., choć zastrzegają, że ta prognoza nie zakłada zaostrzenia restrykcji. W negatywnym scenariuszu biorą pod uwagę spadek nawet o 6-7 proc.
"Pełzający lockdown, który z uwagi na sezonowość zachorowań potrwa naszym zdaniem do końca pierwszego kwartału, będzie czynnikiem hamującym wzrost konsumpcji" - uważają ekonomiści Credit Agricole.
Prognozują całoroczny spadek konsumpcji o 3 proc. i zmniejszenie inwestycji o ponad 12 proc. Dynamika PKB ma kształtować się poniżej zera do pierwszego kwartału 2021 włącznie.
Na problem niższej konsumpcji w związku z restrykcjami zwracają szczególną uwagę ekonomiści Santandera. Szacują, że wydatki konsumpcyjne w żółtych strefach są o 2-2,5 proc. niższe niż w strefach bez dodatkowych restrykcji, a w strefach czerwonych o 3,5-4 proc.
- Przy założeniu, że cały kraj pozostanie "czerwony" do końca grudnia, od konsumpcji należałoby odjąć około 3,5 proc., a od wzrostu PKB około 1-1,5 pkt. proc. w porównaniu do scenariusza, w którym cały kraj jest "zielony" - wylicza ekonomista Santandera Marcin Luziński.