Jak dowiedział się "Biznes Alert", podstawowe urządzenia elektrowni i wszystkie układy pomocnicze są testowane przy zwyczajnych dla czynnika grzewczego temperaturach w obiegu bloku reaktora. Nie ma mowy o żadnych testach awaryjnych trybów pracy.
Poza testowaniem reaktora, wytwornic pary, głównych pomp, białoruscy inżynierowie testują też systemy bezpieczeństwa. Próbom poddawane są też systemy zasilania i poszczególne zabezpieczenia.
Testowana właśnie elektrownia to ta sama, która dzień przed kolejną, kwietniową rocznicą katastrofy w Czarnobylu publikowała niepokojący komunikat.
"My, pracownicy białoruskiej elektrowni atomowej, podejmujemy wielkie ryzyko, kiedy umieszczamy ten tekst na stronie głównej naszej firmy. Ale to jedyny sposób na przerwanie ciszy. Robimy to, ponieważ się boimy. Będziemy cierpieć pierwsi" - to pierwsze zdania komunikatu, który pojawił się na głównej stronie internetowej białoruskiej elektrowni atomowej.
Wielkimi czerwonymi literami ostrzegają oni, że sytuacja jest groźna i do tragedii może dojść w każdej chwili. Wschodnie media mówiły wtedy o ataku hakerów, jednak eksperci przypominają, że w czasie budowy były problemy.
Przeciwko pełnemu uruchomieniu białoruskiej elektrowni atomowej w Ostrowcu protestowali już eurodeputowani. W lutym 2021 r. w rezolucji przyjętej 642 głosami do 29, przy 21 głosach wstrzymujących się, PE skrytykował pospieszne uruchomienie elektrowni jądrowej w Ostrowcu.
Pomimo utrzymujących się obaw dotyczących bezpieczeństwa, elektrownia rozpoczęła wytwarzanie energii elektrycznej 3 listopada 2020 roku bez pełnego wdrożenia zaleceń wydanych w ramach wzajemnej oceny UE, przeprowadzonej w 2018 i przez Międzynarodową Agencję Energii Atomową. Elektrownia w Ostrowcu ma dwa reaktory jądrowe WWER-1200 produkcji rosyjskiej.