Zapytany przez Michała Wróblewskiego o zarobki w TVP, Marcin Mastalerek podkreślił, że nie oburzają go milionowe pensje, gdyż są one podobne do sytuacji sprzed rządów Zjednoczonej Prawicy. – Ja bym tyle nie płacił. Natomiast pamiętam również bardzo wysokie, często po kilkadziesiąt tysięcy przy dużo niższych zarobkach w Polsce, pensje tzw. gwiazd TVP przed 2015 r. – stwierdził gość programu "Tłit" WP. Stwierdził też, że dziś wyciąga się pensje szefostwa TAI tylko po to, by uzasadnić nielegalne – jego zdaniem – zmiany w mediach publicznych. – Nawet gdyby Samuel Pereia zarabiał 1 mln dolarów, to ja bym nie powiedział panu, że to uzasadnia łamanie demokracji, łamanie prawa i wyważanie drzwi – ocenił doradca prezydenta. Prowadzący rozmowę porównał pensję Michała Adamczyka (ponad 180 tys. zł brutto miesięcznie) do zarobków nauczycieli i przypomniał, że Andrzej Duda zawetował ustawę okołobudżetową gwarantującą im podwyżki. – Prezydent przede wszystkim przeforsował Fundusz Medyczny na ponad 30 mld zł w dziewięć lat. A w sprawie nauczycieli. Prezydent mówił bardzo wyraźnie: "wetuję z powodu 3 mld zł na nielegalnie przejętą telewizję, ale dzień po świętach, rano 27 grudnia, składam projekt ustawy, która daje podwyżki nauczycielom". To był test dla marszałka Hołowni, który od jakichś dwóch tygodni schował się, na to, czy tak naprawdę większość rządowa chce tych podwyżek. Wtedy okazało się, że to wcale nie musi być zapisane w ustawie okołobudżetowej, że to zwykła rządowa propaganda – podsumował Marcin Mastalerek.