Piotr Bera, money.pl: Zełenskiemu wyczerpują się opcje finansowe? Podczas szczytu w Davos spotkał się z szefami największych funduszy inwestycyjnych na świecie.
Zbigniew Parafianowicz: Poszukiwanie nowatorskich form finansowania wojny i budżetu Ukrainy pokazuje, że walka o zainteresowanie Zachodu jest coraz trudniejsza. Nie chodzi tylko o fundusze, ale też sam pomysł wykorzystania zamrożonych 300 mld dol. rosyjskich pieniędzy do odbudowy kraju i walki z Rosją. Wraz z narastającymi problemami z uruchomieniem pieniędzy w UE i USA powrócono do pomysłu wykorzystania pieniędzy agresora.
UE zaczyna kręcić nosem, Amerykanie też mają coraz większy problem.
Administracja Bidena wie, że niełatwo będzie przekonać Kongres. Te rozmowy się przedłużają. Choć pewnie skończą się jakimś kompromisem. W Waszyngtonie trwają przepychanki. UE myśli o tym, żeby wspieranie Ukrainy wyciągnąć z zasady jednomyślności i wykorzystać umowę międzyrządową.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Węgry nie palą się do wspierania Ukrainy, podobnie może być na Słowacji.
Przed kilkoma dniami rozmawiałem z ukraińską dyplomatką zajmującą się sankcjami. Jej zdaniem także Francja powoli dołącza do państw sceptycznie podchodzących do finansowania Ukrainy. To niekorzystne informacje. Jeszcze niedawno Zełenski dystrybuował prestiż. Dziś trudniej mu wpływać na zachodnich polityków. Jego najlepszy czas już minął.
Zełenski jest osamotniony?
Nie, ale zaczyna rozumieć, że dla wielu krajów to nie Ukraina jest najważniejsza. III wojna światowa nie wybuchnie na Ukrainie. Prędzej na Bliskim Wschodzie czy w Cieśninie Tajwańskiej. Z punktu widzenia Polski słabnące zainteresowanie Ukrainą, to bardzo zła informacja. Ale przywódcy patrzą na świat z innej perspektywy. Na tranzyt przez Morze Czerwone, na Iran i Pakistan oraz separatystów z Beludżystanu. Na skutki wyborów na Tajwanie czy też wojnę w Gazie.
Bliski Wschód może eskalować. Francuzi zamierzają wysłać okręty do ochrony szlaków komunikacyjnych przez Morze Czerwone. Niemcy żyją z eksportu i mają problem z powodu wzrostu ryzyka na najważniejszym morskim szlaku handlowym. Również patrzą na ten rejon świata z niepokojem. Z kolei na wodach oblewających Chiny transportuje się 65 proc. towarów. Stąd zainteresowanie Tajwanem i sporem o budowanie przez Pekin z tego rejonu swoich wód wewnętrznych. Nikt na zachodzie nie zgodzi się, aby Chiny były jedynym regulatorem na tych wodach, bo to oznacza koniec handlu na zasadach, jakie znamy. Koniec tanich komputerów, pralek, telewizorów, smartfonów i paneli słonecznych. W tym wymiarze Zełenski jest dla świata drugorzędnym problemem.
Czy jego zachowanie i żądania mogą być problemem i dlatego nikt mu już czerwonego dywanu nie rozwija?
Jest prezydentem, więc i partnerem. Przede wszystkim USA. Nie jest przyjmowany w Waszyngtonie jak kiedyś, nie ma już wolnego dostępu do Kongresu. Ale nadal jest partnerem, razem z Wałerijem Załużnym, głównodowodzącym armii. Co swoją drogą jest problematyczne dla Zełenskiego, bo najchętniej by się go pozbył. Widzi w nim rywala. A dla USA Załużny jest racjonalnym partnerem na polu bitwy. W tym kontekście ten czerwony dywan ma znaczenie drugorzędne. Najważniejsi dla Kijowa w kontekście powodzenia wojny są Amerykanie. Na drugim miejscu Brytyjczycy.
Londyn podpisał z Kijowem umowę o współpracy w sferze bezpieczeństwa.
To ważna umowa dla Ukrainy, ale nie tak ambitna, jakby oczekiwał Andrij Jermak, zastępca biura Zełenskiego, który jest za ten temat odpowiedzialny. To umowa będąca źródłem prawa międzynarodowego. Ale dokument opisuje dostawy broni w ogólny sposób. Sunak przywiózł do Kijowa deklarację o wsparciu dla Kijowa na ten rok w wysokości 2,5 mld funtów, co jest znacznym gestem. Ale nie zmienia to faktu, że umowa jest dość ogólna.
Dlaczego Brytyjczycy są tak ważni?
Mają wspólnotę interesów z Ukrainą wobec Rosji. To na ich terenie Rosja użyła broni masowego rażenia do pozbycia się Litwinienki i Skripala. Do tego dochodzi rywalizacja na północnym Atlantyku. Brytyjczycy traktują Ukraińców jako armię do walki o swoje własne interesy. Według znanej doktryny będą bić się do ostatniego żołnierza armii sojuszniczej, by bronić bezpieczeństwa Zjednoczonego Królestwa. Amerykanie z kolei przekazywanie broni dawkują jak w kroplówce - raz ten zaworek odkręcają, innym razem zakręcają. Jakby nie chcieli, żeby Ukraina przegrała i jednocześnie nie doszło do jednoznacznego rozstrzygnięcia na jej korzyść. Bo mogłoby dojść w Rosji do nieoczekiwanych zmian. W takiej sytuacji trudno o wyraźny sukces w wojnie.
Gdzie w tej grze mieści się Polska?
W umowach gwarancyjnych będziemy pełnili rolę korytarza tranzytowego, przez który idzie broń na Ukrainę. Od początku ataku rosyjskiego taką rolę pełnimy. W związku z tym sami musimy domagać się doprecyzowania tego, co się wydarzy, jeśli ktoś zechce te szlaki naruszyć i im zagrozić. Również za pomocą działań poniżej progu wojny.
Wydaje się, że sam Zełenski zaczął spuszczać z tonu.
Latem 2023 r. Zełenski szantażował, że nie przyjedzie na szczyt NATO w Wilnie, jeśli Ukraina nie otrzyma gwarancji wstąpienia do Sojuszu. W tym roku szczyt odbędzie się w Waszyngtonie, a prezydent nie wspomina już o członkostwie, a o zbliżeniu się do NATO. To spora różnica. Zełenski dostrzega, że wojna na Ukrainie nie jest jedynym problemem Zachodu.
Sam ogłosił, że będzie walczyć z korupcją, ale chyba nie do końca mu wychodzi. Bloomberg zwrócił uwagę, że na granicy z Polską zatrzymano jednego z najbogatszych Ukraińców Igora Mazepa, który oskarżał o korupcję sędziów czy funkcjonariuszy. Prowadzone jest śledztwo przeciwko niemu w związku z budową luksusowych domków pod Kijowem w 2013 r.
Próżno szukać na Ukrainie ludzi krystalicznie czystych. Nie jest też kimś takim Mazepa. Choć faktem jest, że jego uciszenie jest w interesie władz w Kijowie. Zełenski w kwestii walki z korupcją mógłby zrobić znacznie więcej, ale ulega wpływowi Jermaka i nie odwołuje jego człowieka w administracji prezydenckiej - Ołeha Tatarowa. Ten z kolei jest uwikłany w aferę korupcyjną. Był ścigany przez prokuraturę antykorupcyjną i NABU w kontekście budowy bloków dla Gwardii Narodowej jeszcze przed wojną. Przewalono tam niemałe pieniądze. Zełenski rządzi jednak specyficznie, w ponowoczesno-postsowiecki sposób. Nie odstrzeliwuje współpracowników na życzenie ludzi z zewnątrz. I to jest poważny problem. Tymczasem na Ukrainie kończą się zasoby, które można kraść, więc dostawy wojskowe i wielomilionowa pomoc z Zachodu to łakomy kąsek.
Zełenski przyznaje. Korupcja zagrożeniem dla Ukrainy
USA ostrzegały już Kijów, że swoją pomoc uzależnią od walki z korupcją.
Amerykanie pogrozili Zełenskiemu, który chciał, żeby większość kompetencji w kwestii walki z korupcją odebrano NABU – odpowiednikowi naszego CBA – i przekazano Służbie Bezpieczeństwa Ukrainy, którą prezydent kontroluje. Takie rozwiązanie miało ukręcić wiele śledztw. Z jednej strony Zełenski zaproponował, żeby zrównać korupcję ze zdradą państwa. A z drugiej chciał walkę z korupcją mieć pod swoją kontrolą. Sprzeciwili się temu Amerykanie. Pomysł Zełenskiego upadł.
Zełenski w kraju traci powoli popularność. Sondaże wskazują, że popiera go 60 proc. rodaków, a w momencie wybuchu wojny było to 90 proc.
Zełenski ma też co najmniej kilku rywali. Np. mera Kijowa Witalija Kłyczkę. Petro Poroszenko stał się żywym memem ukraińskiej polityki i prezydentowi raczej nie zagrozi. Jest w końcu Załużny, ale musiałby zrzucić mundur, jeśli chciałby walczyć o prezydenturę. Nie wykluczam powstania nowego projektu politycznego podobnego do samego Zełenskiego. Zełenski walczy z oligarchią, która mu nie sprzyja. Dlatego niezadowoleni z tego stanu rzeczy oligarchowie mogą wystawić swojego kandydata. Jest też niekryjący ambicji Ołeksij Arestowycz, były doradca prezydenta. Może to sam projekt Zełenskiego, bo Arestowycz spędza dużo czasu w USA w otoczeniu Republikanów. Może w ten sposób buduje zaplecze na wypadek wygranej Trumpa w jesiennych wyborach, co byłoby fatalną informacją dla Ukraińców.
Czy Zełenski zaczyna pękać? Dwa lata czyhania na jego życie może odcisnąć swoje piętno.
Zełenski to głowa państwa w stanie wojny i musi się liczyć z tym, że może zginąć. To było imponujące, gdy na początku inwazji ogłosił, że zostaje w Kijowie. Z drugiej strony, co miał zrobić? Gdyby uciekł do Lwowa czy do Polski, okryłby się hańbą. Teraz gra w lidze Mandeli czy Wałęsy i ma zapewnione miejsce w historii. To silna postać, która trochę odkleiła się od rzeczywistości. Niemniej jednak zasługująca na szacunek.
Na co powinniśmy patrzeć, zerkając na front?
Przestawmy akcenty w kontekście rozmów pokojowych. Najczęściej pytamy, czy Ukraina powinna rozpocząć rozmowy o zawieszeniu broni w zamian za koncesje terytorialne. Lepiej spytać, czy Rosja chce tych rozmów? Na tym etapie to Putin jest w korzystniejszym położeniu. Skalibrował gospodarkę, aby działała pod sankcjami, odbudował przychody z handlu surowcami, przestawił produkcję na warunki wojenne, odbudował swoje możliwości nękania Ukraińców z powietrza. Nie ma interesu w tym, żeby siadać do rozmów.
Spodziewam się, że wojna na Ukrainie zamieni się w makro czy też turbo-Donbas, gdzie konflikt będzie mrożony i odmrażany na kilkusetkilometrowej linii rozgraniczenia. Znacznie lepiej byłoby konsekwentnie dozbrajać Ukrainę na masową – jeszcze raz to podkreślę – masową skalę tak, by mogła jednoznacznie wygrać. Turbo-Donbas to długotrwały deficyt bezpieczeństwa na wschodniej flance NATO. I zaproszenie do nowej wojny.
Rozmawiał Piotr Bera, dziennikarz money.pl