Ofiarami cyberataków padają zarówno osoby prywatne, jak i instytucje. Zdaniem dyrektora departamentu analiz rynkowych Krajowego Rejestru Długów Andrzeja Kulika, skala zjawiska kradzieży tożsamości jest tak duża, że trudna do opisania liczbami.
Cyberprzestępcy za cel obierają sobie przede wszystkim instytucje finansowe, na drugim miejscu zaś atakowane są placówki medyczne.
- Banki, firmy leasingowe czy towarzystwa ubezpieczeniowe mają pieniądze na zapewnienie skutecznej ochrony swoich baz danych, a mimo to od czasu do czasu słyszymy o jakimś wycieku danych - zaznacza Kulik.
Jak podkreśla, przychodniom i szpitalom niejednokrotnie tych środków brakuje, a dane medyczne stanowią bardzo atrakcyjny cel dla cyberprzestępców.
- Przed pandemią do szpitali każdego roku trafiało ok. 8-9 mln Polaków. W dokumentacji medycznej, poza nazwą choroby i opisem leczenia, znajdują się takie dane, jak imię i nazwisko, PESEL, adres zamieszkania. Tyle wystarczy, aby zaciągnąć na cudze konto zobowiązanie, które ktoś później będzie musiał spłacać - przestrzega.
Słabym ogniwem są również sami użytkownicy sieci. Mimo deklaracji o umiejętności zabezpieczenia swoich danych często sami je ujawniamy.
- Nie stosujemy bądź stosujemy tanie i słabe zabezpieczenia, takie, jak darmowe oprogramowanie antywirusowe, tanie routery, brak haseł lub słabe hasła, łatwe do złamania, a także często używamy jednego hasła do wielu kont - wylicza Kulik.