- W sprawie importu z Ukrainy popełniono kilka błędów - przyznał w programie "Newsroom" WP dr. inż. Andrzej Gantner z Polskiej Federacji Producentów Żywności. - Z dnia na dzień rynek UE został otwarty na produkty z Ukrainy, bez jakiekolwiek analizy. Nikt nie zastanowił się, jaki to będzie miało skutek dla takich krajów jak Polska. Mamy embargo, ale zboże i tak wpływa na nasz rynek. To uderza w ceny w Polsce i zyski rolników. Poza tym kompletnie zapomniano, że granice Polski to granice UE i tam trzeba zabezpieczyć kontrole. Przy podwojeniu surowców, które wpływają, trzeba wzmocnić tę kontrolę. Na to zwracali rolnicy, ale nikt nie był w stanie kontrolować takiej ilości surowców. A skutki mogą być tragiczne. Ktoś o tym zupełnie zapomniał. Całe odium tego, że coś wpływa na rynek UE, co nie jest sprawdzone, a może okazać się złej jakości, i zostanie przetworzone, spływa na tych, którzy te produkty wpuścili. Kolejna rzecz bardzo ważna. Wszyscy mieli świetne pomysły na temat tanzytu. Ale zaniedbano kwestię tego, gdzie to zboże ma trafiać, do tego silosy są zawalone zbożem. Rządy krajów zaniedbały tę sytuację. Albo mamy możliwości logistyczne i tranzytowe, albo ich nie mamy. I wtedy robi się dwie rzeczy. Uruchamia się fundusz kryzysowy, z którego wypłaca się rolnikom odszkodowania w sytuacji, gdy nie udało się zapanować nad sytuacją. I moim zdaniem to już powinno zostać zrobione. A także wprowadza się mechanizmy, które zapobiegną takim sytuacją w przyszłości, a tego wciąż nie ma. Brakuje szybkich decyzji, zespołów kryzysowych na linii Polska-Ukraina. Minęło już wiele tygodni, to nie jest przecież problem z wczoraj. Tymczasem nie ma zespołu, który wypracowałby ze stroną ukraińską rozsądne zasady handlu. Ukraina jest dla nas ważnym partnerem handlowym. Wysyłamy tam produkty za kwotę miliarda euro rocznie, to jest mniej niż do USA. Dlatego nie ma zerojedynkowego rozwiązania, które będzie polegać na tym, że teraz wszystko zamykamy. Handlujmy, ale na zdrowych zasadach - uważa ekspert.
rozwiń