Ceny w nadmorskich kurortach budzą emocje konsumentów. W związku z inflacją wielu restauratorów musiało podnieść ceny. Jak to odbiło się na ruchu w knajpach? Czy mniej osób zagląda do restauracji i do punktów gastronomicznych? Postanowiliśmy sprawdzić na miejscu.
"Przyjeżdżają nad morze, ale kupują w sklepach"
Podczas spaceru przez centrum Krynicy Morskiej dostrzec można puste lokale. Jak przekonują w rozmowach z money.pl restauratorzy, to wynik po części pogody, która dzisiaj jest deszczowa i wietrzna, a po części tego, że sezon na dobre rozpocznie się na początku lipca.
– Jest mało klientów, coraz mniej osób wchodzi do restauracji. Przyjeżdżają nad morze, ale jedzenie kupują w sklepach. Nie ma też co się dziwić. Pamiętam, jak trzy lata temu czteroosobowa rodzina płaciła 150 zł za cały rachunek, teraz trzeba mieć co najmniej 300 zł – komentuje w rozmowie z nami jeden z restauratorów.
Klienci komentują cenniki
Inny właściciel lokalu, który swój biznes prowadzi przy ulicy Gdańskiej w Krynicy Morskiej, przekonuje, że coraz więcej osób narzeka na zbyt wysokie ceny, najczęściej po okazaniu końcowego rachunku. – Ubożejemy, to widać – kwituje w rozmowie z nami.
Inflacja to niejedyny czynnik, który wpływa na wyższe ceny w punktach gastronomicznych. W rozmowach właściciele mówią, że spory wpływ na obecną sytuację mają również rosnące koszty pracownicze. – Druga podwyżka płacy minimalnej spowodowała, że musieliśmy podnieść też nasze ceny – przekonuje właściciel biznesu.
Z drugiej strony pojawiają się głosy, że turyści już przyzwyczaili się do wysokich cen nad Bałtykiem.
Właścicielka punktu z lodami mówi nam, że w ubiegłym roku dużo częściej słyszała pytania w stylu "dlaczego tyle kosztują lody" czy "dlaczego tak drogo". I choć nie podniosła w tym sezonie cen w znaczący sposób, to z niepochlebnymi komentarzami na temat swojej oferty nadal się spotyka.