Pandemia koronawirusa uderzyła też w kondycję finansową Kościoła. Od ponad miesiąca obowiązują ograniczenia liczby wiernych, a co za tym idzie praktycznie nie ma ofiar składanych na tacę. Te są podstawowym źródłem utrzymania większości parafii.
– Wszystkie wydatki związane z funkcjonowaniem parafii pokrywam teraz właściwie z własnych oszczędności. Płynność finansową dam radę utrzymać jeszcze przez trzy miesiące i zastanawiam się, co będzie dalej – mówi „Rzeczpospolitej” ks. Krzysztof Gonet, proboszcz wiejskiej parafii w Michalczewie w archidiecezji warszawskiej.
Problem dla księży jest tym większy, że epidemia wybuchła w okresie Wielkanocy, która zazwyczaj oznacza więcej ludzi w kościołach. Do tego komunie święte zostały odwołane.
Nie ma też ślubów i chrztów, które przynoszą Kościołowi dodatkowe pieniądze.
Na kryzysie cierpi też personel pomocniczy, np. organiści. Ich pensje proboszcz wypłaca z datków zebranych na tacę, a kościelne uroczystości to rodzaj premii.
– Ja jestem jeszcze w całkiem niezłej sytuacji, bo uczę religii w szkole – mówi „Rzeczpospolitej” Jan Buczyński, organista z parafii św. Kazimierza w Pruszkowie. – Wielu kolegów takich dochodów nie ma. Śluby się nie odbywają, pogrzeby ograniczone są tylko do cmentarza, więc organista potrzebny nie jest. Z tego co słyszę, wielu kolegów jest w zawieszeniu.
Brak pieniędzy w kasach parafii oznacza też mniejsze wpływy do budżetu diecezji, do której księża odprowadzają część pieniędzy z ofiar. Z pieniędzy diecezjalnych opłacane są m.in. seminaria czy urzędy biskupie.
Część pieniędzy z budżetów diecezji idzie też na utrzymanie Konferencji Episkopatu Polski, a część wędruje do Watykanu.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl