Mamy już coś, co politycy zwykli nazywać roboczym kompromisem w sprawie zastąpienia funduszu kościelnego odpisem podatkowym. Ciągle jednak nie ma kompromisu między rządem a obywatelami w sprawie opłacania z naszych podatków innej religii - piłki nożnej. Tu dobrowolności nie będzie. Płacimy wszyscy i płacić będziemy, nawet myjąc ręce.
Zespoły konkordatowe: kościelny i rządowy, rozegrały kilka spotkań. Rząd początkowo trochę przesadził z ustawieniem ofensywnym na boisku, proponując odpis w wysokości 0,3 procent. Episkopat kontratakował i obecnie na tablicy wyników świeci się 0,5 procent. Jeżeli nie dojdzie do nieoczekiwanych zmian w składach obu drużyn, nikt nie będzie faulował, kibice nie rzucą racy na boisko, to nowe prawo zacznie obowiązywać od początku 2014 r. W PIT moglibyśmy to zastosować w rozliczeniu za rok 2013 i dobrowolnie odpisać te pół procent na wybrany kościół czy inny związek wyznaniowy.
Nie mamy jednak takiego wyboru w przypadku piłki nożnej. Fenomenem jest nasze Polaków uwielbienie dla tego sportu, w którym ewidentnie radzimy sobie zdecydowanie gorzej niż inne nacje. Wyskoki drużyny Górskiego i późniejsze sukcesy ekipy prowadzonej w ataku przez obecnego prezesa związku piłkarskiego, są tylko wyjątkami potwierdzającymi regułę. Piłka nożna made in Poland to obciach. Oczywiście są jednostkowe przypadki graczy, jak choćby Lewandowski. Piłka to jednak gra zespołowa i tu pojawia się problem. Jednego, dwóch, no trzech, kopaczy jeszcze w świat wypuścić nie wstyd. Skąd wziąć jednak sprawną całą jedenastkę w dodatku ze zmiennikami, czyli nawet dwudziestu kilku chłopa? Kolejne występy reprezentacji pokazują, że nie jest to łatwe.
Łatwo z kolei wydaje się pieniądze na wspieranie tego sportu. Z publicznych pieniędzy buduje się wspaniałe stadiony, na których jednak już po EURO rzadko pojawia się wspaniała piłka. By te areny nie zarosły chaszczami potrzebne są pieniądze. Kibice mieli pomóc licznie zasiadając na meczach, tyle że nawet oni - miłośnicy piłki z krwi i kości - stadionów nie chcą utrzymywać. Średnia frekwencja w tym sezonie przekracza ledwo 8 tysięcy widzów. Wizje radosne, dotyczące tego, ile to miasta zarabiać będą na komercyjnych imprezach, też się nie ziściły. Trzeba do nich dopłacać grube miliony i nawet Madonna nie pomoże.
Do piłki nożnej dopłacać można jeszcze sponsorując - tu nie ma dobrowolności - drużynę ze swojego miasta. Co więcej można to robić nie wiedząc, na czym polega spalony, co to jest korner i dlaczego bramka zdobyta na wyjeździe liczy się podwójnie. Niezwykle doświadczeni w tym są mieszkańcy Wrocławia. Paradoksalnie - mimo utopionych już dziesiątków milionów z miejskiej kasy - klubowi i tak grozi niewypłacalność.
Nic to, utopić można jeszcze trochę i to utopić dosłownie w wodzie, ewentualnie równie płynnych nieczystościach. Komunalna spółka MPWiK w swej dobroci i umiłowaniu dla piłki zdecydowała się ostatnio pożyczyć piłkarzom ze Śląska - bagatela - 4 miliony złotych. Na zwrot pożyczki szanse są małe. Wrocławianie mogą więc myjąc ręce, czy pozbywając się efektów przemiany materii, wesprzeć piłkarzy, którzy nawet od swojego trenera po ostatnim meczu usłyszeli: _ To nie jest k... drużyna! _
Czytaj więcej w Money.pl | |
---|---|
Mucha odpiera zarzuty NIK: Mieliśmy zamknąć Stadion? - Środki z rezerwy były przeznaczone na cały rok 2012 - mówiła na konferencji prasowej. | |
Tajna kasa PZPN. Prokuratura zbada sprawę Od półtora roku Stowarzyszenie Sieć Obywatelska Watchdog Polska walczy o ujawnienie przez PZPN budżetu. | |
"Korupcja sięgnęła szczytów futbolu" Nie ma na razie żadnych sygnałów, aby polskie drużyny znajdowały się w kręgu zainteresowania śledczych. |
_ _
Autor jest dziennikarzem Money.pl