Po środowym posiedzeniu Rady Polityki Pieniężnej Narodowy Bank Polski opublikował komunikat, w którym zmienia projekcję inflacji na najbliższe lata.
Bank centralny twierdzi, że ceny będą rosły szybciej, niż mu się wcześniej wydawało. I tak w 2021 roku wskaźnik inflacji powinien zmieścić się w przedziale 2,7-3,6 proc. Jeszcze w listopadzie NBP prognozował przedział 1,8-3,2. To spora różnica.
Wzrost cen przyspieszy również w przyszłym (2,0-3,6 proc. wobec 1,6-3,6 w listopadzie) oraz 2023 roku (nawet do 2,2-4,2 proc.).
Tymczasem Polacy już od kilku lat narzekają na drożyznę. Czy powinni więc szykować się na jeszcze większe drenowanie portfeli? Zapytaliśmy o to ekspertów.
Naturalny mechanizm
- O drożyźnie cały czas nie powinniśmy mówić. Inflacja na poziomie 3-3,5 proc. wciąż mieści się w celu inflacyjnym - mówi money.pl dr Jakub Sawulski, kierownik zespołu makroekonomii Polskiego Instytutu Ekonomicznego.
Jego zdaniem jest to naturalne zjawisko. - Dopóki średnie czy minimalne wynagrodzenie rośnie szybciej od cen, to nie możemy mówić o zaburzeniu mechanizmu rynkowego. Gdyby ceny zaczęły nagle rosnąć o 15-20 proc., to mogłoby to wpłynąć na zmianę zachowań konsumentów - twierdzi.
Kursy walut. NBP widzi wyższą inflację
Prognoza NBP na najbliższe dwa lata nie zakłada w zasadzie wyjścia poza roczny cel inflacyjny, który wynosi 2,5 proc. z odchyleniem 1 pkt. proc. - W niektórych miesiącach możemy obserwować wskaźniki nawet wyższe od 3,5 proc., ale nie będzie to żadne zagrożenie dla funkcjonowania gospodarki - mówi dr Sawulski.
Podobnego zdania jest dr Jakub Borowski, główny ekonomista Credit Agricole. - Dla Kowalskiego najważniejsza jest siła nabywcza pieniądza. A w tym roku - choć znacznie wolniej ze względu na zamrożenie płac w budżetówce - pensje nadal będą rosły szybciej niż ceny - tłumaczy ekspert.
Co zdrożeje? Dominują dwie kategorie
W ostatnich latach bardzo mocno drożała żywność. Zapytaliśmy więc ekonomistów, czy w przyszłości możemy spodziewać się utrzymania tego trendu.
- W tej kwestii na rynku jest sporo niepewności, jak wzrost cen żywności na świecie przełoży się na krajowe podwórko. Bo że się przełoży, to nie ma wątpliwości - mówi dr Jakub Borowski.
Dodaje jednak, że o ile w pierwszym półroczu powinniśmy obserwować stabilizację w cenach jedzenia, to już dwa ostatnie kwartały mogą oznaczać wzrost inflacji.
Sawulski też nie chce się podejmować szczegółowych prognoz w tym sektorze. - Obecnie trudno wyrokować, czy wzrost cen żywności utrzyma się w najbliższych miesiącach - twierdzi. Zmiany cen żywności zależą w dużym stopniu od czynników pogodowych w danym roku oraz cen żywności, np. mięsa, na rynkach światowych.
Jedno jest pewne. Wzrost cen nie pozostanie całkowicie bez wpływu na portfele Polaków. Odczujemy to przede wszystkim w dwóch kategoriach. Zresztą część widzimy już od jakiegoś czasu i zdążyliśmy się do tego przyzwyczaić.
- Po pierwsze, to ceny surowców na świecie. Te idą w górę i przekłada się to również na Polskę, choćby na stacjach paliw – mówi kierownik zespołu makroekonomii Polskiego Instytutu Ekonomicznego. Drugi element to transformacja energetyczna Polski. Rosną ceny uprawnień do emisji CO2, przez co ceny prądu również są coraz wyższe.
O tym, że przy tankowaniu sięgniemy głębiej do kieszeni, mówi też Jakub Borowski. - Ceny paliwa będą rosły w tempie dwucyfrowym, zwłaszcza w drugiej połowie roku - mówi główny ekonomista Credit Agricole. Na wysoką inflację składa się tu przede wszystkim rosnąca cena baryłki ropy. Eksperci przewidują bowiem, że może ona dobić do 70 dolarów znacznie szybciej, niż się wydawało jeszcze niedawno.
Borowski dodaje również, że ceny prądu powinny rosnąć w około 10-proc. tempie przez cały 2021 rok. To także odczujemy w portfelach.
- Trzeci zwiastun wyższej inflacji to spodziewane odbicie gospodarcze. Każde ożywienie wiąże się ze zwiększonym popytem. A gdy podaż za tym nie nadąży, to automatycznie musi skończyć się wzrostem cen – twierdzi dr Jakub Sawulski.