O tym, jak bardzo na rynku brakuje hydraulików, wie każdy, kto potrzebował jakiejś pilnej naprawy w domu. Okazuje się jednak, że wbrew pozorom jest ich na rynku na tyle dużo, że jeszcze nie można powiedzieć, by hydraulicy byli "specjalistami deficytowymi". A wiemy to dzięki zestawieniu, które po raz drugi przygotowało Ministerstwo Edukacji Narodowej.
Zestawienie ma być dla szkół branżowych wskazówką, jakie kursy należy proponować w najbliższych latach. I tak, wskazano 24 zawody deficytowe. 20 z nich znalazło się w zeszłorocznym zestawieniu i są to: automatyk, elektromechanik, elektronik, elektryk, kierowca mechanik, mechanik monter maszyn i urządzeń, mechatronik, operator maszyn i urządzeń do przetwórstwa tworzyw sztucznych, operator obrabiarek skrawających, ślusarz, technik automatyk, technik automatyk sterowania ruchem kolejowym, technik elektroenergetyk transportu szynowego, technik elektronik, technik elektryk, technik energetyk, technik mechanik, technik mechatronik, technik programista, technik transportu kolejowego.
Nowymi zawodami, które wpisane zostały dopiero teraz, są: murarz-tynkarz, operator maszyn i urządzeń do robót ziemnych i drogowych, technik budowy dróg oraz technik spawalnictwa.
Prognoza określa zapotrzebowanie na zawody w perspektywie najbliższych 5 lat.
– Dzięki niej szkoły będą mogły lepiej zaplanować, w jakich zawodach warto kształcić – uważa Marzena Machałek, wiceminister edukacji.
Wybierając klasy specjalizacyjne z listy szkoły nie tylko wiedzą, że ich absolwenci znajda prace, lecz również mogą liczyć na dodatkowe finansowanie z budżetu państwa. Subwencja dla nich zostanie zwiększona o ok. 1220 złotych na każdego ucznia.
Ale czy perspektywa pewnej pracy zachęci młodych ludzi do kształcenia się na ślusarza czy tynkarza? Młodzi ludzie wyobrażają sobie siebie raczej – i trudno się dziwić – jako programistę czy choćby wysoko kwalifikowanego operatora skomplikowanych maszyn niż pracownika fizycznego. Nawet jeśli taki fachowiec od remontów może miesięcznie zarobić więcej niż niejeden pracownik biurowy.
Na marginesie można dodać, że "pożądane zawody" są różne w poszczególnych województwach, co można wywnioskować z danych zbieranych nieustannie przez urzędy pracy. Przykładowo, na Śląsku brakuje (lub w najbliższym czasie zabraknie) m.in. grabarzy, kaletników i kowali (czyżby jednak renesans starych zawodów?), a w województwie lubelskim takich zawodów jest aż 88, wśród nich technik agrobiznesu czy technik urządzeń i systemów energetyki odnawialnej.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl