Po aneksji Krymu Władimir Putin sięga po kolejne kawałki Ukrainy. Jednak separatyści czyhają nie tylko na wschodnią część kraju. O mniejszość węgierską na Ukrainie upomniał się premier Viktor OrbanOrban, który oświadczył, że chce autonomii dla etnicznych Węgrów za granicą - w Europie Środkowej.
Orban stwierdził, że sprawa mniejszości węgierskiej jest szczególnie ważna z powodu wydarzeń na Ukrainie. Przypomniał, że mieszka tam około 200 tysięcy etnicznych Węgrów i że mają oni prawo do obywatelstwa węgierskiego i samorządu._ - Jasno oczekujemy tego od nowej Ukrainy, która nabiera obecnie kształtu _ - oświadczył.
Widać chęć zmiany granic państw z powodu języka mniejszości narodowych jest teraz w modzie. Pomysł ten tak spodobał się dziennikarzom brytyjskiego tygodnika _ The Economist _, że postanowili pójść o krok dalej niż prezydent Rosji i stworzyli mapę, która według zasad _ putinizmu _ odzwierciedla świat, w którym każdy kraj chciałby pomagać swym pobratymcom, mówiącym w ich ojczystym języku.
Istniejący obecnie ład dziennikarze uznali za zbędny konserwatyzm i puścili wodze wyobraźni. W alternatywnej rzeczywistości Wielka Brytania, odpowiedzialna za anglojęzycznych obywateli świata, odtwarza imperium, w którym prestiżowe stanowisko kanclerza grzecznościowo oddaje Barackowi Obamie.
Przykrą konsekwencją nowej geopolityki jest natomiast fakt, że część ulic Londynu zdominowanych przez rosyjskich oligarchów należy przyłączyć do Rosji. Włącznie z klubem piłkarskim Chelsea.
Jednak wizja świata według Putina ma jeszcze jeden wielki minus. 7 miliardów ludzi na świecie mówi około siedmiu tysiącami języków. W samej Rosji używa się więcej niż stu. Konsekwentnie stosując się do swojej polityki _ wyswabadzania _ mniejszości etnicznych, Władimir Putin musiałby się więc liczyć z długą listą zainteresowanych podziałem Rosji. Co gorsza, nie byłby już jednym z najpotężniejszych światowych przywódców. Nie nadawałby tonu nawet w tej części świata, bo Rosja zostałaby zdominowana przez Chiny oraz połączone siły Indii i Pakistanu.
Na zachodniej półkuli też zaszłaby znaczna rotacja sił. Stany Zjednoczone musiałyby pogodzić się z obecnością pan-latynoskiego mocarstwa, które rozciągałoby się od Ziemi Ognistej, aż po dzielnice Los Angeles w Kalifornii i Miami na Florydzie. Trzymając się tego scenariusza, Putinowi sankcjami nie groziłby Barack Obama, a gangi narkotykowe hiszpańskojęzycznej Ameryki, które często mają tam więcej do powiedzenia niż rządy. Ciekawe, czy ich przedstawiciele też ograniczyliby się do symbolicznych sankcji i _ wyrazów potępienia _?
Czytaj więcej w Money.pl
Autor felietonu jest dziennikarzem portalu Money.pl