Stany Zjednoczone Ameryki to w tej chwili kraj z największym problemem z koronawirusem na świecie. Tylko w ciągu ostatnich 24 godzin przybyło tam blisko 17 tys. potwierdzonych infekcji. Nawet Hiszpania i Włochy w ostatnich dniach nie miały tak wysokich dziennych przyrostów. W Hiszpanii ostatni dzień to ponad 8 tys. przypadków, czyli dwukrotnie mniej.
USA w tej chwili ma blisko 86 tys. potwierdzonych chorych. Chiny, czyli źródło wirusa, ma 81 tys. potwierdzonych infekcji. Włochy z kolei ponad 80,5 tys.
I nie ma wątpliwości, że pod względem liczby zachorowań żaden kraj nie prześcignie już USA, jeżeli zostanie utrzymane w tym kraju takie tempo rozprzestrzeniania się problemu. Blisko połowa zarażonych jest tylko w stanie Nowy Jork - tam zidentyfikowano 38 tys. przypadków. To niewiele mniej niż w całych Niemczech i o 10 tys. mniej niż w całej Francji.
Jak wynika z analizy money.pl, w ciągu ostatniego tygodnia w USA każdego dnia liczba przypadków zwiększała się o 28 proc. To sprawia, że co dwa i pół dnia liczba chorych się podwaja. W tym tempie do niedzieli w USA będzie ponad 140 tys. chorych. Jeśli nic się nie zmieni, w przyszłym tygodniu w USA będzie… milion zdiagnozowanych infekcji.
Dla przykładu warto dodać, że w ciągu ostatniej doby w Polsce przybyło 170 przypadków. To dokładnie sto razy mniej niż w USA.
Efekty? Stojąca gospodarka, niedziałające firmy. Blisko połowa mieszkańców USA jest w tej chwili unieruchomiona. I chociaż nie wychodzą z domu, to pracy wcale nie mogą być pewni. Część właśnie ląduje na bezrobociu.
Bezrobotni zablokowali infolinie
W ciągu poprzedniego tygodnia stanowe systemy zarejestrowały 3,3 mln nowych wniosków o zasiłki dla bezrobotnych. - To astronomiczna liczba. Wystarczy powiedzieć, że w historii tych danych nie wystąpiła nigdy. Nie było nawet blisko - mówi money.pl Piotr Bartkiewicz, analityk mBanku.
- I wiele wskazuje na to, że nie jest to koniec fatalnych wieści. Skala zwolnień w gospodarce USA jest najprawdopodobniej bardzo, bardzo niedoszacowana. Po pierwsze liczna jest grupa tych, którzy praw do zasiłku nie mają. Po drugie, nie wszyscy po niego się jeszcze zgłosili. Po trzecie, już wiemy, że systemy teleinformatyczne nie były w stanie udźwignąć zainteresowania zasiłkami. Liczba wniosków o zasiłek dla bezrobotnych może jeszcze rosnąć - dodaje Bartkiewicz. I jak mówi, już pojawiają się prognozy mówiące o liczbie 5, a nawet 10 mln nowych bezrobotnych w samych Stanach Zjednoczonych.
Warto dodać, że podczas poprzedniej recesji liczba wniosków o zasiłek dobiła do 40 mln - z czego 15 mln były "wnioskami ekstra". Jak dodaje analityk giełdowy, w tej chwili żadna liczba bezrobotnych nie wydaje się nieprawdopodobna.
- Strategia walki z koronawirusem jest zabójcza dla każdej gospodarki. W USA zwalnianie pracowników i ich zatrudnianie jest wyjątkowo łatwe, stąd tak szybko widać pierwszy wpływ wirusa na sytuację ekonomiczną kraju - dodaje. I jak mówi, marzenie o szybkim powrocie do stanu przed epidemii nigdy się nie zrealizuje. - Pociąg skierowany w stronę wzrostów gospodarczych już odjechał. I długo go nie dogonimy - mówi.
- Gospodarki nie da się zamrozić na kilka tygodni lub miesięcy, a później ją odmrozić i funkcjonować dalej. Poziom zatrudnienia w USA po wielkim kryzysie z 2008 roku wracał do normy przez kolejne kilka lat. Dziś nie ma żadnego, absolutnie żadnego scenariusza, który byłby wiarygodny i pokazywał, jak zachowa się gospodarka po takiej sytuacji. Bo takiej sytuacji nigdy nie było - mówi Bartkiewicz.
Droga Europy
Analitycy nie mają wątpliwości, że dane dotyczące USA są sygnałem pokazującym, jaką ścieżką pójdzie reszta świata, w tym Europa. Pocieszenie? W Unii Europejskiej funkcjonuje zupełnie inny rynek pracy. Mówiąc wprost: zwalnianie pracowników nie jest tak łatwe. A to może oznaczać, że część firm przetrzyma pierwsze problemy do momentu uruchomienia programów wsparcia. Może się zatem okazać, że jeżeli niektóre firmy już nie zwolniły, to przez najbliższe tygodnie nie będą musiały tego robić.
- USA zaczęły walkę z wirusem zdecydowanie później niż Chiny i Europa. Już dziś skala epidemii jest tam największa na świecie. Można spokojnie zakładać, że powrót do normalności będzie trwał tam o wiele, o wiele dłużej - dodaje.
I właśnie dlatego Donald Trump i administracja amerykańska wyciągają wszystkie gospodarcze działa - chcą wpompować w gospodarkę blisko 2 biliony dolarów. W piątek Izba Reprezentantów przegłosowała pakiet stymulacyjny warty 2 bln dolarów.
- To bezprecedensowy, gigantyczny i… raczej polityczny program ratowania gospodarki - mówi money.pl Paweł Cymcyk, analityk giełdowy i prezes Związku Maklerów i Doradców.
Niemal 10 proc. PKB Stanów Zjednoczonych wart jest pakiet rozwiązań mających ratować gospodarkę w kryzysie. Pakiet składa się z 500 mld dolarów, które trafią na pomoc dla branż znajdujących się w trudnej sytuacji.
Do tego ponad 350 mld dolarów powędruje do małych i średnich firm w formie pożyczek. Kolejne 250 mld dolarów trafi na pomoc dla bezrobotnych. Dodatkowe 100 mld dolarów zostało przyznane szpitalom.
Mało tego, administracja Donalda Trumpa gotówkę będzie wręczać wprost części z obywateli. Jeżeli zarabiasz mniej niż 6,5 tys. dolarów miesięcznie, to możesz liczyć na 1,2 tys. dolarów dodatku. Taka pomoc jest zaplanowana dla każdego Amerykanina zarabiającego mniej niż 75 tys. dolarów rocznie. Ekonomiści takie działanie nazywają "odpalaniem helikopterów z pieniędzmi". Dlaczego? Bo dolary będą się sypać wprost z nieba.
Na tym jednak amerykańskie rozwiązania się nie kończą. Jak zwracają uwagę komentatorzy z USA - administracja sięga po stare legislacyjne rozwiązania. I tak rząd już zapewnił sobie nielimitowany dostęp do najważniejszych surowców. Wciąż rozważane jest użycie przepisów, które zmuszą firmy (produkujące dobra potrzebne do walki z wirusem) do podpisywania rządowych kontraktów. Na możliwe wykorzystanie przepisów z połowy ubiegłego wieku zwraca uwagę "The Washington Post". I przypomina, że to przepis przygotowany na czasy wojenne.
Jak zwraca uwagę Paweł Cymcyk, Donald Trump znalazł się w fatalnej sytuacji - epidemia zaczyna szaleć w USA na wiele miesięcy przed elekcją prezydencką, ale już podczas trwania kampanii wyborczej. - I w takich okolicznościach Trump musi walczyć z huraganem połączonym z wielkim kryzysem gospodarczym. Takiej próby gospodarka USA jeszcze nie przechodziła - dodaje.
- Ile pieniędzy to 2 biliony dolarów? W skrócie? To fura pieniędzy. To równowartość 10 proc. amerykańskiej gospodarki i mniej więcej czterokrotna wartość polskiej gospodarki. Tyle pieniędzy amerykańska administracja wpompuje do systemu, byle firmy masowo nie zaczęły się wywracać - mówi. Cymcyk zwraca jednak uwagę, że każdy program wsparcia gospodarki ma jeden problem. I jest nim czas.
- Zanim pieniądze trafią do ludzi, zanim trafią na firmowe konta, miną tygodnie. A przecież nie każdy ruszy do wydawania ich, ludzie będą wstrzemięźliwi. Nie ma więc łatwego przełożenia pomiędzy wartością programu, a jego skutecznością. Kluczowy jest tylko czas - dodaje.
I potwierdza to Piotr Bartkiewicz. - Nie ma takich pieniędzy, które zmuszą fabryki do wznowienia działalności, gdy pracownicy boją się przyjść do pracy. Nie ma takich pieniędzy, które wyciągną ludzi do pracy, do sklepów, kiedy boją się wyjść z domu - mówi.
Zwraca uwagę, że problemem wszystkich rządów będzie dotarcie do sektora małych i średnich przedsiębiorstw ze wsparciem. Z reguły to firmy lokalne, niemające wsparcia prawnego i księgowego. Mogą po prostu nie dożyć do czasu rozpoczęcia programów pomocowych.
Tygodnie fatalnych danych
Najbliższe tygodnie przyniosą jednak falę negatywnych wiadomości. I w USA, i w Europie. - Na dane, które pokażą skalę problemu, nie będziemy musieli czekać zbyt długo - mówi money.pl Paweł Cymcyk. Jednocześnie i USA, i Europa będą miały czarno na białym informacje, jak głębokie jest załamanie gospodarcze. - Będzie bolało - mówi krótko Cymcyk.
- Ostatniego dnia marca zobaczymy dane dotyczące zaufania amerykańskich konsumentów i najpewniej już tam będzie widoczne drastyczne załamanie nastrojów. To jasny sygnał: Amerykanie boją się przyszłości i nie planują wydawać pieniędzy. O ile banknoty można drukować w nieskończoność, to klientów już nie, a to oni napędzają gospodarkę - dodaje.
Na tym odczyty danych z gospodarek się nie skończą. I tak już 3 kwietnia w USA opublikowane będą pełne dane dotyczące rynku pracy, liczby nowych etatów i oczywiście liczby wniosków o zasiłek dla bezrobotnych. Tutaj powinny się również znaleźć dokładne dane dotyczące sytuacji poszczególnych branż. Dziś każdy stawia, że najgorzej jest w turystyce i gastronomii. Może się jednak okazać, że pozostałe – i o wiele więcej warte dla gospodarki działki - również zaczynają wpadać w kłopoty.
Z kolei w Europie kluczowe będą dane dotyczące wskaźników PMI - pokazujących aktywność ekonomiczną w Unii Europejskiej i Polsce. Marcowe, wstępne dane, pokazywały załamanie gospodarcze we Francji i w Niemczech. Najprawdopodobniej kwiecień zaczniemy od identycznych, złych wiadomości dla Polski.