Urzędnicy z budżetówki oraz pracownicy samorządów boją się zwolnień i redukcji wynagrodzenia.
Jeśli w najlepszym razie redukcje obejmą tylko emerytów i osoby na umowach czasowych, to i tak oznacza to likwidację wielu stanowisk i obarczenie dodatkowymi obowiązkami tych, którzy pracę zachowają. A na to zgody nie ma.
Zamiast nas zwalniać, zredukujcie na 2-3 miesiące wynagrodzenia tych najlepiej zarabiających do średniej krajowej – piszą w liście otwartym do premiera Mateusza Morawieckiego pracownicy cywilni policji.
Zobacz: Odmrażanie gospodarki. Minister tłumaczy, co z urzędami
Jak policzyli, redukcja kadr cywilnych w policji na poziomie 5 proc. przyniosłaby 40 mln zł oszczędności, podczas gdy obniżenie wynagrodzeń najlepiej zarabiających urzędników w urzędach centralnych do poziomu średniej krajowej (5489,21 zł brutto) tylko przez trzy miesiące, dałyby już 200 mln zł.
- Mam nadzieję, że rządzący pójdą po rozum do głowy i nie będą nas zwalniać! – mówi bez ogródek Danuta Hus, przewodnicząca Związków Zawodnych Pracowników Cywilnych Policji. - W przeciwnym razie policję czeka powrót do lat 90. Ktoś będzie musiał wykonać naszą pracę, funkcjonariusze wrócą za biurka i przestępczość nam wzrośnie – uważa przewodnicząca związkowców.
Zacznijcie od siebie
Jak podkreśla Danuta Hus, redukcje wynagrodzenia w pierwszej kolejności powinny objąć wysokiej rangi urzędników, a nie zwykłych pracowników. Ci zarabiają skromniej. Średnia płaca urzędników cywilnych policji to obecnie (już po podwyżkach) 3200 zł brutto. Dla przykładu przeciętne zarobki w kancelarii premiera i ministerstwach to 9049 zł brutto, w urzędach centralnych - 6920 zł brutto, a w administracji skarbowej - 6785 zł brutto.
- Mamy grupę 2,5 tysiąca pracowników w policji, którzy pomimo podniesienia stawek (nie były one waloryzowane od 2009 r. do 2019 r.- red.) nie osiągają nawet minimalnej płacy (tj. 2600 zł brutto). Im pieniądze wyrównywane są do najniższej krajowej z wewnętrznych rezerw i oszczędności – podaje przykłady nasza rozmówczyni.
Skąd obawy, że rząd zamierza ciąć etaty w budżetówce i samorządach?
Pierwszym sygnałem alarmowym był niekonsultowany ze związkami zawodowymi zapis w specustawie. Chodzi o art. 15 ustawy "o szczególnych instrumentach wsparcia w związku z rozprzestrzenianiem się wirusa SARS-CoV-2", która weszła w życie 18 kwietnia. Zapis ten umożliwia zwalnianie pracowników administracji publicznej lub obniżanie im wynagrodzenia.
W uzasadnieniu do ustawy wyjaśniono, że zasady sprawiedliwości społecznej nakazują, by całe społeczeństwo (w tym urzędnicy państwowi i samorządowi) solidarnie ponosiło koszty społeczne związane z kryzysem. Co ważne, przepisy te nie mają zastosowania do kadry kierowniczej, czyli np. wiceministrów, dyrektorów generalnych, głównych księgowych, audytorów czy pracowników kancelarii niejawnych w urzędach.
Kryzys. Rząd planuje cięcia pensji urzędników
Przegląd kadr
Ale to nie wszystko. W ślad za nowymi przepisami zaczęły się też konkretne działania. - Szef służby cywilnej zbiera informacje, kto z pracowników nabył uprawnienia do emerytury. Potem pewnie przyjdzie kolej na następne grupy - mówi Hus.
Informacje te potwierdzają również związkowcy z Krajowej Sekcji NSZZ Pracowników Administracji Rządowej i Samorządowej - PARIS.
- Kadrowe w urzędach dostały polecenie przeglądu teczek pracowniczych. Mają sprawdzić, kogo można wysłać na emeryturę, ile jest wakatów, kto ma umowy czasowe i jaki jest ich termin wygaśnięcia - mówi przewodnicząca związkowców Lucyna Walczykowska. Jako przykład podaje Urząd Miasta Krakowa, który przymierza się do tzw. miękkich redukcji. Co to oznacza?
Według portalu krakow.pl zatrudnienie w urzędzie ma spaść w tym roku o 100 etatów. Będzie następowało to stopniowo, np. poprzez wstrzymanie naboru na istniejące już wakaty, niezatrudnianie na wolne miejsca po osobach odchodzących na emeryturę i na zastępstwa za pracowników chorych lub przebywających na urlopach. Jak szacują władze miasta, da to ok. 7 mln zł oszczędności.
Najbardziej zagrożeni
Związkowcy zwracają uwagę, że kolejną grupą, która nie podlega specjalnej ochronie i może być dość szybko zwolniona, są pracownicy zatrudnieni w urzędach na umowach o pracę (nie są mianowani) lub cywilnoprawnych, jak: sekretarki, kierowcy czy rzemieślnicy.
Związkowcy są pewni, że to dopiero początek przetasowań. Kadry w urzędach czekają ze zwolnieniami na odpowiednie rozporządzenie, które może przygotować kancelaria premiera. Znajdą się w nim wskaźniki, o które każdy urząd będzie musiał pomniejszyć swój stan liczebny.
- Jeśli dyrektorzy poszczególnych urzędów zwolnią ludzi teraz, stracą. Dlaczego? Bo kiedy rozporządzanie wejdzie w życie, będzie trzeba je zrealizować i znowu ludzi zwalniać - tłumaczy Wojciech Pleciński z Sekcji Branżowej Pracowników Administracji Państwowej i Urzędów Centralnych przy NSZZ Solidarność.
Wojciech Pleciński zwraca uwagę na jeszcze jeden problem: mamy jedną z najstarszych kadr urzędniczych w Europie (jesteśmy na 4. miejscu w rankingach OECD pod względem pracujących urzędników 55+). Część urzędników, która ma już uprawnienia emerytalne, może sama odejść i to szybko, bo jeszcze mogą to zrobić na starych, korzystnych warunkach. Jeśli obejmą ich zasady zwolnień wynikające ze specustawy, będzie się to wiązało z mniejszymi odprawami.
Liczba urzędników państwowych od lat spada. Jeszcze 7 lat temu w służbie cywilnej zatrudnionych było ponad 123 tys. osób. Teraz to 119 tys. ludzi. Od 7 lat spada też liczba kandydatów na jedno stanowisko. W 2013 r. było ich 36 na jedno miejsce, a w ubiegłym roku tylko 7.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl